Milion chorych reszta przestraszonych

0
85


Premier Mateusz Morawiecki ogłosił kolejny sukces w walce z koronawirusem, bo liczba nowych zakażeń spadła poniżej 10 tys, ale dzień później znów było ich kilkanaście tysięcy. Zaś liczba wszystkich zachorowań od początku zarazy przekroczyła milion. Epidemiolodzy zakładają, że koronawirus będzie z nami jeszcze co najmniej przez pół roku. Oznacza to, że pandemia potrwa dłużej niż stan wojenny z początku lat 80.

Skoro o liczbach mowa, to brat i żona byłego ministra zdrowia prof. Łukasza Szumowskiego – który przejściowo stał się twarzą walki z pandemią a nawet cieszącym się największym zaufaniem politykiem, ale tylko do chwili ujawnienia skali interesów jego i rodziny, związanych z koronawirusem – sprzedali łącznie za 8,8 mln zł akcje firmy medycznej OncoArendi Therapeutics pracującej nad lekiem dla rekonwalescentów po COVID-19. Brat Marcin pozbył się udziałów za 3,7 mln zł, żona Anna aż za 5,1 mln zł. To odpowiedź na pytanie, kto na pandemii zarabia, skoro nawet banki ogłaszają zwolnienia, bardziej pod pretekstem niż z powodów epidemiologicznych, bo wywodzący się z tego sektora premier Mateusz Morawiecki troszczy się o jego interesy w stopniu, na który nie mogą liczyć polscy przedsiębiorcy, klasa kreatywna ani rolnicy i hodowcy. 

Dyżurny optymizm Mateusza Morawieckiego jeszcze późną wiosną i latem wytłumaczyć się dało perspektywą wyborów prezydenckich. Prognozy, że wirus się cofa służyły przekonaniu zwłaszcza starszych wyborców, że pójście na głosowanie nie wiąże się z niebezpieczeństwem, bo poparcie dla kandydata PiS Andrzeja Dudy wedle sondażowych wykazów rosło wraz z wiekiem. Udało się, ale tylko z wyborami, bo reelekcji doszło. Za to skutki masowego wylegania rodaków na plaże ponosimy do dzisiaj. Przewidział to Tygodnik “Angora” już latem na okładce opatrując zdjęcie stłoczonych nad morzem turystów komiksowym dymkiem: do domu wrócimy, wszystkich zarazimy. 

Teraz ogłaszanie kolejnych sukcesów na podstawie dosłownie parodniowej progresji danych trudniej racjonalnie wyjaśnić. Zwłaszcza, że całkiem niedawno propaganda rządowa obwiniała organizatorów demonstracji ulicznych, że zwołując ludzi na ulice i place, stwarzają zagrożenie dla zdrowia publicznego. Chyba, że planiści rządowi doszli do wniosku, że obraz polskiej rzeczywistości, zanadto przyczerniony, trzeba nawet na siłę rozjaśnić, skoro doraźnie określa go spór z większością Unii Europejskiej o powiązanie funduszy pomocowych z przestrzeganiem praworządności oraz dwa potężne konflikty w kraju: z rolnikami i hodowcami o “piątkę Kaczyńskiego” (teraz w sejmowej zamrażarce, ale wciąz nie wycofaną oficjalnie) oraz z przeciwnikami ustanowienia bocznymi drzwiami, z pominięciem parlamentu, przez Trybunał Konstytucyjny dodatkowych ograniczeń antyaborcyjnych. 

Impuls, jakim stało się ogłoszenie, że liczba zachorowań na COVID-19 w Polsce przekroczyła milion całkowicie jednak kasuje wszystkie optymistyczne zapowiedzi. Z pandemią spędzimy też kolejne święta: po Wielkanocy Boże Narodzenie, a skoro o tej sferze mowa, przypomnieć wypada, jak premier Mateusz Morawiecki w trybie nagłym zamknął cmentarze na Wszystkich Świętych, by w parę tygodni później otworzyć galerie handlowe. Empatia znów nie okazała się najmocniejszą stroną rządzącej ekipy. Odpowiedzialny za bezpieczeństwo wicepremier Jarosław Kaczyński parokrotnie uchwycony został przez fotoreporterów bez maski na twarzy, w trakcie obchodów smoleńskich czy wręczania nagrody Bronisławowi Wildsteinowi.

Zwykłemu obywatelowi w podobnej sytuacji policja wystawia mandat. Pod pretekstem pandemii funkcjonariusze brutalnie traktują uczestników demonstracji antyrządowych chociaż koronasceptyków, głoszących, że “pandemia to ściema” w trakcie ich zgromadzeń traktują jak święte krowy.

Zachorowało milion Polaków, dla pozostałych ponad trzydziestu głównym problemem pozostaje lęk o zdrowie własne i najbliższych, któremu towarzyszy poczucie opuszczenia przez władzę i świadomość jej braku odpowiedzialności.

Polacy najlepiej organizują się sami, na najniższym szczeblu: sąsiedzkim czy zakładowym, rodzinnym lub koleżeńskim. Przypomina to postawy ze stanu wojennego, ale autorami ogłoszeń o gotowości robienia zakupów sąsiadom bywają również – jak w moim siedmiopiętrowcu w śródmieściu Warszawy – osoby urodzone już po tym wydarzeniu. Nie zmieniło się to, że mamy państwo słabe, za to silne społeczeństwo. Nawet noszenia masek lepiej pilnują klienci w sklepach i przechodnie na ulicy niż straż miejska czy policja państwowa. Jednak najlepsze nawet wspólnoty sąsiedzkie nie stworzą antywirusowych laboratoriów ani nie wyprodukują szczepionki, nie zbudują działającego systemu zarządzania kryzysowego ani ostrzegania o zagrożeniach.

Państwo zawiodło w swoich podstawowych funkcjach, których nie zdejmą z niego nawet najbardziej radykalni liberałowie. Moloch biurokracji okazał się nieruchawy i do praktycznego działania niezdolny. Zaś każdy, kto w tej sytuacji przedwcześnie ogłasza sukcesy, przyjmuje na siebie moralną odpowiedzialność za kolejne zachorowania, spowodowane lekceważeniem zasad przez tych, którzy uwierzą w optymistyczny przekaz. Przerabialiśmy to już raz latem. Jednak Morawiecki uczy się powoli, jego ministrowie również. 

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 6

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here