W trzecią rocznicę śmierci Jana Olszewskiego premier Mateusz Morawiecki oraz były minister obrony Antoni Macierewicz zamiast skupić się na oddaniu mu hołdu ucięli sobie pogawędkę niemal na jego grobie, a w jej trakcie operatorzy i fotoreporterzy uwiecznili dziwaczne miny szefa rządu.

Jakby strasznie był na rozmówcę wściekły lub czymś został przez niego zbulwersowany. Mniejsza o szczegóły: faktem jest, że w tym miejscu i czasie premier zachować się nie umiał. Chociaż jego ojciec Kornel był jednym ze współpracowników Mecenasa w Ruchu Odbudowy Polski a rządząca partia – mimo faktu, że to Jarosław Kaczyński doprowadził rząd Olszewskiego do upadku, zmierzając do koalicji z Unią Demokratyczną – obłudnie odwołuje się do tradycji “rządu przełomu”. 

Po Macierewiczu nikt się zapewne lepszego zachowania nie spodziewał: przed 30 laty niefortunną i przeprowadzoną na krawędzi burleski operacją lustracyjną (wśród domniemanych agentów znaleźli się zarówno ówczesny prezydent Lech Wałęsa, jak marszałek Sejmu Wiesław Chrzanowski) przyspieszył upadek rządu przełomu, przesądzony w wyniku intryg Kaczyńskiego z Bronisławem Geremkiem, bo obecny szef PiS liczył, że ten drugi wprowadzi go z przedpokojów na warszawskie salony, w zamian za poparcie oświeconej koalicji zdominowanej przez Unię Demokratyczną. Jakby tego było mało, w pięć lat później Macierewicz współdziałając z Jackiem Kurskim rozbił Janowi Olszewskiemu jego partię Ruch Odbudowy Polski, po czym jeszcze… oni obaj pokłócili się nawzajem.

Premier jednak z racji urzędu zobligowany wydaje się do innych standardów. Tym razem kompletnie o nich zapomniał. Nikt mu przecież nie kazał na te Powązki jechać. Skoro się tam udał, by pomimo mokrego śniegu ogrzać się w blasku pamięci wielkiego choć skromnego człowieka, jakim zawsze pozostawał Mecenas Jan Olszewski, obrońca w procesach politycznych, współtwórca wraz z Wiesławem Chrzanowskim statutu pierwszej Solidarności wreszcie zaś premier rządu przełomu i lider ROP – trzeba było zachować się godnie.

Nie po raz pierwszy młodszy z Morawieckich pokazuje, że manier ani empatii wcale po ojcu Kornelu nie odziedziczył. Kiedy oznajmił, że modli się za żurnalistę, złożonego wirusem COVID-19 – musiał nim być akurat najwierniejszy podnóżek pisowskiej władzy Piotr Semka, chociaż w pandemii ucierpiało również wielu dziennikarzy opozycyjnych lub politycznie neutralnych, a przymiotnik “katolicki”, o czym szef rządu zapewne nawet nie wie, znaczy przecież “powszechny”. Premier jednak inaczej nie potrafi. 

Tym razem zmarnował jednak wielką szansę, by zachować się przyzwoicie i godnie. W ekipie PiS brakuje bohaterów wielkiej Solidarności. Nie mówię o jej maruderach pokroju Jana Mosińskiego. Niedawno w licznym opozycyjnym gronie wyliczaliśmy obecne opcje historycznych założycieli TKK w stanie wojennym i kolejnych jej członków. Wyszło nam, że Panteon bohaterów oporu lat 80 dzieli się na tych, którzy PiS zwalczają w szeregach opozycyjnych dziś partii (Bogdan Borusewicz) lub czynią to indywidualnie (Władysław Frasyniuk), ale wśród historycznych przywódców nie doszukaliśmy się choćby jednego zwolennika PiS. Chociaż używająca wciąż prawem kaduka historycznej nazwy resztówka NSZZ “Solidarność” kierowana przez Piotra Dudę, który w stanie wojennym strzegł budynków reżimowej telewizji przed ekstremą solidarnościową, czyli swoimi obecnymi podwładnymi – formalnie PiS popiera. Postrzegana jest jednak przez pryzmat  postaci żałośnie anegdotycznych jak obecny szef Regionu Mazowsze Andrzej Kropiwnicki znany z manier, przy których członek biura politycznego Albin Siwak pozostawałby arbitrem elegancji.

W tej sytuacji odwołanie się do autorytetu społecznego i moralnego, jaki w polskiej historii najnowszej stanowi Jan Olszewski, okazałoby się dla rządzących przyznaniem się do pewnej tradycji, której wprawdzie nie współtworzyli – niszczyli raczej – ale przecież stanowi wspólną domenę Polaków.

Ale najpierw trzeba umieć się zachować. 

Pojedynek na miny w stylu tego najsłynniejszego z “Ferdydurke” Witolda Gombrowicza, jaki tam toczą Syfon z Miętusem, powtórzyli nad grobem Mecenasa i pierwszego od 1928 r. premiera pochodzącego w wyborów wolnych a nie kontraktowych jeden z jego następców i dawny członek jego rządu. To miara ich małości. Wielkości Olszewskiego wcale to nie zaszkodzi. 

W trudniejszych jeszcze niż era pandemii czasach stanu wojennego poeta Adam Zagajewski zauważył: “Historia jest robotą partaczy i łotrów. Takich, co nawet w kościele usiedzieć spokojnie nie potrafią”. 

Cytuję z pamięci. My im to zapamiętamy…

Akurat pamięć Mecenasa Olszewskiego posłużyć mogłaby za instruktaż postępowania dla obecnej władzy, właśnie zwracającej samej sobie w formie przelewów zaliczki pobrane na podstawie Polskiego Ładu, bo przecież posłowie nie mogą tracić sami za sprawą absurdów, które uchwalili. 

Rząd Jana Olszewskiego zmienił zasadniczo stosunek władzy do przemian własnościowych w gospodarce. Powstrzymał masową realizację zasady, że fabryka warta jest tyle, ile ktoś jest skłonny za nią zapłacić. Uratowało to sporo sreber rodowych z majątku narodowego. 

Przede wszystkim jednak w kwietniu 1992 r. rząd Jana Olszewskiego osiągnął pierwszy po zmianie ustrojowej wzrost gospodarczy. Nie stanowiło to oczywiście wyłącznej zasługi samego premiera, z właściwą sobie skromnością podkreślającego, że sam się na ekonomii nie zna, ale ludzi, których sobie dobrał do współpracy. Zapracowali na to minister finansów Andrzej Olechowski i pracy Jerzy Kropiwnicki – jeszcze niedługo wcześniej wywodzący się z przeciwnych obozów politycznych – oraz główny doradca gospodarczy Dariusz Grabowski. Nie chodziło o optymistyczne słupki ani marketing władzy. Dokonała się historyczna przemiana. Za sprawą odwrócenia spadkowych tendencji Polacy, często zmuszeni do zaciskania pasa i wylęknieni z powodu możliwości utraty pracy, niekiedy imający się tymczasowych zajęć z handlem ulicznym z rozstawionych polowych łóżek włącznie – przekonali się, że warto było ustrój zmieniać. Bo odejście od socjalizmu oznacza rozwój i nową perspektywę. Na tym polegał największy przełom, jakiego rząd Mecenasa dokonał…     

A z głupich min na Jego grobie… pozostaną tylko memy…

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 2

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here