Mocny człowiek z ustawką w tle

0
57

Donald Tusk znalazł się w komfortowej sytuacji. Żeby wystąpić w roli mocnego człowieka, nie musi rozwiązywać nabrzmiewających problemów Polski. Wystarczy, że skarci najbardziej zdemoralizowanych przedstawicieli aparatu własnej partii: tak jak uczynił to z Borysem Budką, skompromitowanym obecnością na jublu pisowskiego żurnalisty w czasie, gdy jako szef klubu powinien pracować w Sejmie.

Tym samym Tusk przejął styl swojego wroga Jarosława Kaczyńskiego: rozwiązuje problemy, za których powstanie sam może czuć się odpowiedzialny: przecież to on niedawno wyniósł Budkę kosztem Cezarego Tomczyka na stanowisko przewodniczącego klubu parlamentarnego Koalicji Obywatelskiej, sejmowej emanacji Platformy. Teraz, jak na demiurga polityki przystało, go poniżył.         

Dwie najobrzydliwsze afery ostatnich lat, zbiegiem okoliczności ujawnione w odstępie kilku dni – Skórzyńskiego i Budki – łączy fakt, że rozgrywają się tam gdzie stykają się sprawy władzy politycznej z biznesem mediów, formalnie wprawdzie niezależnych, ale kombinujących z rządzącymi ile wlezie. 

Zwolennicy poglądu, ze kapitał nawet medialny nie ma barw narodowych i stwierdzenia Deng Xiaopinga, który kierując Chiny na drogę dzikiego kapitalizmu po maoistowskim eksperymencie utrzymywał, że nieważne, czy kot czarny czy biały, byle myszy chwytał – mogą się też przekonać, nie tyle czarno na białym co żółto na niebieskim (bo takie są kolory logotypu TVN), że problem aferalnego styku z władzą cechuje nie żaden polski kapitał, nie Polsat przecież ani łódzką Angorę, lecz wyłącznie inwestujące w Polsce koncerny zagraniczne: Mazurek, kiedyś wieloletni pieczeniarz partyjnego pisowskiego “Nowego Państwa” teraz prowadzi pogawędki z politykami na antenie niemieckiego chociaż polskojęzycznego radia RMF, zaś kariera innego “bad boya” świata mediów Krzysztofa Skórzyńskiego wiąże się nierozerwalnie z telewizją, pozostającą w gestii właścicielskiej amerykańskiego Discovery.     

Topowy żurnalista TVN Krzysztof Skórzyński, jeden z tych, co podgrzewali emocje wokół własnej stacji jako rzekomo zagrożonej przez zakusy rządzących, zaraz, gdy tę pracę na rzecz demokracji kończył, po godzinach suflował ministrowi z PiS, szefowi Kancelarii Premiera Michałowi Dworczykowi. Nie liberałowi jakiemuś ani “miękoszonowi”, jakim to mianem w partii rządzącej obarcza się zwolenników łagodnych metod, lecz protegowanemu samego Antoniego Macierewicza. “Hard-linerowi” jak mawiają politycy.  

Rodzi się pytanie, czy Skórzyński, postać raczej tuzinkowa, jako jedyny ze swojej stacji dopuścił sie podobnych praktyk. Nie na nas spoczywa ciężar dowodu, że koledzy jego spod znaku TVN na szerszą skalę nie byli zamieszani w lewy pseudodoradczy proceder, lecz na jego szefach. Póki nie przekonają opinii publicznej, pozostanie ona nieufna, skoro dopiero co tak brutalnie wystawiono do wiatru wszystkich, co naprawdę uwierzyli, że TVN broni nie własnej koncesji komercyjnej (nie jest wszak nadawcą społecznym) i wybujałych dochodów z reklam, lecz wolności słowa w Polsce.   

W 1983 r. Jerzy Urban jako rzecznik rządu rekomendował ministrowi spraw wewnętrznych gen. Czesławowi Kiszczakowi dziennikarza telewizyjnego Mariusza Waltera, późniejszego założyciela TVN, do zespołu propagandowego, który miał powstać w MSW –  wynika z Biuletynu IPN cytowanego przez Money.pl (z 20 grudnia 2006). Tyle, że niczego to nie wyjaśnia. Poza tym może, że polskie media wciąż nie potrafią się oderwać od najbardziej złowrogiego segmentu swojej przeszłości.

Czasem również wobec tego co zupełnie niepowtarzalne i nie znajdującego historycznych analogii nie umieją znaleźć godnej postawy. Świadczy o tym udział bossów TVN, w tym założyciela stacji Waltera oraz jej dyrektora programowego i znanego playboya Edwarda Miszczaka w aferze szczepionkowej, kiedy to celebryci najpierw zaszczepili się poza kolejnością przeciwko COVID-19 a potem łgali, że uczynili to ramach akcji promocyjnej. Ta ostatnia okazała się jednak wyłącznie blagą. Chociaż TVN miała środki wystarczające, żeby nawet już po fakcie z nią wystartować, żeby ratować wiarygodność szefów. Nie okazała się ona jak widać wartością w cenie, a prześladujący zwykle wszystko co rządowe reporterzy stacji nie ruszyli na zdjęcia, by skandal prześwietlić.

Skoro rzecz zalicza się do kategorii serio a nie buffo, nie zaproponuję Państwu Internautom zgadywanki, który jeszcze gwiazdor TVN po godzinach podpowiada pisowskim ministrom i którym: ani czy wśród suflowanych im działań znalazła się także “Lex TVN”, która drastycznie miała uprawnienia stacji ograniczyć, tyle, że w toku dalszych prac… o ustawie zapomniano.

Za to bez żenady z pisowskimi notablami, w tym Markiem Suskim od “Lex TVN” i Łukaszem Szumowskim od respiratorów, zabawiali się w pięknych okolicznościach przyrody przewodniczący klubu KO Borys Budka oraz były minister obrony Tomasz Siemoniak. Pretekstem stały się 50. urodziny Roberta Mazurka, wieloletniego żurnalisty propagandowego partyjnego pisowskiego pisma “Nowe Państwo” 

Bohaterów obu afer, poza odrażającą moralną szpetotą ich zachowań, łączy również zdolność spadania na cztery łapy. Krzywdy nie pozwolą sobie zrobić.

Budka z Siemoniakiem zamiast złożyć poselskie mandaty, bo dalsze ich sprawowanie w tej sytuacji to wstyd, oddali się do dyspozycji partyjnych gremiów. Podobnie red. Skórzyński, consigliere twardogłowego ministra, szefa Kancelarii Premiera Michała Dworczyka, został wyłącznie przez wyrozumiałych ponad miarę bossów z Augustówki zawieszony.

Rodzi się pytanie: skoro za tak oczywiste pogwałcenie wszelkich zasad etyki stacja tylko zawiesza, to co trzeba zrobić, żeby zostać z TVN wyrzuconym? Odpowiedź znamy, udzielił jej przed laty Adam Michnik na pytanie, co musiałby uczynić Bronisław Komorowski żeby przegrać wybory prezydenckie z Andrzejem Dudą: przejechać po pijanemu zakonnicę na pasach. Jak wiemy, Komorowski niczego takiego się nie dopuścił. Umoczył – jak mówią  w slangu zawodowi politycy – w obu turach, bo w kampanii zaufał “naszej telewizji”, jak wtedy TVN określał członek jego komitetu wyborczego wielki reżyser Andrzej Wajda.  

Nieoficjalnie wiadomo, że gdy trwała już feta pisowskiego dziennikarza, w której udział otwarcie dyskredytuje przedstawiających się jako demokraci posłów – telefon, wzywający na jej miejsce “paparuchów” jak nazywa się też w slangu dokumentujących skandale fotoreporterów, wykonano na polecenie jednego z czołowych posłów PO-KO, rywala zarówno Siemoniaka jak Budki. Teraz ma szansę zastąpić na stanowisku drugiego z nich. Nie tylko z historii Hiszpanii wiemy, że wojny domowe pozostają najokrutniejsze i używa się w nich najmniej godziwych metod.   

Kto Budki żałuje, nawet naiwnie i po knajacku, jak niektórzy młodzi politycy PO, że dał się głupio na tym biesiadowaniu paparazzim złapać, niech pamięta, że to nie pierwszy jego wyskok. Przed rokiem dogadał się zakulisowo z Ryszardem Terleckim, przewodniczącym klubu parlamentarnego PiS co do podwyżki uposażeń poselskich, chociaż w kraju szalała już pandemia. Zamiar storpedowali jednak senatorowie: Jacek Bury (teraz już w Polsce 2050 Szymona Hołowni) i Bogdan Klich, zyskując poparcie marszałka Izby refleksji Tomasza Grodzkiego. Po zastopowaniu projektu Terlecki z zemsty sekretne w założeniu pertraktacje z Budką publicznie ujawnił, całkowicie go kompromitując. Budka nie może więc domagać się teraz po ochlaju u pisowskiego żurnalisty drugiej szansy, skoro już ją dostał i zmarnował.   
Mniejsza o to, co sprawcy obu afer zrobili innym politykom – dodatkowo pogarszając i tak dołujące oceny pracy ich wszystkich – oraz dziennikarzom, których reputacja została nawątlona, nawet jeśli propagandzisty Mazurka ani hipokryty Skórzyńskiego wcale za swojego kolegę nie uważają. Skupić się wypada na tym, co uczynili opinii publicznej.

Spór od dawna podsycany okazuje się nagle tylko ustawką. PiS miał wszak dybać na niezależność mediów, a prawo do nadawania programu przez stację TVN w szczególności. Tymczasem okazało się – za sprawą maili ujawnionych przez rosyjskich hakerów – że gwiazdor TVN Krzysztof Skórzyński nie tylko podpowiadał ministrowi Michałowi Dworczykowi sposób zachowania przy ogłaszaniu dotyczących walki z pandemią decyzji, ale wręcz poprawiał mu tekst oświadczenia, przygotowanego na konferencję prasową. Jednak w innym mailu Dworczyk skarży się premierowi Mateuszowi Morawieckiemu, że Skórzyński źle mu doradził: skoro na niego skarży, to widać, że fakt podobnej współpracy nie tylko pozostaje szefowi rządu nieznany ale nie uważa on tego typu współdziałania za naganne. Świadczy to o standardach zarówno władzy jak prywatnej stacji. I nie stanowi to wyłącznie problemu polityków ani pracowników mediów.      

To od wyborców i telewidzów Budka i Skórzyński usłyszą zapewne, że tym razem amnestii nie będzie. 

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 4

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here