Najlepszy kandydat, którego jeszcze nie znamy

0
382

Kunktatorstwo rządzącej Koalicji Obywatelskiej w kwestii ogłoszenia kandydatury na prezydenta może zemścić się tym, że za rok do pałacu przy Krakowskim Przedmieściu wprowadzi się Mateusz Morawiecki. Rafał Trzaskowski deklarację startu miał złożyć na sierpniowym “Campusie Polska”, teraz mowa o jesieni lub terminie jeszcze późniejszym. 

Nie wygląda to wcale na political fiction, bo PiS stracił wprawdzie władzę ale nie społeczne poparcie, a Morawiecki z sześcioma latami sprawowania urzędu premiera wyprzedzany tylko przez obecnie urzędującego Donalda Tuska (ten niebawem zamknie ósmy rok w gabinecie szefa rządu, chociaż z kilkuletnią przerwą), nie wzbudza w wyborcach podobnej antypatii czy przestrachu, co Jarosław Kaczyński, który przepadł w walce o stanowisko głowy państwa nawet w posmoleńskich wyborach 2010 roku.

Jeśli kandydatem na prezydenta z opóźnieniem ogłoszony zostanie Rafał Trzaskowski, a za rywala mieć będzie Szymona Hołownię, marszałka Sejmu z Trzeciej Drogi, dla którego prezydentura stanowi główny cel polityczny – oraz właśnie Morawieckiego, wszystkie moce sprzysięgną się przeciw pretendentowi Koalicji Obywatelskiej.

Po pierwsze za rok skumuluje się uzasadnione niezadowolenie z rządów “koalicji 15 października”, już teraz silnie się zaznaczające, gdy funduje ona wyborcom kolejne wojenki i rozliczenia zamiast realizacji obietnic. W potocznej świadomości i nie bez racji odpowiada za to wiceprzewodniczący Platformy Obywatelskiej (czyli zastępca Tuska w partii) Trzaskowski, a nie lider sojuszniczej Polski 2050 Hołownia. Co równie ważne, Trzaskowski pozostaje fatalnym prezydentem Warszawy, podczas gdy Hołownia marszałkiem Sejmu sprawnym i dbającym o efekt marketingowy swoich działań.

W tej sytuacji Hołownia może okazać się po raz wtóry czarnym koniem prezydenckich wyborów, jak poprzednio w 2020 r, gdy zajął trzecie miejsce. Jeśli nie wpuści Trzaskowskiego do drugiej tury, zapewne pokona w niej Morawieckiego i zostanie prezydentem.

Jeśli jednak zdarzy się odwrotnie, czyli wygra przy wielkim wsparciu mediów Trzaskowski, to elektorat pokonanego Hołowni zamiast na niego zagłosować, zostanie w domu. Zdejmowanie krzyży ze ścian urzędów w Warszawie raczej nie przekona konserwatywnych wyborców Polskiego Stronnictwa Ludowego ani Polski 2050  W tym wariancie prezydentem będzie Mateusz Morawiecki.     

 Szukanie nowego Dudy to ściema, jak mówią młodsi wyborcy

Na razie nie tylko jeszcze nie został namaszczony na kandydata, ale prezes Jarosław Kaczyński i inni politycy PiS zapowiadają raczej poszukiwanie “nowego Andrzeja Dudy”. Tyle, że przymierzani do tej roli politycy – jak niedawny rywal Trzaskowskiego w wyborach warszawskich Tobiasz Bocheński czy syn byłego marszałka Kacper Płażyński radzą sobie z nią fatalnie. A Kaczyński znany jest nie z dotrzymywania słowa, lecz dbałości o interesy własnej partii. Tylko kandydatura Morawieckiego jest je w stanie skutecznie zabezpieczyć.

Socjolog z Instytutu Piłsudskiego Andrzej Anusz widzi rzecz następująco: “Mateusz Morawiecki jest najpoważniejszym kandydatem PiS na prezydenta i może zapewnić partii pierwszy podstawowy cel – zwarcie szeregów, wejście w niezłym stylu do drugiej tury, w której szanse na wygraną będą jednak niewielkie. Jednak samo wprowadzenie kandydata do drugiej tury, konsolidacja elektoratu, zwarcie szeregów jest dziś dla PiS najważniejszym celem (..)” [1]. A na pewno argumentem władnym przekonać prezesa Kaczyńskiego, dla którego rola lidera silnej partii pozostaje ważniejsza niż “kingmakera” nawet jeśli w wypadku Dudy kreowanie postaci politycznych mu się udało, bo przecież lepiej czy gorzej jego protegowanemu sprawować przyszło urząd  prezydencki przez dwie kadencje. Nawet teraz u schyłku ten ostatni osłania skrzętnie rozmaite nieprawości PiS, o czym świadczy faktyczne udzielenie Mariuszowi Kamińskiemu i Maciejowi Wąsikowi azylu w prezydenckim pałacu oraz ich ułaskawienie. Jeśli rzecz ująć najkrócej: po co szukać nowego Dudy, skoro rolę tę wypełnić może Morawiecki. Odpowiedź wydaje się prosta: robi się to w tym celu, aby zwieść konkurentów i niechętne media.  

Cytowany już raz socjolog z Instytutu Piłsudskiego Andrzej Anusz przywołuje wyniki badań opinii, pokazujące, że za prezydencką kandydaturą Morawieckiego opowiada się 22 proc. wyborców, podczas gdy za Beatą Szydło ledwie 8 proc, zaś Przemysław Czarnek zyskuje w tej roli aptekarskie 3,5 proc zwolenników [2]. Dopiero za tą trójką plasują się egzotyczni kandydaci na “nowego Dudę”. Rachunek wydaje się oczywisty, wniosek z tego wszystkiego – tym bardziej.     

Jeśli o szanse kandydatów wszystkich sił chodzi, nie dostarczają wskazań podobnie jednoznacznych rankingi zaufania, zresztą pamiętamy, jak liderujący w nich kiedyś Jacek Kuroń a później prof. Zbigniew Religa potem sparzyli się na wyborach prezydenckich. Tyle, że jeśli mowa o doborze kandydata z PiS, żadnych wątpliwości nie pozostawiają.

Polacy najmocniej ufają – według IBRIS (badanie z 18-19 czerwca) – prezydentowi Dudzie (43 proc), po nim Trzaskowskiemu (42 proc) i Tuskowi (41 proc), w dalszej zaś kolejności Morawieckiemu (38 proc) i Hołowni (36 proc). Widać więc, że zarówno Andrzej Duda, chociaż przezywany “notariuszem Kaczyńskiego”  lub wprost jego “długopisem”, jak i były premier przez niechętnych określany imieniem Pinokia, wraz z utratą władzy przez ich obóz, swoje społeczne aktywa zachowali w znacznej mierze – co na skłonnych do euforii prognostów ze studia TVN i siedziby Agory przy Czerskiej powinno podziałać otrzeźwiająco. Zwłaszcza, gdy ich pupile zawodzą. Znamy też nieuchronne bariery wzrostu poparcia dla nich.     

Trzaskowski już raz przegrał a o Warszawę nie dba

Rafał Trzaskowski kojarzy się znacznej części obywateli z porażką w wyborach na prezydenta kraju, poniesioną całkiem niedawno, bo przed czterema laty. Kiedy zastąpił w szrankach słabnącą w sondażach Małgorzatę Kidawę-Błońską, nie miał za zadanie wygrać z Dudą. Chodziło tylko o to, żeby przeskoczył i pokonał Hołownię, ocalając tym samym dla Koalicji Obywatelskiej – Platformy Obywatelskiej pozycję drugiej siły politycznej w kraju. Cel ten zrealizował. Ale wyborca, zwłaszcza ten młodszy, ma prawo wszystkich tych machinacji nie pamiętać. Za  to do Trzaskowskiego trwale przykleiła się etykieta “losera”. Być może popełnił błąd, że nie powalczył o przywództwo PO-KO z Tuskiem, kiedy ten ostatni powrócił do kraju po pełnieniu urzędu w Europie.

Jeszcze łatwiej postawić Trzaskowskiemu zarzut braku skuteczności w Warszawie. Dwa razy wygrał tu wybory w pierwszej turze, bo mieszkańcy bardziej niż jego niedbalstwa obawiali się rządów PiS. Wątpliwą wizytówką gospodarza stolicy po sześciu latach okazują się krzywe chodniki, na których trzeba uważać, by się nie potknąć, kompletny chaos inwestycji i brak stylu, czego krańcowym przejawem okazuje się “patodeweloperka”. Postach sieją pijani rowerzyści i użytkownicy hulajnóg, przed którymi muszą uchodzić przechodnie. Bezkarnie panoszą się żebracy, a parki zamieniają w meliny. Rozgrzebane remonty (ostatnio na Chmielnej i placu na Rozdrożu) stwarzają wrażenie totalnego bałaganu. Tam, gdzie się kończą, okolica – jak przy Domu Braci Jabłkowskich czy na placu Trzech Krzyży –  prezentuje się… dużo gorzej niż przedtem.

O tym wszystkim wiedzą głównie warszawiacy, cała Polska zaś dostrzega dziwaczne odwlekanie ogłoszenia kandydatury Trzaskowskiego… lub jakiejkolwiek innej z KO.

Najpierw z kuluarowych zapowiedzi wynikało, że nastąpi to w sierpniu w trakcie “Campusu Polska”, rodzaju partyjnej szkoły letniej Platformy Obywatelskiej – Koalicji Obywatelskiej na Warmii. Bo przecież nie w Warszawie, która dla Trzaskowskiego stanowi wyłącznie trampolinę do kariery ogólnopolskiej.

Nie zachowuje się jednak jak polityk zdeterminowany, żeby rzeczywiście ją zrobić. Kugluje raczej i niewiele ma do powiedzenia, jak w niedawnym wywiadzie dla “Gazety Wyborczej” [3]. Pod znaczącym ale i autodestrukcyjnym tytułem: “Nie uchylałem się przed poważnymi wyzwaniami”. A  teraz, chciałoby się w pierwszym odruchu spytać… Skąd ten czas przeszły, zwykle charakteryzujący polityków schyłkowych?  I dlaczego o przyszłym kandydacie PO-KO na prezydenta Rafał Trzaskowski wypowiada się w trzeciej osobie, skoro to on sam podobno ma nim zostać? 

Na rzeczowe pytanie: “Jeśli to pan zostałby kandydatem na prezydenta RP, to jakimi hasłami programowymi chciałby pan przekonać do siebie Polaków?”, Trzaskowski odpowiada rozbrajająco: “Za wcześnie na takie deklaracje. Ale – nie przesądzając w stu procentach o mojej kandydaturze – oczywiście każdy, kto zna moją drogę polityczną, doskonale zdaje sobie sprawę, jakimi tematami zajmowałem się przez ostatnie 20 lat” [4]. Tylko jakie ma to znaczenie dla wyborców, skłonnych do skupienia na czym innym niż wertowanie curriculum vitae kandydata, co w dodatku wzbrania się przed nazwaniem samego siebie tym właśnie mianem?         

Gdy sam Trzaskowski opowiada, że partia zdecyduje jesienią (lub nawet – cóż za precyzja: “nieco później”) i daje do zrozumienia, że kandydatem PO-KO niekonieczne musi być on sam – uruchamia proces dla siebie niszczący. Budzi demona. Pojawia się bowiem znienacka fantom kandydata Koalicji Obywatelskiej na prezydenta, lepszego niż Trzaskowski do tej roli. Tyle, że w realu żadna postać spełniająca podobne parametry nie istnieje a przynajmniej nie dała o sobie znać. Radosław Sikorski jest zbyt mało poważny. Nadaje się może na partyjne prawybory (w 2010 r. przegrał je z Bronisławem Komorowskim) ale… ani kroku dalej.  

W tej sytuacji Trzaskowski przegrać może najpierw z cieniem nieistniejącego, chociaż o rozlicznych przymiotach, kandydata – a dopiero później z rywalami.     

[1] Morawiecki na prezydenta? Dr Anusz dla Salonu 24: ma ważniejszy cel. Salon24.pl z 2 maja 2024

[2] sondaż United Surveys dla Wirtualnej Polski z 7-9 czerwca 2024

[3] Nie uchylałem się przed poważnymi wyzwaniami. Z Rafałem Trzaskowskim rozmawia Arkadiusz Gruszczyński. “Gazeta Wyborcza” z 22 lipca 2024

[4] ibidem

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 11

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here