Marian Banaś okazuje się najskuteczniejszym oponentem rządzących. Potwierdziło to jego wysłuchanie przed komisją senacką w sprawie afery Pegasusa, gdzie ujawnił, że służby specjalne szpiegowały jego prywatne maile oraz włamywały się do telefonu komórkowego. Chociaż nie ma nawet pewności, że dokonały tego z użyciem inkryminowanej technologii – dla rządzących wszystko to fakty kłopotliwe.
Obrona niezależności Najwyższej Izby Kontroli okazuje się niezbywalna dla demokracji. Opozycja, która wielu spraw nie rozumie, tę akurat pojąć musi. Czas zerwać z logiką TVN, że kto nie nasz, ten wróg.
Prezes NIK Banaś wprawił rządzących w wielokrotną konfuzję, zapowiadając wezwanie przed oblicze Izby Jarosława Kaczyńskiego jako wicepremiera odpowiedzialnego ze bezpieczeństwo w kwestii zasadności używania systemu inwigilacji Pegasus. NIK zamierza również zapytać marszałek Sejmu Elżbietę Witek o jeden z programów społecznych związanych z walką z pandemią. Już wcześniej – jak w kwestii pamiętnych wyborów kopertowych, których zamierzone przeprowadzenie przez Pocztę Polską naraziło budżet na straty, a głosowanie i tak odbyło się przy urnach – konkluzje raportów NIK za rządów Banasia okazały się dla rządzących skrajnie deprymujące. Towarzyszyły im wnioski prokuratorskie w sprawie premiera Mateusza Morawieckiego i innych prominentnych polityków.
Rzadko który urzędnik czy polityk – a Banaś udowodnił, że gdy ma wybierać, pierwsza z obu ról okazuje się dla niego ważniejsza – pokazał, że tak bardzo zasłużył na towarzyszący mu przydomek. Przymiotnik “żelazny” towarzyszy jego imieniu od opozycyjnych czasów. Góral z Orawy studiował w Krakowie. Marian Banaś szybko nawiązał tam kontakty z opozycją. Ćwiczył zarazem sporty walki. Rychło w związku z nikłym bezpieczeństwem w akademiku dogadał się z kierownictwem, że ochronę zapewnią zaprzyjaźnieni karatecy. Nie tylko zapobiegali kradzieżom i awanturom, ale ilekroć w domu akademickim pojawiała się milicja i bezpieka, któryś z nich szedł z portierni na górę, bo ostrzec lokatorów pokoi, żeby pochowali zawczasu nielegalne wydawnictwa.
Związany ze środowiskami niepodległościowymi i pracujący w Regionie Małopolska NSZZ “Solidarność” Marian Banaś, rocznik 1955, w stanie wojennym wykazał się bohaterską postawą, za co zapłacił wysoką cenę. Ukrywał się przez kilka dni, próbując organizować opór. Został jednak schwytany. Żona pod wpływem przeżyć poroniła. Sam Banaś zaś otrzymał wysoki wyrok, ale również za kratami postępował w nieugięty sposób. Wyszedł na przerwę w odbywaniu kary dopiero na kolejne Święta Bożego Narodzenia.
W czasie zmiany ustrojowej wyjechał do pracy w USA. Nie ukrywa, że się tam dorobił. Potem przez lata pozostawał w służbie państwowej. Łączony był ze środowiskami, z których wywodzi się PiS. Z czasem jednak udowodnił, że niczyim posłusznym żołnierzem być nie zamierza, gdy o publiczne sprawy chodzi.
Za kandydaturą Banasia na szefa NIK przemawiała jego działalność przeciwko mafiom watowskim, doświadczenie na stanowisku ministra finansów i szefa kontroli skarbowej. Rekomendujący go liderzy PiS wskazywali, że Banaś jest postacią kryształową. Przypomniano im to potem, gdy odsądzali go od czci i wiary.
Znosił wszelkie naciski, ale im się nie poddawał. Zwłaszcza, że i w wolnej Polsce życie go nie oszczędzało: jeden z synów zginął w trakcie wspinaczki w Pirenejach. Banaś niewątpliwie jednak reprezentuje typ człowieka, którego cierpienia hartują a nie łamią.
Najpierw atakowała go telewizja TVN za wynajęcie kamienicy na dom uciech prowadzony przez dresiarzy. Tłumaczył, że przejął budynek po samotnym kombatancie, którego do końca jego dni otaczał opieką. PiS najpierw Banasia niemrawo broniło, potem próbowało skłonić do rezygnacji. Nie chodziło o zarzuty dziennikarzy śledczych lecz o partyjne dyrektywy, których nie respektował. Znów się nie poddał.
Rozpętano przeciwko jego rodzinie nagonkę z udziałem służb specjalnych, syn Jakub stracił pracę, zatrzymywało go Centralne Biuro Antykorupcyjne (pokazowo na lotnisku w Balicach gdy wracał wraz z rodziną z urlopu) i stawiano mu zarzuty poświadczenia nieprawdy w dokumentach dla urzędu skarbowego. Zapewne gdyby szukać najszpetniejszych przejawów polskiej polityki ostatnich lat, ta operacja mogłaby pretendować do podobnego miana. Jednak co znaczące, z zeznań Banasia przed komisją senacką wynika jasno, że służby podległe ministrowi spraw wewnętrznych Mariuszowi Kamińskiemu akcję inwigilacji kandydata na prezesa NIK w tym montowania mu podsłuchu domowego zaczęły jeszcze wówczas, gdy jego prawowierności nie kwestionowano, a kompetencje publicznie wychwalano. Zapewne sam Kamiński zmierzał do utrącenia Banasia jako pretendenta do tej funkcji, ale też wyszedł naprzeciw oczekiwaniom Jarosława Kaczyńskiego, dla którego nieufność pozostaje nieodłącznym elementem stylu uprawiania polityki.
Paradoksalnie Banasiowi – najpierw łączonemu z PiS tak mocno, że liderów partii krytykowano za to, że pomimo rewelacji telewizji TVN wciąż jego kandydaturę forsują, potem sytuowanemu już na kontrze wobec partii rządzącej – pozostającemu w środku jednego z największych politycznych zawirowań udało się jak nikomu przed nim uniezależnić Najwyższą Izbę Kontroli od polityków tak władzy jak opozycji.
Zatrudnia w NIK fachowców, prawników i ekonomistów, w tym wielu z dawnej antykomunistycznej opozycji. Jakość raportów Izby okazuje się trudna do podważenia. Wystąpienia medialne przekonują.
Marian Banaś nie powiedział ostatniego słowa. Ale jego przeciwnicy również. Jednak planowana wciąż akcja pozbawienia prezesa NIK immunitetu, nawet jeśli uda się zgromadzić za tym większość głosów w Sejmie, zinterpretowana zostanie niechybnie jako zemsta rządzących i władza więcej na niej straci niż zyska. Zresztą Kaczyński zapewne o tym wie. Jeśli się na nią zdecyduje, oznacza to, że zamierza dać innym odstraszający przykład.
Spośród dygnitarzy państwowych niezależnych od PiS czołową trójkę tworzą dziś prezes NIK Banaś, marszałek Senatu Tomasz Grodzki oraz Rzecznik Praw Obywatelskich Marcin Wiącek. Próba pozbawienia immunitetu pierwszego z nich powrócić może w każdej chwili, drugiemu władza już stawiałaby zarzuty, ale wniosek w jego sprawie napisany był wadliwie, a nietykalności marszałka obecny Senat nie uchyli, trzeci wydaje się jeszcze tolerowany przez obecną władzę. Niezależność NIK pozostaje jednak wartością samą w sobie i niezależnie od osobowościowych cech prezesa zasługuje na obronę. Nie da się też ukryć, że przydomek “żelazny Marian” akurat w kontekście tej istotnej dla demokracji próby sił brzmi obiecująco i budzi nadzieję. Banasiowi kibicować powinni również ci, którzy zwykle pozostawali od niego odlegli, jeśli naprawdę opowiadają się ze rzeczywistą kontrolą władzy, niezbędną dla krwiobiegu ustroju demokratycznego.