Nauczyciele: powrót dumy

0
94

Warunki pracy nauczycieli – to plama na honorze państwa. Wcześniej już surowe, zaostrzyły się w czasie pandemii. Zwłaszcza w mniejszych ośrodkach belfer czasem zmuszony był używać prywatnego komputera, żeby w ogóle lekcje prowadzić. 

Nauczycieli w Polsce jest 700 tys, chociaż nie liczebność zawodu stanowi o ich wyjątkowej pozycji społecznej. Na prowincji pozostają często jedyną instancją kulturalną i doradczą. Jeśli teraz wejdzie w życie plan pisowskiego ministra edukacji Przemysława Czarnka – pracę straci aż 40 tysięcy z nich, a reszcie przyjdzie wystawać przy tablicy cztery godziny w tygodniu dłużej niż teraz. To zamach na zdobycze pierwszej dziesięciomilionowej Solidarności, z którą obecna resztówka działająca pod tą samą nazwą niewiele ma wspólnego.

Jak relacjonuje przewodniczący Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomir Broniarz – oświatowa sekcja NSZZ “Solidarność” wstępnie deklarowała współpracę w walce o prawa pedagogów, ale później już Komisja Krajowa “neozwiązku” się z tego wycofała. Najpierw wypowiedzi bossa nauczycielskiej “S” Ryszarda Proksy wydawały się bojowe, teraz mamy do czynienia z powrotem na pozycje dawnego CRZZ. 

Wzajemne animozje związkowców prawdziwych lub “żółtych” (tak w slangu specjaliści określają działaczy, co na etatach Solidarności faktycznie realizują politykę władzy) nie interesują jednak młodszych nauczycieli, często inteligentów w pierwszym pokoleniu, co sami stali się beneficjentami boomu edukacyjnego z ostatnich dekad. Zwykle do związków nie należą, skróty nazw central nic im nie mówią. Pragną za to za wykonywaną pracę zyskać możliwość godnego życia. Wybierając zawód zaufania publicznego łączony ze statusem pracownika państwowego przecież już raz zainwestowali. 

Wcześniej jednak, pomimo sabotażu związkowych aparatyczków z nauczycielskiej “Solidarności”, pedagogom jeszcze przed pandemią udało się dokonać niemożliwego.

Przedłużający się nauczycielski strajk, chociaż przegrany, odnowił pojęcie inteligencji polskiej, której przez lata wmawiano, że podzieli się już na zawsze na zaradną “klasę średnią” i bezradną “sferę budżetową”, całkiem już od polityków zależną. Ich interesy miałby być sprzeczne. Znalazło to odbicie w kulturze popularnej ze słynnym “Dniem świra” Marka Koterskiego na czele. Także w całkiem realnej rzeczywistości banków, gdzie nieuki po kursach przygotowawczych, nierzadko kosztem petetów ze szkół redukowały własne kompleksy lekceważącym: – I z takimi zarobkami chce pani kredyt? 
Aż całkiem się zmieniło. 

Za nauczycielami, w obliczu oczywistej słuszności ich roszczeń, ujęła się wtedy literacka noblistka Olga Tokarczuk, także wielu celebrytów, a samorządowcy włącznie z prezydentem Poznania Jackiem Jaśkowiakiem zgłaszali się nawet do ochotniczego przesiadywania z dziećmi, gdyby miało się to przydać. Na bramie wydziału psychologii Uniwersytetu Warszawskiego zawisł transparent: “Solidarni z nauczycielami”. Ci ostatni odzyskali nie tylko poczucie tożsamości ale i dumę zawodową. 

Teraz sytuacja nauczycieli okazuje się dużo gorsza niż w kwietniu 2019 r., gdy tamten długotrwały protest zaczynali. Do dokuczliwości związanych z pandemią dołącza się presja ideologiczna związana z osobą Przemysława Czarnka, obca jego pragmatycznym poprzednikom w fotelu ministra edukacji Annie Zalewskiej i Dariuszowi Piontkowskiemu. Gorsi od samego szefa resortu okazują się doradcy, którymi się otacza: w tym autor pamiętnej rekomendacji dla promowania “cnót niewieścich” Paweł Skrzydlewski, z którego mentalnych kiksów rechotał cały rodzimy internet.

Pracują nie tylko przy tablicy

Dla nauczycieli jednak nie ideologiczny impet Czarnka staje się głównym problemem. Lecz jego zakusy na Kartę Nauczyciela, która stanowi zdobycz czasów pierwszej Solidarności – kiedy jeszcze był to Związek dziesięciomilionowy i patriotyczny, a nie dzisiejsza przystawka rządzących. Nie przypadkiem przecież niejaki Andrzej Kropiwnicki przewodniczący Regionu Mazowsze NSZZ “S” a raczej tego, co po nim pozostało, wedle prawa jednak sukcesor Zbigniewa Bujaka, Michała Boniego, Macieja Jankowskiego czy Jacka Gąsiorowskiego – aż pieni się ze wściekłości, gdy dziennikarz w rozmowie z nim wspomni o “pierwszej Solidarności”, jakby zdawał sobie sprawę z marności tej obecnej. I zaraz kończy rozmowę.

W każdym razie to ta pierwsza wielka Solidarność zapewniła nauczycielom kartę – jak na ironię uchwaloną już w ponurym 1982 r. ale wcześniej wypracowaną – gwarantującą 18 godzin tygodniowo przy tablicy. Żadna władza odtąd – ani liberałowie ani czarna sotnia – nawet nie próbowała porwać się na tę zawodową zdobycz.

Tak było aż do czasów ministra Czarnka. Ten widać miał do szkoły pod górkę, skoro teraz domaga się, żeby polski nauczyciel wystawał przy tablicy 22 godziny w tygodniu.

Nauczyciele bronią pensum agrumentem, że do lekcji muszą się przygotować, jeśli mają je sprawnie prowadzić. Domagają się powiązania ich płac ze średnią krajową w gospodarce i zachowania liczby godzin, bo ich zwiększenie oznacza masowe zwolnienia 40 tys pedagogów. Jednak na razie Czarnek i prezydent Andrzej Duda skłonni są rozmawiać wyłącznie z dyspozycyjną wobec władz sekcją NSZZ “S”, chociaż należy do niej zaledwie co dziesiąty nauczyciel, podczas gdy działające teraz w sojuszu ZNP i Forum Związków Zawodowych kierowane przez Sławomira Wittkowicza skupiają odpowiednio aż 200 tys i 10 tys pedagogów. Nie zmienia to oczywiście faktu, że ruch związkowy nie obejmuje całego środowiska.

Od tajnych kompletów do pauperyzacji

Nawet sanacja nie potrafiła złamać polskich nauczycieli. Wiele szkół za jej rządów pomimo zakusów zachowało alternatywne wobec “państowotwórczego” oblicze “narodowe” lub “postępowe”. Nauczyciel pozostawał też autorytetem lokalnej społeczności, również wobec masowej korupcji urzędników i ich niskiego poziomu, a na Kresach wschodnich wprost obcości. Także w centrum Polski był jeśli nie naturalnym przywódcą, to doradcą w życiowych sprawach.  

W sierpniu 1939 r. w podłowickiej wsi to pod oknem mojego dziadka, kierownika miejscowej szkoły, a nie u dziedzica, księdza czy agronoma gromadzili się chłopi, by posłuchać radia: będzie ta wojna czy nie… 

Druga wojna – oprócz masowych strat w Katyniu i Palmirach, gdzie nauczyciele stanowili ogromny procent ofiar  – przyniosła fenomen podziemnego nauczania, jedynego na podobną skalę w okupowanej Europie. Nauczyciele ryzykowali życiem, prowadząc we własnych domach tajne komplety.   

Odrodzenie nauczycielskich aspiracji przyniosły lata 1980-81. Jak grzyby po deszczu rodziły się nowe programy nauczania i listy lektur, odzwierciedlające nawet emigracyjną literaturę i historiografię. Ale też zasady, przeciwdziałające narastającej pauperyzacji środowiska: ponieważ nauczyciele nie strajkowali, “komuna” nie dawała im podwyżek, więc dużo lepiej zarabiało się przy taśmie po zawodówce. Do lekceważenia środowiska przez decydentów przyczyniała się postępująca feminizacja zawodu, w ich opinii znamionująca słabość w artykułowaniu żądań, bo to przecież ani hutnicy ani stoczniowcy. W latach 70 w mojej śródmiejskiej podstawce nr 38 im Marii Skłodowskiej-Curie jedynym zatrudnionym mężczyzną pozostawał wożny, zaś sporadycznie pojawiający się “panowie od wuefu”, jak się zdarzało nawet w trakcie semestru potrafili odejść do klubów sportowych, gdzie chleb był lżejszy. 

Karta Nauczyciela stała się dla środowiska rekompensatą za lata wyrzeczeń i upokorzeń. 

Solidarni nawet w stanie wojennym

Również w stanie wojennym środowisko nauczycielskie wykazało znaczny stopień solidarności zawodowej. Gdy w moim Liceum Batorego odbywał się milczący protest 16 lutego 1982 r. dla upamiętnienia poległych dwa miesiace wcześniej górników z katowickiego Wujka, dyrektorka Teresa Garncarzyk, nie tylko działaczka PZPR ale wcześniej nawet członek komitetu wojewódzkiego, wyszła z gabinetu i donośnym głosem wezwała, żeby nauczyciele zabrali młodzież do swoich klas. Żaden oczywiście tego nie zrobił, ale fortel ten uchronił całe grono pedagogiczne od odpowiedzialności za wspólny z uczniami udział w proteście, bo przecież mogli się tłumaczyć, że przebywając z nami na korytarzu wypełniali tylko polecenie służbowe. Gdy później zwolniono nauczycielkę historii Bognę Braś opowiadającą rzetelnie o 17 września i Katyniu, przedmiotu do końca roku uczyła nas bibliotekarka, bo żaden nauczyciel nie chciał w tych warunkach objąć posady po wyrzuconej koleżance. Ówczesny działacz młodej opozycji Piotr Wójcik w superlatywach pisze (“Opinia” nr 132) o również partyjnej dyrektorce żoliborskiego Liceum Sempołowskiej Barbarze Drzewieckiej, że nie przeszkadzała podwładnym ani uczniom w wyjściach na msze do pobliskiego kościoła św. Stanisława Kostki, gdzie kazania wygłaszał wtedy ks. Jerzy Popiełuszko. 

Ciężką próbą stała się dla środowiska nauczycielskiego transformacja ustrojowa, kiedy wartość człowieka mierzyć dość powszechnie zaczęto osiąganymi dochodami. Protesty – niekiedy nawet w trakcie matur (jak w 1993 r.) – nie znajdowały szerokiego zrozumienia, a tym bardziej poparcia. Od reszty społeczeństwa belfrzy słyszeli, że przecież mają długie wakacje, a przy tym mogą dorobić korepetycjami. Zaś część związanych z zawodem przywilejów jak urlop dla poratowania zdrowia – bo szersza opinia nie zawsze pojmowała jakie skutki przynosi szkolny stres – przyczyniała się do reakcji typu: i na co oni właściwie narzekają.  

Nauczyciel, klient liberałów

Zmieniło się to paradoksalnie za rządów PiS. Partia Jarosława Kaczyńskiego skłonna traktować cały stan nauczycielski jako bazę wyborczą opozycji (rzeczywiście w miastach wielu pedagogów głosuje na PO, na wsi zaś na PSL), nie poprawia jego ekonomicznej kondycji, za to dorzuca rozliczne ideologiczne serwituty: słynne stały się instrukcje, jak pedagodzy powinni uczyć dzieciaki z podstawówki oklaskiwania oficjalnych uroczystości czy wojskowych parad. Przywodzi to na myśl folklor poprzedniego ustroju.

Wszystko zmieniło się, gdy w 2019 r. nauczyciele podjęli długi strajk o zachowanie dotychczasowych uprawnień oraz podwyżkę płac. Chociaż okazał się przegrany – jego heroizm wzbudził uznanie i poparcie ze strony akademików, artystów i samorządowców. Tylko nauczycielska “Solidarność” zawarła z rządem rozłamowe porozumienie.

Za to intelektualiści, wcale nie autorzy “przerabianych” w szkole lektur, ujęli się za belframi.

“Nauczyciele są dla społeczeństw trampoliną do lepszego jutra. Kiedy są pełni pasji i energii (..) wtedy może narodzić się siła, która pchnie świat do przodu” – wskazywała Olga Tokarczuk, kończąc przy tym: “Trzymajcie się” (facebook noblistki z 8 kwietnia 2019 r). Domagała się dla nauczycieli zarówno “zarobków przystających do odpowiedzialności i stresu”, jak szacunku.  

Polski nauczyciel nie tylko przypomniał o sobie. Przyczynił się również do wyciągnięcia z lamusa pochopnie już tam odsyłanego pojęcia inteligencji jako grupy społecznej. Nagle okazało się, że wciąż istnieje. Za to powinniśmy być belfrom wdzięczni. Jednak nie tylko wzbogacili naszą samowiedzę.

Bohaterowie czasu pandemii

W czasie pandemii środowisko nauczycielskie wykazało się wielkim charakterem. Ryzykując wiele, jego przedstawiciele zadbali o jak najlepszy przebieg nauczania zdalnego. Poświęcali w tym celu nierzadko własny sprzęt. Domowe komputery posłużyły szkolnej komunikacji. Nikt za to ryczałtów nie pobierał, jak dygnitarze za spaloną w prywatnym samochodzie benzynę.

Gdy rząd pochopnie podjął decyzję o rozpoczęciu konwencjonalnych zajęć 1 września br, co zapewne przyczyniło się do obecnej czwartej fali pandemii – nauczyciele znów stanęli na wysokości zadania. Stawili się masowo, pomimo lęku. Za ich sprawą, a nie biurokratów, polskie dzieci nie tracą kolejnych lat nauki. 

Teraz nadchodzi czas kolejnej próby sił. Jeśli powtórzy się znany sprzed dwóch lat mechanizm szerokiego społecznego poparcia dla nauczycielskich wystąpień, nawiązanie do czasów pierwszej wielkiej Solidarności nie musi okazać się tylko powracającą w tym kontekście dygresją historyczną…  Równie prawdopodobne jak powtórka strajku, może się jednak okazać ponowne zamknięcie szkół z powodu pandemii i przejście na nauczanie zdalne. Być może władza specjalnie nawet do tego się ucieknie, byle tylko nauczycielom nie ustąpić. 

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 7

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here