Skoro prezydent ułaskawił Mariusza Kamińskiego jeszcze zanim sąd wydał prawomocny wyrok w jego sprawie – powinien tak samo postąpić z Józefem Piniorem. Zwłaszcza, że Polacy i tak nie uwierzą, że człowiek, który ocalił legendarne 80 milionów dolnośląskiej Solidarności nie trwoniąc z nich ani grosza połaszczył się na łapówkę w wysokości 46 tys zł. 

Zamiast jak w trakcie gospodarskiej wizyty w Garwolinie przeszkadzać ratownikom  w pracy, której w dobie epidemii wirusa z Wuhan mają w nadmiarze, prezydent powinien wykonać swoją własną, zaliczaną do jego konstytucyjnych prerogatyw. Jeśli ułaskawienie Mariusza Kamińskiego dwuznacznie otworzyło jego pierwszą kadencję, podobna decyzja wobec Józefa Piniora mogłaby godnie ją zamknąć. Zachowując się przyzwoicie wobec politycznego oponenta Duda zawstydziłby przy tym Aleksandra Kwaśniewskiego, który na odchodnym też ułaskawił ale… swojego partyjnego druha Zbigniewa Sobotkę. I Lecha Wałęsę, który okazał wielkoduszność… supergangsterowi Słowikowi.   

Sytuacja prawna Józefa Piniora z formalnego punktu widzenia pozostaje taka sama, jak Mariusza Kamińskiego w chwili, gdy Duda go ułaskawił. Legendarny lider dolnośląskiej Solidarności ma za sobą nieprawomocny bo zaskarżony wyrok niższej instancji, skazujący go na półtora roku więzienia za domniemaną korupcję. W sprawie Mariusza Kamińskiego skazanego na trzy lata za nadużycie władzy prezydent interweniował na tym właśnie etapie. Poniekąd prewencyjnie, ażeby ewentualne prawomocne skazanie w kolejnej instancji nie udaremniło objęcia przez jednego z dawnych liderów Niezależnego Zrzeszenia Studentów a teraz zastępcy Jarosława Kaczyńskiego w partii ministerialnej funkcji koordynatora służb specjalnych. To, co kiedyś Duda zrobił z niskich motywacji partyjnej lojalności – teraz może powtórzyć, żeby chociaż raz zaprezentować się jako prezydent wszystkich Polaków.

Zbyt piękne, żeby mogło stać się prawdziwe? Pomimo epidemii trwa kampania wyborcza, nie takie cuda w tym szczególnym czasie już oglądaliśmy. Duda niezmiernie chętnie demonstruje swoje przywiązanie do tradycji Solidarności. Sam jednak, chociaż urodził się w 1972 roku, więc w chwili upadku komunizmu nie był już dzieckiem, w życiorysie z tamtych lat ma… wyłącznie Związek Harcerstwa Polskiego, chociaż jego rówieśnicy walczyli z komuną w barwach Federacji Młodzieży Walczącej czy konfederackiego Świtu Niepodległości z przyszłym pisarzem Jerzym Woźniakiem w składzie, nie starsi też byli chłopcy z innej KPN-owskiej młodzieżówki Nike, którzy na rocznicę 17 września w 1988 r. wywiesili antysowiecki transparent na zagrożonej zawaleniem kamienicy na Targowej tak skutecznie, że ściągać go musiała brygada antyterrorystyczna z osławionej milicyjnej komendy na Cyryla i Metodego, bo zwykłe „krawężniki” i esbecy bali się ryzykować.

Skoro dawny harcerz z oficjalnej organizacji PRL tak bardzo ceni solidarnościową tradycję niech da temu wyraz. Bo inaczej opinia publiczna posądzi go o kompleks podobny, jaki trawi jego politycznego protektora Jarosława Kaczyńskiego. Prezes PiS, który jak wiemy – dzięki demonstrantom skandującym pod jego żoliborską willą – 13 grudnia spał do południa i odwagą nigdy się nie odznaczył, obsesyjnie zazdrości innym ich bohaterskich życiorysów, stąd publiczne ośmieszanie się stwierdzeniami, że Solidarnością faktycznie kierował… jego brat czy paranoiczne ataki na Lecha Wałęsę, przywódcę, którego warto krytykować, ale nie z pozycji dawnego kapciowego z jego kancelarii, bo gdzie tu wiarygodność.         

Pomysł ułaskawienia Piniora zdecydowanie popiera wieloletni parlamentarzysta, ekonomista i przedsiębiorca Dariusz Grabowski.

Józef Pinior wchodzi do powołanej we wrześniu 1986 przez Lecha Wałęsę Tymczasowej Rady NSZZ Solidarność wraz z Bogdanem Borusewiczem, Zbugniewem Bujakiem, Władysławem Frasyniukiem, Tadeuszem Jedynakiem, Bogdanem Lisem i Januszem Pałubickim. Tworzą jawne kierownictwo nielegalnego Związku. Charakterystyczne, że żaden z wymienionych po latach nie znajdzie się w PiS, chociaż partia ta uzurpuje sobie prawo do solidarnościowej tradycji i zwasalizowała resztówkę związku zawodowego siłą rozpędu działającą pod historyczną nazwą, ale kierowaną przez Piotra Dudę, który w stanie wojennym jako komandos LWP strzegł rządowej telewizji przed ekstremą Solidarności. Związkowcy złośliwie przezywają go „Dudą mniejszym” przez kontrast do prezydenta, bo rzeczywiście z Napoleonem łączy go nie ambicja czy talent lecz wzrost. 

Z kolei Pinior, zanim wszedł do jawnego kierownictwa ruchu, który trzy lata później przejmie władzę w kraju, stał się tej Solidarności legendą. Gdy Związek powstawał, pracował w banku i nabyte tam umiejętności przydały mu się w karkołomnej akcji wypłacenia pieniędzy NSZZ „S” z konta tuż przed stanem wojennym, co nie udało się w innych regionach, a na Dolnym Śląsku pozwoliło zorganizować opór po 13 grudnia 1981 r. Kaskaderski przebieg tej operacji przedstawił Waldemar Krzystek w słynnym filmie „80 milionów”. Dzięki Piniorowi i innym uczestnikom akcji Wrocław stał się ośrodkiem najlepiej skoordynowanej działalności podziemnej. Nie zmarnowano ani złotówki, rolę audytora odegrał sam kardynał Henryk Gulbinowicz. Pinior od jesieni 1982 r. do wisony 1983 r, wchodził w skład Tymczasowej Komisji Koorydnacyjnej czyli ogólnopolskiego kierownictwa Solidarności w podziemiu, po aresztowaniu skazany został na cztery lata, później objęty amnestią.

Pinior po latach znów skazany

Teraz wiadomo, po co PiS przejmuje sądy. Człowiek, który uratował znane z filmu 80 milionów dolnośląskiej Solidarności skazany został za przyjęcie domniemanych łapówek… 40 i 6 tys zł. Zbigniew Ziobro wydał triumfalne oświadczenie, czemu trudno się dziwić: wyrok na Józefa Piniora odwraca uwagę od ujawnionych przez Wojciecha Czuchnowskiego związków żony prokuratora generalnego z mafią.

Read more

Jednak symbolicznego znaczenia nabiera zestawienie dwóch innych wyroków na Piniora: w 1988 r. komunistyczny sąd skazał go za organizowanie strajku we wrocławskim Dolmelu na rok więzienia w zawieszeniu, w 2020 r. w Polsce PiS sąd wymierzył mu karę półtora roku za kratami, bez zawiasów, jeśli użyć slangu stałych klientów wymiaru sprawiedliwości. Sąd chce, aby obywatele uwierzyli, że Piniorowi łapówki wpłacono… na konto bankowe. I że kryształowy bohater Solidarności sprawujący przez pięć lat mandat eurodeputowanego połaszczył się na kwoty 40 i 6 tys. zł sumujące się do równowartości samochodu nawet nie nowego tylko używanego lub do miesięcznej pensji tegoż Piniora w Parlamencie Europejskim.     

Duda, pozbawiony życiorysu podobnie jak jego mentor i promotor Kaczyński ma dziś okazję pokazać, jaki jest jego prawdziwy stosunek do wielkiej Solidarności.          

Chyba, że Duda Piniora ułaskawić – choćby chciał – nie może. Ale w takim razie Polska za rządów PiS nie jest już krajem suwerennym, jak nie była nim w czasach władzy PZPR. I przypodobanie się wujowi Samowi jak kiedyś towarzyszowi Iwanowi pozostaje ważniejsze od praworządności na krajowym podwórku.

Józef Pinior położył ogromne zasługi dla deszyfracji jednego z najpodlejszych rozdziałów naszej najnowszej historii: użycia ośrodka polskiego wywiadu w Kiejkutach na Mazurach przez Amerykanów jako miejsca tortur, zadawanych domniemanym terrorystom z krajów Trzeciego Świata. Temat ten podejmowali polscy reżyserzy filmowi (Jerzy Skolimowski w „Essential killing”) i pisarze (Krzysztof Beśka w „Fabryce frajerów”) ale omijali go rodzimi politycy, z jednym tylko odważnym Józefa Piniora wyjątkiem…

Z równą determinacją, z jaką kiedyś jako związkowiec ujawniał zbrodnie komunistów, eurodeputowany Józef Pinior prześwietlał ponurą aferę ze Starych Kiejkut. Teraz sprawę kontynuuje ambitna prokurator z afrykańskiej Gambii Fatou Bensouda, determinacją wykazuje się Międzynarodowy Trybunał Karny z Hagi, można się spodziewać wniosków o aresztowania. Amerykanie mogą pozwolić sobie na sabotowanie prac Trybunału, państwo polskie coraz słabsze w świecie – w żadnym wypadku. A znane przysłowie mówi, że na złodzieju czapka gore… Mam pisać dalej? Jeśli Pinior ma trafić do więzienia dlatego, że PiS pragnie przypodobać się USA, to przypomina się, jak Leszka Moczulskiego w latach 1980-81 zamykano po interwencjach Leonida Breżniewa u polskich towarzyszy.

Przezywany notariuszem czy sekretarzem a nawet wprost długopisem Kaczyńskiego prezydent ma niepowtarzalną szansę pokazać, że podpisy pod decyzjami składa też z własnej woli. A w badaniach opinii publicznej też z pewnością na tym nie straci…              

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 6

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here