Jan Paweł II na celowniku? Zapewne miało być efektownie. A wyszło paskudnie.
Dlatego, że do naszego Papieża naprawdę strzelano. Dopuścił się tego czynu 13 maja 1981 r. najemny killer Mehmet Ali Agca. Tylko przytomność umysłu osób, towarzyszących wtedy na placu Świętego Piotra Karolowi Wojtyle oraz profesjonalizm lekarzy z rzymskiej kliniki Gemelli uratowały wówczas życie Jana Pawła II. Z powodu następstw zamachu cierpiał fizycznie do końca swoich dni.
Gdyby brakowało innych argumentów, mających uzasadnić zdziczenie polskiego życia publicznego ten jeden, bulwersująca okładka “Gazety Polskiej”, w zupełności by wystarczył. Skoro do takiej ekspresji odwołują się, obłudni być może, ale jednak entuzjaści Jana Pawła II – czego wymagać od jego przeciwników?
Kombinacja sylwetki Papieża, bliskiego Polakom i przez ponad 70 proc z nas uznawanego za autorytet… z celownikiem optycznym karabinu – to zestawienie fatalnie świadczące o stanie umysłów redaktorów prorządowego pisma.
Zwłaszcza, że nie muszą zabiegać o jego sprzedaż. Gwarantuje ją masowy wykup “Gazety Polskiej” przez związane z Prawem i Sprawiedliwością instytucje: tak rządowe jak spółki Skarbu Państwa.
Fałszywi obrońcy dobrej pamięci Jana Pawła II okazują się gorsi od osobistych przeciwników Pana Boga, obrazoburców, od targetu posturbanowego tygodnika “Nie” oraz twórców i fanów “reportażu” o domniemanym tolerowaniu, jeśli nie maskowaniu przez Karola Wojtyłę pedofilii wśród księży archidiecezji krakowskiej. Nie przypadkiem piszę tu słowo reportaż w cudzysłowie, ponieważ ten gatunek dziennikarski z definicji opiera się na prawdzie, a w materiale TVN nawet pozorów dochodzenia do niej zabrakło: za cały dowód wystarczyły dawne esbeckie teczki. Inaczej pojmowali reportaż wielcy jego twórcy, jak Ryszard Kapuściński i Krzysztof Kąkolewski, którzy wzajemnie nie zgadzali się niemal nigdy, ale szanowali reguły gatunku.
“Gazeta Polska” zaś nie szanuje nie tylko wrażliwości swoich tak nielicznych przecież czytelników – bo przecież rzadko kto ją przegląda, nawet gdy już z rozdzielnika trafi na prezesowskie biurka – ale tych wszystkich, którzy nieopatrznie zatrzymają na niej wzrok w trakcie kupowania w osiedlowej Żabce chleba, masła, czipsów lub żarcia dla kota.
U starszego człowieka ta paskudna kombinacja wywołać może nawet szok dla zdrowia niebezpieczny.
Okładkę “Gazety Polskiej” nazwać by można podłą czy obrzydliwą. Wtedy zbliżymy się jednak do poziomu jej redaktorów. Lepiej brzmi nieco staropolskie słowo. Nieprzystojna. Niech tak zostanie.
W tamten majowy dzień 1981 roku, gdy podano złowrogą wiadomość o zamachu, cała Polska wstrzymała oddech z przerażenia. Umierał przecież wtedy Prymas Tysiąclecia Stefan Wyszyński. Nie tylko katolicy, ale realnie wszyscy Polacy mogli się więc obawiać, że nagle zostaną podwójnie osieroceni. Zaś na granicach stały gotowe do akcji radzieckie dywizje. Władza szykowała już “siłowe rozwiązanie”, którego próbą generalną stała się prowokacja bydgoska – pobicie w marcu tego samego roku działaczy związkowych w tym Jana Rulewskiego. Nie wiedzieliśmy wtedy, że Papież pomimo ciężkiego zagrożenia przeżyje, ani że następcą Wyszyńskiego zostanie Józef Glemp, który w tak poważnej sytuacji wykaże się zdolnościami przypisywanymi zwykle saperowi na polu minowym a nie duchownemu. Jeśli ktoś traktuje bogactwo tamtych wspomnień wyłącznie jako pretekst do drastycznej grafiki – powinien się nad sobą zastanowić.
To kicz i bohomaz tylko. Odwróćmy więc wzrok. Nasz Papież, ich wstyd, chciałoby się podsumować…