Norweg Jon Fosse dostał literacką Nagrodę Nobla za twórczość z perspektywy reszty świata niepodobną do niczego innego. Podobnie jak przed 99 laty nasz Władysław St. Reymont za “Chłopów” o których żywotności zaświadcza niedawna natchniona animacja, chociaż ze względu na społeczne konteksty lepiej czyta się dziś opowieść o rodzeniu się kapitalizmu: “Ziemię obiecaną”.

“A Czen był podobno znakomitym poetą. Muszę to przyjąć na wiarę, bo pisał wyłącznie po chińsku” – stwierdzał przed prawie półwieczem inny noblista Czesław Miłosz a ściślej autor wewnętrzny jego wiersza przez polonistki wciąż chropowato nazywany podmiotem lirycznym.

Lekcja żywego języka, którym mówi tylu ludzi, ilu mieszka w naszym Szczecinie

Jeśli o Jonie Fosse mowa, to stajemy wobec zbliżonego problemu. Niech nas nie zwiedzie wiadomość, że pisze po norwesku. Język ten podobnie jak niemczyzna ma bowiem dwie odmiany tak w mowie jak w piśmie. Fosse posługuje się rzadszą z nich, używaną przez 400 tys. ludzi.   To Nynorsk. Dziewięć razy więcej Norwegów używa bardziej popularnego Bokmalu.\

Z licznych powieści Fosse’a na polski przetłumaczono słownie jedną, “Drugie imię. Septologia”, bo chociaż sami możemy się poszczycić aż dwiema noblistkami z literatury w ostatnim trzydziestoleciu (Wisława Szymborska nagrodę dostała w 1996 r. a Olga Tokarczuk w 2019, ale za rok 2018) a jeśli Miłosza doliczyć to trójką laureatów w pół wieku – wydawcy za nimi z klasą własną nie nadążają. Zamiast psioczyć na innych edytorów warto pochwalić tych z Art Rage, którzy ryzyko podjęli i.. zdążyli przed Noblem. Za pewnością na tym nie stracą. Za to kilka dramatów znakomitego Norwega opublikowano w niszowym “Dialogu” czytywanym raczej głównie przez kierowników literackich teatrów. Niektórych, bo samokrytycznie przyznam, że kiedy tę funkcję pełniłem, akurat po “Dialog” nie sięgałem. I jakoś sobie bez niego poradziłem. To problem wielu niegdyś renomowanych tytułów, dotowanych przez kolejne władze ale pozostających tylko cieniem dawnej potęgi.

Literatura to nie tabelki w Excelu

Skończył komparatystykę a wcześniej studiował filozofię. Jako wykładowca uczył pisania wielu świetnych literatów norweskich w tym   Karla Knausgarda, który Nobla miał szansę dostać wcześniej niż jego mistrz, ale szansę na niego pogrzebał niefortunnie tytułując autobiografię “Moja walka”, całkiem jak przed stu laty Adolf Hitler swoje credo.  Podobnie znakomity Argentyńczyk Jorge Luis Borges, zresztą autor – nomen omen – “Powszechnej historii nikczemności” Nobla nigdy nie dostał, bo lekkomyślnie przyjął inną nagrodę “ludu chilijskiego” sponsorowaną przez dyktatora Augusto Pinocheta, nie tylko ze względu na wspólne dla obu ciemne okulary i tytuł generalski, pozostającego latynoamerykańskim i prawicowym odpowiednikiem Wojciecha Jaruzelskiego.  

Aż takich kontrowersji Fosse nie budzi, chociaż nie ukrywa, że miał poważne problemy z alkoholem. Za to porównań z wielkim rodakiem Henrykiem Ibsenem nie znosi: “Nie rozumiem, dlaczego miałbym być “drugim kimś”. Wolę być “pierwszym sobą”. Poprzedniego Nobla dla Norwegii wywalczyła Sigrid Undset, pisarka z tej samej generacji co nasz Reymont w roku… 1928.   

Moc literatury, jak utrzymuje Jon Fosse, bierze się stąd, że znacząco odbiega ona od rzeczywistości. Literatura to bowiem ucieczka od siebie a nie wyrażanie siebie.

Gdy zaczyna pisać, nie wie. co z tego powstanie. – To nie tabelki Excela – zauważa.  Przewrotnie ale na szczęście w zgodzie z faktami.

Literatury, jaką tworzy nie da się bowiem zaprogramować ani ująć w karby żadnej logistyki pisarskiej.

O tym, że ta ostatnia istnieje, dowiedzieliśmy się swego czasu dzięki Jamesowi Michenerowi nad Wisłą i Odrą znanemu za sprawą bestsellera “Poland”, wykorzystującego zainteresowanie naszym krajem w świecie po Sierpniu 1980 r. (opowieść jest sagą dwóch rodzin o nazwiskach Buk i Bukowski, których potomkowie, niegdyś z chłopów i szlachty odpowiednio się wywodzący, zostają po latach: pierwszy przywódcą robotniczego strajku, drugi sekretarzem rządzącej partii komunistycznej). W powieści “Książka” ten sam Michener zamieszczał nawet tabele z wyliczeniem dochodów z dzieł swojego fikcyjnego bohatera – pisarza. W tym sensie Excel, od którego odżegnuje się Fosse nie jest fikcją.

Niektórzy znawcy za najwybitniejsze dzieło Fiodora Dostojewskiego uznają miniaturowego “Sobowtóra” a nie “Zbrodnię i karę” czy “Braci Karamazow”. Ten sam motyw wciągnął Jona Fosse’a.

Tak jak petersburski urzędnik natrafia na nowego kolegę z pracy o tym samym co on imieniu i nazwisku a my do końca nie wiemy, czy wszystko dzieje się w głowie trawionego postępującym obłędem biurokraty czy w prawdziwych dekoracjach carskiego imperium, których wytworem staje się cała trójka: urzędnik, jego alter ego i ojciec ich obu Dostojewski – podobnie w “Drugim imieniu, Septologii” bohater mieszkający w wiosce nad fiordem znajduje w bloku w pobliskim mieście bliźniaczą postać o tym samym imieniu i nazwisku. Obaj są malarzami. Nie tylko białe noce ich łączą z podobną parą sprzed ponad 150 lat.

Zaś “Septologia” oparta na formacie monologowym, znakami przestankowymi zaś inkrustowana w sposób podobny, co “Bramy raju” naszego Jerzego Andrzejewskiego, pamiętna choć doceniona bardziej w świecie niż u nas opowieść o autentycznej zresztą krucjacie dziecięcej – miejscami przywodzi na myśl “Upadek” Alberta Camusa. Nie dlatego, żeby Jon Fosse, urodzony w 1959 r.  go imitował. Raczej ożywia i uwspółcześnia formułę z czasów, gdy cenione powieści pisywali egzystencjaliści w czarnych swetrach, w paryskiej Dzielnicy Łacińskiej słuchający Juliette Greco. A nie wilki morskie z rybackich miejscowości, bo taką pozę przybiera najchętniej norweski autor. Szczere za to okazują się deklarowane przez niego chrześcijańskie inspiracje, chociaż do wiary doszedł jako człowiek dojrzały. Późno też zaczął pisać: w wieku 34 lat.

Nie sposób go pomylić z kimkolwiek. Czuje się, że wie, czego chce. Nobel zapewne niewiele w nim zmieni.  

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 4.9 / 5. ilość głosów 7

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here