Noblistka z amerykańskiego campusu

0
58

czyli zasłużona nagroda literacka

Świat mnie zwycięża – napisała w zakończeniu jednego ze swoich krótkich i skomponowanych bezbłędnie niczym japońskie haiku wierszy. Po ubiegłorocznym Noblu dla naszej Olgi Tokarczuk (ściślej autorka “Biegunów” otrzymała go w 2019 r. ale za 2018 r. z powodu zawirowań, towarzyszących jury, a nie jej pisarstwu) nagroda dla 77-letniej Amerykanki Louise Gluck wydaje się kolejną, która nie powinna wzbudzać wątpliwości. Wykładowczyni Yale pisze wiersze, które nie tylko niosą satysfakcję estetyczną, ale dają do myślenia. 

Wówczas spojrzałam w dół i zobaczyłam / Świat, w który wchodzę i który miał być moim domem / (..) ale światło nie przyniesie nam pokoju (“Baśń”, tł. Julia Hartwig) – jak widać poetka lubuje się w stawianiu zagadek, podsuwaniu rebusów, zamiast gotowych rozwiązań. Jeśli zaś postępuje inaczej, te ostatnie prowadzą czasem nie do dramatycznych wniosków, lecz do pochwały empatii: Byliśmy na molo. pragnąłeś / żebym zobaczyła Plejady / Mogłam zobaczyć wszystko, tylko nie to, co chciałeś / Teraz mi się uda: ani jednej chmury, gwiazdy / (..) Pokieruj mną w ciemności (przeł Konrad Hetel).

Ryszard Krynicki, sam znakomity poeta, porównuje tegoroczną noblistkę do Wisławy Szymborskiej – zapewne zasadnie, oraz do Zbigniewa Herberta, co budzi już sprzeciw, bo… jest bardziej poetyczna, jeśli tak rzec można, od autora “Raportu z oblężonego Miasta”.

Nie tworzy jednak piękna bez kontrowersji. Krytycy amerykańscy przypisywali jej nawet brutalność słowa. Nie zawsze ją rozumiano, nawet jeśli doceniano – bo ma już na swoim koncie Pulitzera.

Według komitetu Noblowskiego nagrodę przyznano jej za “niemożliwy do podrobienia poetycki głos”, co brzmi niemal równie perfekcyjnie jak jej wiersze, ale dalej już uzasadnienie przedstawia się gorzej: “…którego surowe piękno przekształca indywidualną egzystencję w uniwersalne doświadczenie”, co akurat da się powiedzieć o każdej dobrej literaturze, nie tylko wierszach 77-letniej pani adiunkt z elitarnego Yale. 
Decyzja może wyglądać na konserwatywną, skoro jej beneficjentką okazuje się mieszkanka akademickiego Cambridge w stanie Massachusetts i córka przedsiębiorcy, ale kto szuka znamion poetów przeklętych, ten w biogramie laureatki znajdzie je bez trudu. Już jako nastolatka walczyła z anoreksją, odczuwała irracjonalny brak starszej siostry, której nie mogła poznać, bo ta zmarła jeszcze przed jej urodzeniem. Studiów nie skończyła, bo bardziej zajmowały ją seanse psychoanalityczne, pracowała jako sekretarka. Po wydaniu debiutanckiego tomiku… nie była w stanie przez trzy lata nic napisać. Kolejne małżeństwa kończyły się rozczarowaniem, a własny dom w Vermont… spłonął jak najbardziej dosłownie. Temperamentem i emocjonalnością przypomina trochę Sylwię Plath. Tyle, że los już dał jej życie dwa i pół raza dłuższe niż najsłynniejszej amerykańskiej poetce ubiegłego stulecia. 

Chociaż urodzona w Stanach i w zamożnej rodzinie, Louise Gluck symbolizuje również wielokulturowość Ameryki, bo jej dziadkowie byli Żydami, przybyłymi z Węgier.     
Kiedyś literacki Nobel służył wyróżnianiu autorów, nękanych we własnych krajach, przy czym na jednych ściągał dodatkowe represje (zaszczucie Borysa Pasternaka po uhonorowaniu go za “Doktora Żiwago”) innych przed nimi chronił (jak Aleksandra Sołżenicyna, którego Leonid Breżniew za sprawą nagrody posłał na emigrację zamiast do łagru). Promował egzotyczne kultury (wyróżnienie nigeryjskiego poety Wole’a Soyinki, zresztą też więzionego przez reżim) i zapomniane światy (gdy laureatem został wiedeńsko-sefardyjski myśliciel Elias Canetti). Teraz literacka nagroda nawiązuje do swojej podstawowej funkcji: honorowania twórców dzieł wybitnych. W trudnych czasach epidemii i podziałów wracamy więc trochę do zamierzenia, przyświecającego jej fundatorowi, wynalazcy dynamitu, marzącemu o powszechnym pokoju i rozwoju geniuszowi i idealiście Alfredowi Noblowi.

Po polsku wiersze Louise Gluck da się przeczytać – przynajmniej tradycyjnie na papierze, bo internet nie zna granic – wyłącznie w antologiach, co pokazuje, jak wiele jeszcze – pomimo Nobla dla Tokarczuk i tak udanej tegorocznej Nike dla Radka Raka –  pozostaje w kulturze polskiej do zrobienia i nadrobienia…

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 3

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here