O Mateuszu Matyszkowiczu wiemy mniej, niż o wcześniejszych prezesach TVP . Pewne wydaje się jedno: gorszy od Jacka Kurskiego nie będzie. Chociaż to poprzednik mianował go kolejno dyrektorem Kultury i Jedynki i nie sprzeciwiał się, żeby wszedł do zarządu stacji.
Skoro tak niewiele o nowym prezesie wiadomo, nie da się nawet wykluczyć, że stanie się nowym Marianem Banasiem. Jak pamiętamy prezes NIK, powołany przez pisowską większość parlamentarną, rychło się nie tylko od niej uniezależnił, ale jako bezstronny urzędnik dał się we znaki dotychczasowym protektorom, przeprowadzając rzetelne kontrole w instytucjach państwowych, których wyniki okazały się nader kłopotliwe dla rządzących. Oczywiście wariant, że szef TVP Matyszkowicz podąży ścieżką Mariana Banasia uznać trzeba za “skrajnie mało prawdopodobny”, jak swego czasu sam Jarosław Kaczyński w odpowiedzi na moje pytanie określił sojusz rządowy z Samoobroną za pierwszych rządów PiS.
Tyle, że niebawem… taką właśnie koalicję zawarto i broniono jej sensu w blasku jupiterów, o czym zapomnieć też nie wolno. Wybicie się Banasia na niezależność mógł przewidzieć ten, kto zna jego bohaterski życiorys: był jednym z założycieli nurtu niepodległościowego w Krakowie i nieugiętym więźniem politycznym w stanie wojennym, podejmującym strajki głodowe. Za to Matyszkowicz z racji roku urodzenia (1981) miał bez porównania mniej szans, żeby bohaterem zostać. Chyba, że teraz spróbuje.
Oczywiście o ile odwołanie szefa NIK pozostaje poza zasięgiem możliwości partii rządzącej, to do zmiany prezesa TVP wystarczy jedno jedyne posiedzenie Rady Mediów Narodowych. W ten sposób PiS pozbył się zawadzającego mu już Kurskiego. W praktyce jednak kolejna zmiana w tym fotelu stałaby się niezmiernie kłopotliwa dla rządzących. W tym osobiście dla samego Kaczyńskiego, zwykle demonstrującego stanowczość. Wyszłoby na to, że prezes – oczywiście PiS, a nie TVP – nie wie, czego chce. Stwarza to Matyszkowiczowi szanse balansowania na krawędzi dymisji nawet przez czas dłuższy bez przekroczenia cienkiej czerwonej linii, jaką wyznaczy mu tolerancja zgrzytającej zębami centrali z Nowogrodzkiej. Był już tam zresztą, a że przecieków z tej rozmowy brakuje, nie znaczy, że pozostawała tylko rytuałem, jaki odbębnić musi każdy pisowski nominat.
Powtórne upaństwowienie TVP, kosztem jej realizowanej przez ćwierćwiecze (1990-2015) publicznej misji miało pewien efekt uboczny. Uczyniło prezesurę “medium narodowego” jednym z ważniejszych stanowisk w państwie. Korzystał z tego Kurski, zanim padł ofiarą własnych politykierskich skłonności i przebudzonego poczucia estetyki, nieobcego jak się okazało również Kaczyńskiemu, który miał dosyć nie tylko intryg nominata, ale i jego celebryckich zachowań. Stał się Kurski u steru TVP dygnitarzem, posyłał ochroniarzy po karmę dla kota, uświetniał festiwale, z własnego ślubu próbował uczynić nie tylko towarzyski, ale polityczny event, bo w Łagiewnikach stawiła się wtedy jak na zawołanie kadrowa elita PiS.
Już widać, że Matyszkowicz od czego innego zaczyna. Uznaje, że najważniejsze są kadry, a nie splendor. Stąd wymiana dyrektorów, którzy wydawali się nieusuwalni i cieszyli opinią ludzi oddanych Kurskiemu.
W krótkim czasie stanowisko stracił bowiem szef TVP3 Paweł Gajewski i dyrektor TVP Technologie Roman Pedrycz. Kończy się współpraca z reżyserami Mikołajem Dobrowolskim i Robertem Klaatą. Znikać ma z anteny disco polo. Odwołano plenerową fetę ku czci przekopu Mierzei Wiślanej, faraońskiego przedsięwzięcia pisowskiej ekipy rządowej.
Gdy Mateusz Matyszkowicz przed sześciu laty obejmował kierownictwo kanału Kultura, dziennikarz “Gazety Wyborczej” Jędrzej Słodkowski na otwarcie rozmowy zadał mu pełnie zachwytu pytanie: “Wszyscy mówią o panu w superlatywach. I ci z prawa, i z lewa, i pracownicy TVP Kultura, spodziewał się Pan tak aksamitnego początku?” [1]. Przyznajmy, że niewielu jest takich, z którymi agorowy dziennik rozmawia w podobny sposób. Nowemu dyrektorowi pozostało wówczas potwierdzić, że jest mu miło.
Już trzy lata wcześniej ta sama “Wyborcza” lansowała Matyszkowicza pod nagłówkiem “Prawy hipster, brat leminga”, zamieszczając zdjęcie z placu Zbawiciela, gdzie siedzi pomiędzy Wojciechem Muchą a Samuelem Pereirą [2]. W tonie ciekawostki, ale z dużą dozą aprobaty.
Nawet już po nominacji na prezesa TVP, niewątpliwie osobistej decyzji Kaczyńskiego, potwierdzonej tylko przez Radę Mediów Narodowych – pochwałę Mateusza Matyszkowicza powtórzy na łamach “Wyborczej” Roman Pawłowski, stwierdzając, że nowy szef stacji “ma zaskakująco jak na konserwatystę otwarte poglądy” [3].
Wciąż wykluczyć nie można, chociaż to “skrajnie mało prawdopodobne”, jeśli znów posłużę się formułą autorstwa samego Kaczyńskiego, że nowy prezes TVP wystawi do wiatru zarówno pisowskich selekcjonerów, którzy go na stanowisko powołali, jak dziennikarzy “Gazety Wyborczej” którzy go chwalili – i spróbuje pokazać, jak w trudnych warunkach da się robić telewizję może nie idealną, ale odległą zarówno od usłużności jak przypisywanego mu “hipsterskiego” zadęcia i blichtru. Ponosząc ryzyko, że jedni mogą go odwołać a drudzy nie będą bronić.
Krótka historia telewizji już po 1989 r. dostarcza wielu przykładów podobnych niespodzianek: Janusz Zaorski, chociaż jako wybitny reżyser wydawał się oderwany od problemów codziennego zarządzania, po objęciu funkcji bardziej niż o interesy Lecha Wałęsy, któremu ją zawdzięczał, dbał o firmę, w tym godziwe honoraria dla dziennikarzy, operatorów i montażystów. Piotr Sławiński, aczkolwiek na szefa Wiadomości powołany z poręki SLD, cenił niezależność programu i nie wahał się walczyć o nią z rządzącymi. Prezes Ryszard Miazek starał się nie tylko o wzmożoną obecność polityków PSL na antenach dzienników, ale i o to, by na Woronicza i placu Powstańców Warszawy pozostawić po sobie pamięć dobrego gospodarza. Andrzej Drawicz jako pierwszy solidarnościowy szef Radiokomitetu oraz kierujący wtedy telewizją Jan Dworak przystali wprawdzie na nominację byłego delegata na IX zjazd PZPR Jacka Snopkiewicza na szefa programów informacyjnych, ale zarazem powołali “Obserwatora” – pierwszy w historii polskiej telewizji dziennik bez komunistów, który przetrwał niedługo, ale zapoczątkował upodobnianie się rodzimego przekazu do zachodnich stacji. Działania nowego prezesa warto więc bacznie obserwować, niczego z góry nie przesądzając. Nalepianie mu etykietek nie ma większego sensu. I tak nie znajdzie już czasu na picie kawy na warszawskim placu Zbawiciela. I nie za styl życia będzie teraz oceniany.
[1] Mateusz Matyszkowicz, nowy szef TVP Kultura. Hipster w czołgu chce staranować mainstream. Rozm. Jędrzej Słodkowski Wyborcza.pl z 25 stycznia 2016
[2] Grzegorz Szymanik. Prawy hipster, brat leminga. “Duży Format” Wyborcza.pl z 28 stycznia 2013
[3] Roman Pawłowski. Kim jest Mateusz Matyszkowicz, nowy prezes Telewizji Polskiej Wyborcza.pl z 5 września 2022