…czyli czemu Karol Wojtyła nie zadzwonił na milicję
Oskarżenia wobec Karola Wojtyły o tuszowanie pedofilii wśród podległych mu księży nie tylko nie zostały uargumentowane, ale sposób ich podania w materiale TVN obraża inteligencję odbiorcy. Ich autorzy traktują tego ostatniego jak zupełnego ignoranta.
W opublikowanej ponad 150 lat temu “Tece Stańczyka” spisanej przez konserwatystów krakowskich znajduje się kpiarski acz smutny “List Sprycimira (dziennikarza) do Sycyniusza (trybuna)” autorstwa Stanisława Koźmiana. Zręczny apokryf ośmiesza demagogię dyspozycyjnych żurnalistów. Czytamy w nim m.in.: “Polemikę prowadzić to rzecz podrzędna, tylko do tego dwie rzeczy są potrzebne, trzeba zawiesić na kołku dobrą wiarę i sumienność, a uzbroiwszy się w bezwzględność, przed niczym się nie cofać. Przede wszystkim zaś trzeba zarzucać przeciwnikom to, o czym im się ani nie śniło (..)” [1].
Wedle tej recepty, choć ironicznej, sporządzony wydaje się atak TVN na pamięć Karola Wojtyły. A już z pewnością Janowi Pawłowi II nie śniło się nawet, że kiedyś zostanie obwiniony o maskowanie pedofilii wśród podległych mu księży. Walkę z patologią w Kościele rozpoczął przecież wielki Sobór Watykański Drugi, którego główną rolą okazało się dostosowanie tej dobiegającej dwóch tysięcy lat istnienia instytucji do wyzwań współczesnego świata. Zerwanie z mrocznymi tajemnicami, podobnie jak z niesławnej pamięci indeksem ksiąg zakazanych, w oczywisty sposób wpisywało się w tę tendencję.
Na to, czym naprawdę zajmował się Karol Wojtyła przed wyborem na Stolicę Piotrową, a nie było to z pewnością tuszowanie afer, zwracają uwagę biografowie Carl Bernstein i Marco Politi (“Jego Świątobliwość..”), wykazujący, że ówczesnemu papieżowi Pawłowi VI “szczególnie przypadła (..) do serca decyzja młodego polskiego kardynała w sprawie upowszechnienia nauk soborowych. Począwszy od 1971 roku w diecezji krakowskiej powstało trzysta grup skupiających jedenaście tysięcy osób, które z zapałem nie znanym w krajach Zachodu studiowały dokumenty Vaticanum II” [2].
Ujmował się za dziećmi, nie ich krzywdzicielami
Jako hierarcha krakowski Wojtyła bronił właśnie dzieci a nie ich krzywdzicieli, o czym zaświadcza fakt, że tuż przed wyjazdem na kluczowe konklawe do Rzymu upomniał się o gospodarzy i uczestników młodzieżowych grup oazowych, nękanych esbeckimi rewizjami, gdy trwały ich obozy wakacyjne. W trakcie przeszukań funkcjonariusze zabierali literaturę o charakterze religijnym i formacyjnym. Wspierał wtedy organizatora tych spotkań ks. Franciszka Blachnickiego.
Półwiedza jest tyranem, jak zauważył Fiodor Dostojewski. Sposób przedstawienia klimatu, w jakim opisane w materiale TVN sytuacje miały mieć miejsce, kompletnie nie uwzględnia kontekstu historycznego. Nawet jeśli bowiem uwierzyć, chociaż nie zostało to należycie udowodnione, że jedyną reakcją ówczesnego biskupa krakowskiego Karola Wojtyła na wiadomości, że podlegli mu księża krzywdzą dzieci, stało się przenoszenie tych duchownych do odległych i gorszych parafii – pojawia się pytanie, co hierarcha innego miał właściwie zrobić. Zadzwonić na milicję? Gdyby tak postąpił, łatwo sobie teraz wyobrazić pełen oburzenia i demaskatorski temat prywatnej stacji TVN o tym, że Wojtyła wydawał swoich podwładnych w ręce komunistycznej władzy świeckiej. Jak się wydaje, obecni jego oskarżyciele liczą na ignorancję odbiorców, nieświadomych jak w tym samym czasie komunistyczny aparat represji traktował tych księży, co z pedofilią nic nie mieli wspólnego, a jedyną ich winą okazało się stawanie w obronie własnych parafian.
Ostatnia msza księdza Kotlarza
Jak relacjonował ks. Hubert Czuma, w Radomiu “(..) ks. Roman Kotlarz w pamiętny dzień 25 czerwca 1976 r. pobłogosławił ze schodów kościoła św. Trójcy rzesze ludzi manifestujących swe niezadowolenie z podwyżki cen na mięso. Po niewielu dniach został przez tutejsze władze wezwany do tłumaczenia się z tego postępowania oraz z urządzenia nabożeństwa za bitych w tzw. ścieżkach zdrowia (..) został napadnięty i pobity przez nieznanych sprawców – raz czy dwa razy” [3].
Co zdarzyło się później, opisuje Andrzej Anusz w “Kościele obywatelskim”: “15 sierpnia 1976 r. ks. Roman Kotlarz odprawił swoją ostatnią mszę św. W jej trakcie zasłabł i stracił przytomność. Został przyjęty do szpitala w Krychnowicach z rozpoznaniem nerwicy, przewlekłego nieżytu żołądka i zapalenia wątroby. Zmarł po dwóch dobach” [4]. Potem MSW w odpowiedzi na monity Kościoła powiadamiało, niby to powołując się na dokumentację lekarską, że “(..) przyczyną śmierci była infekcja nie zidentyfikowanymi bakteriami przy krwotocznym zapaleniu płuc i niewydolności krążenia” – a więc zupełnie inne schorzenia niż te, które miały stać się przyczyną hospitalizacji [5].
Spokojnie, to tylko petarda
Sam fakt i szeroki zakres korzystania przez oskarżycieli Papieża z materiałów dawnych esbeckich prześladowców Kościoła nie tylko stanowi paradoks, ale rzutuje nieuchronnie na wiarygodność ich zarzutów, co podkreślić warto jeszcze raz – w żaden sposób nie potwierdzonych.
Z drugiej zaś strony Wojciech Czuchnowski nie bez racji zarzuca obłudnym, bo wywodzącym się z obozu rządzącego, który z pewnością papieską nauką społeczną się nie kieruje, obrońcom Jana Pawła II, stosowanie podwójnych standardów: “(..) PiS Wałęsę niszczy z morderczą konsekwencją. Podstawą oskarżeń są teczki komunistycznej Służby Bezpieczeństwa (..). W przypadku Karola Wojtyły są to “sfabrykowane elementy aparatu przemocy” (..). Gdy Wałęsa miał otrzymać Pokojową Nagrodę Nobla, bezpieka powołała specjalny zespół, który preparował agenturalne doniesienia. Dokładnie tak samo było z Wojtyłą. Gdy został papieżem, uruchomiono cały aparat do znalezienia “kompromatów”” [6].
Kiedy połowie lat 80 w jednym z warszawskich kościołów, gdzie ksiądz był niepokorny i często spotykali się tam opozycjoniści, znienacka podczas mszy wybuchła petarda – wywołała popłoch. A jedno z pism niezależnych, relacjonując sytuację, o jej sprawcę spytało dowcipnie i retorycznie: diabeł czy esbek?
Ważne, żeby w 35 lat później jeden ani drugi nie pretendowali do wyrokowania o świadomości historycznej Polaków.
Spokojnie, to tylko petarda, chciałoby się znowu powiedzieć.
[1] Teka Stańczyka [w:] Stańczycy. Antologia myśli społecznej i politycznej konserwatystów krakowskich. Wybór tekstów, przedmowa i przypisy Marcin Król. Instytut Wydawniczy Pax, Warszawa 1985, s. 84
[2] Carl Bernstein, Marco Politi. Jego Świątobliwość… Amber, Warszawa 1997, przeł. Stanisław Głąbiński s. 102
[3] cyt. wg: Andrzej Anusz. Kościół obywatelski. Akces, Warszawa 2020, s. 420
[4] Andrzej Anusz. Kościół obywatelski, op. cit, s. 420
[5] ibidem, s. 421
[6] Wojciech Czuchnowski. PiS-owi nagle śmierdzą teczki. “Gazeta Wyborcza” z 10 marca 2023