Jana Pawła II nie da się wyrugować z dobrej polskiej pamięci. Zaś o tych, co dziś próbują ją nadwerężyć, bo zniszczyć przecież nie mogą, powiedzieć można: niech do ich głów zstąpi z powrotem rozsądek. Ducha w to nie mieszajmy. Naprawdę nie potrzeba.
Przyczynkarska publicystyka jednej z anten TVN ani wystąpienia drugoplanowych “polityczek” lewicy (Joanna Scheuring-Wielgus i Agata Diduszko-Zyglewska), bez podania dowodów przypisujące Papieżowi osłanianie zbrodni pedofilii w Kościele nie przewartościują miejsca, jakie Jan Paweł II zajmuje w świadomości Polaków. Pozostaje ono ugruntowane.
Ostatni, który godził Polaków
Papież-rodak pozostawał bowiem ostatnią postacią łączącą społeczeństwo. Po jego śmierci Polacy w 2005 r. poczuli się osieroceni. Po spektakularnym pożegnaniu Ojca Świętego, kiedy kibice zwaśnionych drużyn solidarnie na znak żałoby splatali klubowe szaliki a zwyczajni rodacy wszelkimi środkami transportu zmierzali do Rzymu, by go pożegnać, mówiono nawet o “Pokoleniu JP2”. To akurat uproszczenie, bo fenomen Karola Wojtyły połączył wszystkie generacje Polaków. Tych, którym dane było usłyszeć na placu wtedy – nomen omen – Zwycięstwa – pamiętne “Niech zstąpi Duch Twój. I odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi” i tych, co mniej więcej wtedy w 1979 roku, zapowiadającym następny, już przełomowy – dopiero się urodzili. Pokolenie Solidarności dowartościowane spotkaniem Papieża z Lechem Wałęsą w Dolinie Chochołowskiej w arcytrudnym roku 1983 i młodzież, do której Jan Paweł II w Gdańsku w 1987 r. zwrócił się: każdy z Was ma swoje Westerplatte. Te ostatnie słowa zapowiadały już kolejny przełom, rozpoczęty w rok później a ucieleśniony po dwóch latach jednoznacznym jak nigdy werdyktem społeczeństwa w wyborach czerwcowych.
Nie wszyscy za to pamiętają, że przybywając do wolnej już Polski w 1991 r. Papież wypowiedział też na lotnisku w Kielcach słowa równie zobowiązujące: – Łatwiej jest zniszczyć, trudniej odbudowywać. Zbyt długo niszczono.
Z młotkiem na pomnik czyli historia się powtarza
Psychicznie chory desperat rzucił się w 1972 r. na posąg Piety autorstwa Michała Anioła w Bazylice Świętego Piotra i znacząco ją uszkodził. Reszty życia dokonał w szpitalu a rzeźbie konserwatorzy przywrócili dawną świetność.
Zapewne wiele epizodów z życia Karola Wojtyły wymaga rozwinięcia przez historyków – choćby dyskretna dyplomacja, jaka w 1980 r. zapobiegła radzieckiej interwencji w Polsce, do czego przyczynił się również inny wielki rodak Zbigniew Brzeziński, doradca prezydenta Stanów Zjednoczonych Jimmy’ego Cartera do spraw bezpieczeństwa narodowego. Jednak nie zmienią one zasadniczego miejsca, jakie Jan Paweł II zajmuje w dziejach świata. Pozostaje jednym z dobroczyńców ludzkości, za których sprawą – pomimo ataku na wieże World Trade Center i kremlowskiej napaści na Ukrainę, globalnej pandemii koronawirusa i równie powszechnego kryzysu po upadku Lehman Brothers – wiek XXI pozostaje lepszy od poprzedniego. Podobnie przyczynili się do tego prezydenci USA Woodrow Wilson, wspomniany już Carter i Ronald Reagan oraz premier Wielkiej Brytanii Margaret Thatcher i francuski przywódca Francois Mitterrand. Przede wszystkim zaś czechosłowacki dysydent Vaclav Havel oraz Nelson Mandela, lider czarnej większości w Republice Południowej Afryki. Dwaj ostatni z wymienionych podobnie jak Papież z Polski dysponowali siłą ducha a nie potęgą militarną czy taranem sankcji gospodarczych. Jednak to za czasów pontyfikatu Karola Wojtyły retoryczne pytanie przypisywane samemu Stalinowi “ile papież ma dywizji?” przestało mieć szyderczy wydźwięk, bo moc idei i upór bez użycia przemocy wtedy właśnie okazały się mocniejsze od imperiów.
“Mistyk i samotnik czerpie energię z tłumów, zapewne najliczniejszych, jakie przyciągał jakikolwiek przywódca w historii. Jego przesłanie moralne i doktrynalne jest niezwykle wymagające i nie wszystkim, zarówno w Kościele, jak i poza nim, się podoba. Nie mają na niego wpływu ani wyniki badań opinii społecznej, ani to co popularne (..)” – tak charakteryzowali charyzmę Jana Pawła II jeszcze za jego życia: demaskator amerykańskiej afery Watergate Carl Bernstein i watykanista Marco Politi [1].
Biografia Karola Wojtyły wciąż zapewne warta uzupełnień nie musi być pisana na nowo, jak rekomendują współcześni obrazoburcy. Pozostaje spójna i przejrzysta. Od czasów, kiedy to pracował jako robotnik w krakowskim Solvayu, studiował w czasie okupacji hitlerowskiej polonistykę na tajnych kompletach. Jako aktor występował w konspiracyjnym Teatrze Rapsodycznym. Po wojnie działał w Bratniaku i po demonstracjach z 3 maja 1946 r. negocjował z komunistami wypuszczenie zatrzymanych przez Urząd Bezpieczeństwa studentów. Później już z następnym ich pokoleniem prowadził duszpasterstwo i jeździł na kajaki. Stał się współtwórcą w dwadzieścia lat po wojnie listu biskupów polskich do niemieckich, torującego drogę zarówno do pojednania obu narodów jak politycznego uznania w pięć lat później sprawiedliwych polskich granic zachodnich na Odrze, Bałtyku i Nysie Łużyckiej.
Dopisywanie do tej najciekawszej z polskich XX-wiecznych biografii wątku domniemanego ukrywania pedofilii i zapewnienia bezkarności ich sprawcom okaże się trudem syzyfowym. Na podstawie wypowiedzi osób nadpobudliwych lub rzeczywiście nawet skrzywdzonych, tyle, że nie z winy Wojtyły, nie da się pogruchotać pomnika, jakim w oczach Polaków wciąż pozostaje postać ich największego rodaka. Nie inaczej zresztą ocenia go świat. Przełamał żelazną kurtynę. Podziały zastępował odradzającą się wspólnotą.
Żurnaliści surowsi od szpicli Stasi i KGB
Rozpracowywały go zaciekle wywiady państw komunistycznych. Rzecz nie sprowadza się do inwigilatorów najbardziej znanych jak Tomasz Turowski czy Konrad Hejmo. Zajmująco opisuje to w “Kościele obywatelskim” znawca tematu dr Andrzej Anusz: ” W związku z wyborem kardynała Karola Wojtyły na papieża jednym z priorytetów operacji zagranicznych SB stało się rozbudowanie agentury wśród Polaków w Rzymie i Watykanie. 16 czerwca 1980 r. warszawska rezydentura KGB meldowała Centrali: “Nasi przyjaciele [SB] dysponują silną pozycją operacyjną [agenturą] w Watykanie, co umożliwia im bezpośredni dostęp do papieża i do Kongregacji rzymskiej” (..) Również w archiwach tajnej policji NRD – STASI znajduje się potwierdzenie, że za Spiżową Bramą miała ona swojego agenta. Był nim niejaki Eugen Brammartz dominikanin i pracownik gazety “l’Osservatore Romano” [2].
I jakoś przejawów tolerowania czy ukrywania przez Karola Wojtyłę pedofilskich zbrodni w Kościele – służby te nie znalazły. Gdyby się stało inaczej, uczyniłyby z tego użytek. A radziecka KGB nie pozostawała wtedy mniej sprawna od amerykańskiej CIA ani Stasi z Niemieckiej Republiki Demokratycznej łagodniejsza od izraelskiego Mossadu. To trudny do obalenia argument za niewinnością Wojtyły: dla tych, którym w ogóle pozostaje potrzebny.
Dziwić się można, że w obrzucanie błotem papieskiej pamięci zaangażowała się stacja telewizyjna pozostająca w gestii amerykańskiego właściciela, bo przecież stosunek obywateli USA do wszelkich religii i ich przywódców pozostaje nacechowany szacunkiem i tolerancją. Dysponenci anten TVN uznali widać, że w Polsce nie obowiązują ich normy, które zmuszeni są respektować u siebie.
Podobnie lewica wraca do niechlubnej tradycji, którą potrafił przełamać jej prezydent Aleksander Kwaśniewski: w uznaniu za to Papież zaprosił go na pamiętną przejażdżkę do swojego “papamobile”. Na kokietowaniu “osobistych przeciwników Pana Boga” nie zyska się wiele głosów wyborczych (ilu dziś czytelników znajduje post-urbanowe “Nie”?), łatwo zaś stracić dobre imię i resztki poparcia.
Młotek psychopaty nie zniszczył przed ponad półwieczem “Piety” Buonarrotiego. Podobnie wizerunek jedynego w dziejach Papieża z Polski, który umiał być nie tylko Ojcem Świętym dla katolików, ale także duchowym przewodnikiem i społecznym autorytetem dla niewierzących i przedstawicieli innych wyznań a przy tym w niedługim czasie realnie zmienił na lepsze kształt świata – przetrwa skutecznie ataki równie mało subtelne.
[1] Carl Bernstein, Marco Politi. Jego Świątobliwość Jan Paweł II… Amber, Warszawa 1997, przeł. Stanisław Głąbiński, s. 20
[2] Andrzej Anusz. Kościół obywatelski… Akces, Warszawa 2020, wyd. II zmienione, s. 232-233
‚,Naród deprawowany przez wiele lat, nagradzany za serwilizm i podłość, prześladowany za odwagę, nie mógł zmienić się z dnia na dzień. Zbyt wielu miało nieczyste sumienie, aby opluć tych z czystym sumieniem, tym gorliwiej szukali pretekstu, aby opluć tych z czystym sumieniem i tym gorliwiej wierzyli w kłamstwa i potwarze.”
Przykrym jest że atakuje się tego co nie może się bronić. Dla lewactwa nie ma żadnych świętości więc atakują.
Przykrym jest to że kościół ukrywał tego typu przypadki i to jedynie jest przykre.
Ukaranie i publiczne naznaczenie, tych co win się dopuścili i wtedy inaczej by ludzie patrzyli na takie przypadki.
Wnioski z wieków poprzedzających rewolucję informatyczną się w tych czasach nie sprawdzają, nie wystarczy ukryć coś nie opowiedzieć czy przenieść żeby wszystko zatuszować.
Pomijając pomówienia niesprawiedliwe, tragedią są sprawcy kościelni w których tyle wiary i zaufania pokładaliśmy.