Wszyscy wiedzą o kogo chodzi, chociaż reguły prawa nakazują podawać w relacjach tylko pierwszą literę nazwiska. Sławomir N. kiedyś był jednym z najbliższych podwładnych Donalda Tuska, szefem jego gabinetu i ministrem transportu, pracował również dla Bronisława Komorowskiego jako minister prezydencki. Funkcjonariusze Centralnego Biura Antykorupcyjnego zatrzymali go w osiem dni po wyborach, wygranych przez kandydata PiS. Jeszcze w trakcie wieczoru wyborczego Sławomir N. pojawił się na warszawskim Podzamczu, gdzie czekał na wynik exit polls Rafał Trzaskowski. Wiadomo, że N. doradzał w kampanii kandydata PO i jego poprzedniczki Małgorzaty Kidawy-Błońskiej.

Kaliber sprawy okazuje się poważny. Według szefów NABU – ukraińskiego odpowiednika CBA – były minister w trakcie kierowania Ukrawtodorem czyli korzystającą ze środków Międzynarodowego Funduszu Walutowego superagencją budującą i modernizującą drogi miał czerpać osobiste korzyści majątkowe ze zleceń. W grę wchodzić ma udział w zorganizowanej grupie przestępczej. Tego samego poranka co N. zatrzymano też byłego dowódcę jednostki specjalnej GROM oraz trójmiejskiego biznesmena, swego czasu organizującego nawet szkolenia dla policjantów w kwestii rozpoznawania karuzeli podatkowych.

Taka sytuacja w bardziej stabilnej demokracji skłoniłaby zapewne do powściągliwości główne siły polityczne, bo sprawa czyni wrażenie skomplikowanej i nie da się rozwikłać jej z dnia na dzień.

W klimacie powyborczej gorączki politycy i media, w zależności od osadzenia na głównej osi sporu PO – PiS ferują jednak oceny dość kategoryczne.

Zakulisowo od dawna zapowiadano, że po pokonaniu Trzaskowskiego w wyborach… PiS weźmie się za oponentów. Z drugiej strony wierzący w oficjalną wersję CBA i NABU znajdują argument, że były minister wiele razy sam narobił kłopotów sobie i szefom. Z rządu Tuska odszedł po aferze hazardowej, chociaż nie udowodniono mu wtedy bezpośrednich z nią związków. Dodatkowo pogrążyła go kwestia kosztownego zegarka, którego nie wpisał do oświadczenia majątkowego.

– Która godzina? – spytała go wtedy w Sejmie czołowa dziennikarka radiowa.
– W pół do komina – odpowiedział z właściwym sobie refleksem N, polityk zawsze elokwentny, strateg kampanii prezydenckich: Tuska w 2005 r. (przegranej) i Komorowskiego z 2010 r. (wygranej).

Nagadał się za dużo i dał nagrać na taśmy, sponsorowane przez biznesmena od handlu węglem Marka Falentę, które pogrążyły Platformę po ośmiu latach sprawowania władzy. Zresztą nawet z Ukrawtodoru odchodził po ujawnieniu kolejnych nieprawidłowości… z oświadczeniem majątkowym.

Tyle, że zaniechania czy winy w tamtych sprawach nie przesądzają o ocenie tej obecnej. 
Politycy i komentatorzy związani z władzą widzą jednak w N. przykład pazerności PO i podkreślają jego wieloletni bliski kontakt z Donaldem Tuskiem. Były prezydent Zjednoczonej Europy stał się przecież również promotorem kandydatury Rafała Trzaskowskiego. Faktycznym celem uruchomionej przy tej okazji machiny pisowskiej wydaje się ten ostatni.
Z kolei wicemarszałek Sejmu z PSL Piotr Zgorzelski zauważa, jak służby odczekały z zatrzymaniem byłego ministra. Nie dokonano go w kampanii, bo niosło to za sobą ryzyko powtórzenia sprawy Beaty Sawickiej, która – choć winna – zyskała współczucie łzawą konferencją prasową jako ofiara służb specjalnych, a tego wykorzystujący aferę przed wyborami 2007 r. PiS nie wziął pod uwagę.

Pojawia się więc mocno absurdalny problem, kiedy wolno zatrzymać byłego ministra nawet jeśli zebrany w trakcie postępowania materiał to uzasadnia.

Zwolennicy teorii, że pierwszy milion trzeba sprzeniewierzyć, odpowiedzą zapewne, że nigdy. Entuzjaści silnych służb antykorupcyjnych – że zawsze.

Pierwszorzędne znaczenie ma fakt, kto zatrzymania dokonuje. Wiarygodność skrajnie upolitycznionych służb specjalnych spadła do zera. Zawiaduje nimi ten sam Mariusz Kamiński, zaangażowany przed kilkunastu laty w sprawę Sawickiej i odpowiedzialny za wykorzystanie jej afery w kampanii wyborczej. Gdy postawiono mu za tamte czasy (choć nie o nieszczęsną posłankę PO chodziło) zarzut nadużycia władzy, sąd nie mógł tego rozstrzygnąć, bo Kamińskiego, żeby znów mógł zostać ministrem, ułaskawił prezydent Andrzej Duda. Wzmaga to nasz sceptycyzm również w obecnej sprawie, trudno, żeby było inaczej. Można co najwyżej marzyć o bezstronnym nadzorze nad służbami specjalnymi, sprawowanym przez apolitycznych fachowców i bezstronne prawnicze autorytety ale wiadomo, że za rządów PiS, formacji o skłonnościach autorytarnych, nigdy nie zostanie on wprowadzony.

Dynamiczna w sprawie byłego ministra z obecnej opozycji służba antykorupcyjna wykazała się ostentacyjną bezradnością w sprawie afer własnego obozu: dwóch wież prezesa i austriackiego dewelopera czy interesów rodzinnych obecnego ministra zdrowia, choć w tym ostatnim wypadku czas pandemii i związany z nim nacisk społeczny powinien skłonić do zdecydowanego działania.

Z kolei na Ukrainie po niedawnej zmianie władzy również nie mieliśmy do czynienia z rozwikłaniem licznych tamtejszych afer. Obserwatorom trudno więc uwierzyć, że akurat w wypadku dyrektora z Polski służby wykazały się nieugiętością i profesjonalizmem.

Coraz większe wydaje się ryzyko, że nigdy nie dowiemy się, jak było naprawdę. Widać też jak długą drogę przeszły przez piętnaście lat dwie najpotężniejsze u nas partie. Przecież w 2005 r. PiS i Platforma Obywatelska nie tylko negocjowały – również w obecności kamer telewizyjnych – zawarcie koalicji rządowej, ale wspólnie opowiadały się za powołaniem Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Wyborcom tłumaczono, że nowa struktura ma oczyścić Polskę z afer, pozostałych po okresie rządów postkomunistycznych. Ocenie Państwa Internautów pozostawiam fakt, ile z tego zamierzenia pozostało. I jaki wpływ ma ten efekt na podejście zwyczajnych obywateli do prawa. Ministrowie przynajmniej zawsze mają dobrych adwokatów…   

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 4

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here