Decyzja Moniki Pawłowskiej przyjęcia mandatu poselskiego po Mariuszu Kamińskim okazuje się niezmiernie korzystna dla “koalicji 15 października” chociaż sama posłanka deklaruje, że zamierza w PiS pozostać, aczkolwiek Przemysław Czarnek zapowiada, że ją stamtąd wyrzuci. Niespodziewanie sojusznikiem byłego pisowskiego ministra edukacji stały się w zwalczaniu jej prorządowe media, natrząsające się ile wlezie z zachowania Pawłowskiej. Nie były tak samo wrażliwe, gdy dawny zastępca Jarosława Kaczyńskiego w rządzie, Roman Giertych zmienił poglądy w sposób dalece bardziej gorszący, bo został adwokatem rodziny Donalda Tuska, potem posłem Koalicji Obywatelskiej ze Świętokrzyskiego, na koniec zaś – to nie żart – szefem zespołu, który w Sejmie rozliczać ma jego dawnych koalicjantów z Prawa i Sprawiedliwości.
Brylującemu po korytarzach (w sejmowej sali w trakcie obrad ma dużo mniej do powiedzenia) Giertychowi żurnaliści deklarujący demokratyczne przekonania nie wypominają jakoś, że kiedy został ministrem edukacji w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, zamierzał wykreślić z listy lektur Witolda Gombrowicza i zastąpić go Janem Dobraczyńskim dawnym szefem kolaboranckiego wobec junty gen. Wojciecha Jaruzelskiego i fasadowego Patriotycznego Ruchu Odrodzenia Narodowego uformowanego po 13 grudnia 1981 r. Darowano również Giertychowi, że za pierwszych rządów PiS przymierzał się do mundurowania uczniów oraz zniesienia koedukacyjności w gimnazjach. Odkąd pracuje dla Tuska i jego rodziny, halabardnikom obecnej władzy jego przeszłość nie przeszkadza.
Za to na Pawłowską rzucono się z wartą lepszej sprawy zaciekłością, chociaż jej decyzja pozostaje logiczna i służy w oczywisty sposób sprowadzeniu do właściwego wymiaru prób robienia męczennika z Mariusza Kamińskiego, skazanego za nadużycie władzy. Przyjęcie mandatu przez Pawłowską oznacza w oczywisty sposób, że również część PiS nie uznaje już Kamińskiego za posła. Pawłowska miała w wyborach z 15 października ub. r. najlepszy wynik spośród tych, co z listy PiS nie dawały mandatu. Zgodnie z zasadami demokracji ma więc prawo teraz posłanką zostać. Wiadomo, dlaczego oburza to Czarnka. Czemu razi uczestników i zwolenników “koalicji 15 października”, trudniej zrozumieć.
Najdalej z nich poszedł poseł Nowej Lewicy Tomasz Trela, który oceniając decyzję Pawłowskiej oznajmił, że zawsze był przeciwny prostytucji politycznej. Niezwykły to miernik podejścia Nowej Lewicy do kobiet, chociaż ta formacja przedstawia się zwykle w kampaniach wyborczych jako ich najlepszy jeśli nie jedyny obrońca. Teraz widzimy ile to warte. Poza kwestią stosunku do płci słabszej pozostaje jeszcze kwestia kultury osobistej. W tym względzie Trela wystawia sobie jednoznaczne świadectwo.
Podobnie jak obłudni komentatorzy, którym przeszkadza, że Pawłowska weszła do Sejmu z listy Lewicy, potem przepisała się do Porozumienia Jarosława Gowina a wreszcie odnalazła w klubie PiS. Ale nie razi ich dawny lider Młodzieży Wszechpolskiej Roman Giertych w roli adiutanta Donalda Tuska odpowiedzialnego za obronę liberalnej demokracji. Pamiętamy to z niezrównanego “W pustyni i w puszczy” Henryka Sienkiewicza.
– Co to jest zły uczynek?
– Jak ktoś Kalemu ukraść krowę – odpowiedział po namyśle.
– A dobry?
Tym razem odpowiedź padła bez namysłu:
– Jak Kali komuś ukraść krowę.
Jak widać, Sienkiewicz słusznie Nobla dostał, skoro jego charakterystyka moralności Kalego trafnie opisuje zachowania uczestników życia publicznego w 120 lat później.
Dodać wypada, że Monika Pawłowska wcale wymierzonej w nią agresji nie prowokuje. Wręcz przeciwnie, tłumaczy się całkiem sensownie, że na przykład w kwestii praw kobiet głosowała zawsze tak samo, obojętnie w jakim klubie była.
Od dawna jednak nawykiem mediów głównego nurtu, gdy komuś pragną zaszkodzić, pozostaje wypominanie, w ilu działał wcześniej ugrupowaniach. Warto jednak pamiętać, jak szybko zmieniały się ich konfiguracje i nazwy. Z pierwszego obranego w wolnych wyborach w 1991 r. Sejmu pod tą samą flagą działa w obecnym tylko Polskie Stronnictwo Ludowe, ale i jego posłowie weszli tam z listy o nazwie Trzecia Droga.
Uwielbiany przez hejterów Moniki Pawłowskiej obecny premier Donald Tusk sam zdążył być w Kongresie Liberalno-Demokratycznym, Unii Wolności i dopiero w Platformie Obywatelskiej. Lewica, z której wywodzi się Trela, przepoczwarzała się jeszcze częściej: już po 4 czerwca 1989 r. działała kolejno pod marką PZPR, SdRP, SLD, Lewicy i Demokratów, Zjednoczonej Lewicy oraz pod obecną.
Nikt jakoś nie wychodzi z propozycją najbardziej sensowną, żeby Pawłowską ocenić dopiero po działaniach, jakie podejmie, gdy posłanką zostanie.
Zaś zacietrzewionym hunwejbinom koalicji 15 października i jej rozhisteryzowanemu medialnemu zapleczu warto podać argument, który nawet ich powinien przekonać: nie wygrywa nigdy wojny ten, kto rozstrzeliwuje przechodzących na naszą stronę, historia wojskowości niezbicie to potwierdza.