Pegasus pozostaje tylko narzędziem. Okazuje się zapewne przydatny w swojej podstawowej funkcji zbierania informacji o grupach terrorystycznych – podłączony do komórki, pozwala dokładnie odtworzyć rozkład pomieszczeń w danym mieszkaniu bez wkraczania do niego. Zgodnie z przyjętymi zasadami służyć miał wyłącznie państwom, a nie prywatnym odbiorcom lub organizacjom. Wśród tych, które go nadużywały, znalazły się Maroko i Arabia Saudyjska. Rządzący Polską, przyzwalając na nielegalne operacje z jego udziałem – sami znaleźli się w takim a nie innym towarzystwie.
Fascynacja środkami technicznymi, zwłaszcza podsłuchowymi, a pomimo wielu innych to wciąż dominująca funkcja również Pegasusa, od dawna pozostawała przywarą tej ekipy. Maciej Wąsik zwykł długie godziny spędzać na słuchaniu rozmów osób, wobec których podległe mu służby specjalne wdrażały różnego rodzaju realizacje, jeśli posłużyć się ich językiem.
Orwellowskie konotacje pojawiają się w oczywisty sposób. A wraz z nimi paradoks, że przecież chwytająca się Pegasusa ekipa okazała się zarazem bezradna wobec hakerów – zapewne zza wschodniej granicy – ujawniających sekretne przekazy mailowe ministrów rządu Mateusza Morawieckiego. Za ich sprawą poznaliśmy choćby podpowiedzi, jakimi szefowi premierowskiej kancelarii Michałowi Dworczykowi służył gwiazdor TVN Krzysztof Skórzyński w kwestii chwytów marketingowych, mających stworzyć wrażenie, że rząd zmaga się z pandemią stanowczo i skutecznie: całkiem wbrew statystykom i faktom.
Na tym pegazie obecna ekipa nie odleciała daleko. Szybko nastąpiło twarde lądowanie. Wygląda na to, że więcej z tego kłopotów niż zysków.
Nazwiska trojga aktorów życia publicznego wobec których bezspornie Pegasusa zastosowano niewiele łączy. To Roman Giertych, niegdysiejszy wicepremier w rządzie Jarosława Kaczyńskiego a później adwokat polityków, oskarżanych za rządów PiS w ten sposób, że w grę wchodzi kontekst polityczny. Prokurator Ewa Wrzosek bada wybory kopertowe, które kosztem ogromnych strat i marnotrawstwa miała półtora roku temu zorganizować Poczta Polska, co ostatecznie udaremnił sprzeciw ówczesnego wicepremiera Jarosława Gowina. Senator, a wtedy poseł Krzysztof Brejza kierował w 2019 r. przegraną jak się okazało kampanią Koalicji Obywatelskiej do Sejmu, tylko do Senatu udało się wtedy wprowadzić demokratyczną większość.
Względna przypadkowość tej listy, do której pasuje raczej staropolskie powiedzenie “od Sasa do Lasa” z czasów wojny sukcesyjnej z XVIII w. – wydaje się wskazywać, że to raczej wierzchołek góry lodowej. Ale już przy tej okazji widać, że rządzący – w wersji soft poprzez brak nadzoru nad służbami a w tej twardej za sprawą wydawanych im poleceń – pogwałciły już tajemnicę prokuratorską i adwokacką oraz przynajmniej pośrednio wpływały na wynik wyborów, co oczywiście nie oznacza, że PiS bez stosowania niedozwolonych metod by ich nie wygrał. Ale stwarza to już mocny argument na rzecz ich podważania. A dla nikogo, kto pamięta sposób traktowania prezesa NIK Mariana Banasia i jego rodziny, odkąd suwerenność decyzyjną, wpisaną w jego funkcję sam stanowczo postawił ponad partyjnymi zobowiązaniami – nie stanowi to zapewne wielkiego zaskoczenia. Warto szukać dalej, badać, co się działo.
Z prawdziwym kryzysem mieć będziemy do czynienia, gdy okaże się, że wśród inwigilowanych z użyciem Pegasusa znalazły się osoby spoza instytucjonalnej polityki – artyści, celebryci, działacze charytatywni czy przedsiębiorcy, być może również duchowni, a także przedstawiciele instytucji, którym (jak Najwyższej Izbie Kontroli) niezależność gwarantuje Konstytucja. Trudno też uwierzyć, że PiS – znany z brutalnych walk wewnętrznych, na co wskazuje niedawny sposób pozbycia się Jarosława Gowina (wiemy, na co się skarżył, zanim trafił do szpitala) – nie uległ pokusie podsłuchiwania swoich. A jak pamiętamy wojny domowe zawsze okazują się najbrutalniejsze.