Czy słowiański Wiedźmin sprosta orientalnemu smokowi


Główną osią globalnego sporu w miejsce Atlantyku staje się Pacyfik, przez co Polska znajdzie się na peryferiach. Ameryka wycofuje się z Europy, przedtem straciła 20 lat na wojnę z terrorem, przez co nie doceniła rosnącej potęgi Chin. Polska, żeby się w nowym świecie odnaleźć, nie ma co już liczyć na NATO, powinna wykazać się aktywizmem europejskim – przekonuje Robert Kuraszkiewicz w swojej najnowszej, intensywnie promowanej książce.

“Polska w nowym świecie” to diagnoza nie utopia. Potwierdza, że dokonuje się przełom, ale pandemia nie okazuje się jego przyczyną, raczej jej przebieg wyostrza i ujawnia istniejące od dawna słabości.

O tym, że świat nigdy już nie będzie taki jak przedtem, słyszeliśmy już po ataku islamistów na nowojorskie dwie wieże World Trade Center 11 września 2001. W międzyczasie Stany Zjednoczone uganiały się za ich sprawcami po całym świecie, przegrywając dwie wojny interwencyjne w Afganistanie i Iraku, aż wyrósł im pierwszy od czasów ZSRR globalny konkurent – Chiny, których produkt krajowy brutto wynosi 70 procent amerykańskiego. Nie znika też ze światowego koncertu (bynajmniej nie symfonicznego, bo nie w taktach liczonego, lecz w głowicach jądrowych) Rosja. Coraz bardziej prawdopodobny okazuje się nowy sojusz Stanów Zjednoczonych z Władimirem Putinem kosztem Europy Środkowo-Wschodniej, w tym Polski, co nas obchodzi najbardziej oraz Azji Środkowej, co zapewne mniej nas zaciekawia.

Często utyskuje się na wysokie odprawy finansistów, ale w wypadku Roberta Kuraszkiewicza zjawisko znajduje dobrą stronę: po odejściu z prezesury Banku Pocztowego miał czas i pieniądze, by wydać ważką książkę o problemach współczesnego świata. Geopolityka to górna półka eseju politycznego: pisze o niej noblista Henry Kissinger (“Porządek światowy”) a u nas Leszek Moczulski, do niedawna zajmowali się nią nieżyjący już Zbigniew Brzeziński czy Zbigniew Pełczyński weteran Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie a w Oxfordzie mentor Billa Clintona ale i Viktora Orbana. Oczywiście Kuraszkiewicz swoją “Polską w nowym świecie” nie dołączył natychmiast do elitarnego klubu światowych trendmakerów, zachowajmy proporcje: jednak uniknął potrzaskania w konfrontacji z najambitniejszym z tematów. Dał do myślenia innym. A polityków zawstydził. Sam zresztą nie ukrywa, że jego książka wzięła się…  z irytacji. Świetnie to rozumiem. 

Roberta Kuraszkiewicza poznałem jesienią 1989 r. w studiu radiowej “Trójki”, a konkretnie programu o nazwie – ni mniej ni więcej – “Zadzwońcie po milicję”, prowadzonego przez Annę Maruszeczko, potem celebrytkę i gospodynię cieszącego się wysoką oglądalnością wyciskacza łez “Wybacz mi” w TVN. W Trójce wtedy reprezentowałem Konfederację Polski Niepodległej, a Kuraszkiewicz Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe. Na dzień dobry zaatakowałem go za wypowiedź prymasa Józefa Glempa na temat klasztoru karmelitanek w Oświęcimiu, przez ZChN oczywiście popartą, wskazując na przykładzie karykatury, jaką świeżo odnalazłem w “Le Monde”, że w sytuacji konieczności renegocjowania polskich długów w klubach paryskim i londyńskim wystawia ona na szwank reputację odradzającego się po komunizmie kraju. Do końca obliczonej na kwadrans debaty znajdował się w defensywie. Zapamiętał widać tę lekcję doskonale, bo teraz to on wykorzystuje efekt pierwszeństwa i podaje temat innym. Niech się odniosą do tego, co pisze.

Kuraszkiewicz obchodzi klubową Warszawę ze swoją książką w ręku, wzbudzając zwykle żywe reakcje. W podziemiach dawnego Domu Partii w “Świetlicy Wolności” dyskutował o niej m.in. z panelistami Jackiem Bartosiakiem i Radosławem Pytlem oraz z odzywającymi się z sali a dawno nie słyszanymi Adamem Pawłowiczem i Arturem Zawiszą. W siedzibie niezależnych samorządowców przy Koszykowej goszczący go wiceprezes Mariusz Ambroziak wyraził nadzieję, że również po wielkim przełomie pozostaną solidarność i wspólnota. Autor “Polski w nowym świecie” o tym nie przesądza, wskazuje raczej, że wybór należy do nas. I z nim zostajemy. Bo też sojusznicy – na razie w sytuacji granicznego kryzysu – pozostawili nas z problemem jak tyle razy w historii od 1939 po 1981 skupieni na kłopotach własnych.

Stany Zjednoczone zbudowały właśnie istne cudo: “F-35 nie jest samolotem w tradycyjnym rozumieniu. Jest latającym centrum dowodzenia, które bez komunikacji poprzez sieci satelitarne i cyfrowe jest jedynie bardzo drogą latającą zabawką. Najbardziej nowoczesny samolot bojowy jest po prostu częścią tych sieci” [1]. Skoro tak, to czym się martwią Amerykanie? Do masowej produkcji takich zawiadujących obronnością fortec niezbędne są metale ziem rzadkich, wydobywane… wyłącznie w Chinach. Bez nich cudo nie poleci.

Na zajętą walką o prymat z Chinami Amerykę nie ma co liczyć, przekonuje Kuraszkiewicz. NATO sprzed trzech, czterech lat, z jakim wiązaliśmy obronne plany, praktycznie nie istnieje. Zarówno “America first” Donalda Trumpa jak “America is back” Joe’go Bidena umieściły Polskę na odległym miejscu listy jankeskich priorytetów. Zadbać musimy więc sami o siebie. Paradoks polega na tym, że na względnym osłabieniu Unii Europejskiej da się skorzystać. Rozdźwięki pomiędzy kontynentalnymi sojusznikami aż się o to proszą. Skoro pod wrażeniem strasznej tragedii w japońskiej Fukishimie Niemcy zamykają wszystkie własne siłownie jądrowe i najchętniej wygasiliby je w całej wspólnocie – świetnym dla Polski partnerem pozostaje Francja, na nich opierająca wciąż rodzimą energetykę, w sytuacji gdy my przymierzamy się do budowy własnego potencjału, ale rozmach ewentualnych projektów wyklucza realizowanie ich poprzez partnerstwo publiczno-prywatne w rodzimym kształcie.

Niepokoją Kuraszkiewicza wskaźniki polskiej demografii: zamiast rosnąć za sprawą 500plus staliśmy się na powrót narodem 37-milionowym. Zastraszający przykład znajdujemy za wschodnią granicą: Ukraina wchodziła w epokę niepodległości z 53 mln mieszkańców, dziś na terenie podległym kijowskiemu rządowi znajduje się 37 mln osób, tyle co w Polsce. Trudniej podzielić entuzjazm autora “Polski w nowym świecie” dla ukraińskiej emigracji zarobkowej do nas: doraźnie wspomaga pewnie gospodarkę, ale na dłuższą metę zaburza rynek pracy, zaś z tą bliskością kulturową zatrudnionych u nas gości ze Wschodu radziłbym nie przesadzać, bo jako mieszkaniec śródmieścia stolicy co dzień niemal słyszę, jak wypiwszy, rozgłośnie wyklinają “Lachów” w stylu przypominającym ścieżkę dźwiękową “Ogniomistrza Kalenia” i podobnych zainspirowanych “Łunami w Bieszczadach” filmów.

Podoba mi się za to fakt, że Kuraszkiewicz wierzy w Polskę, w naszą mądrość zbiorową i zamiast utyskiwać podsuwa dobre rozwiązania. Narzekań już wystarczy. Tym bardziej, że problem tkwi nie tylko w stratach postcovidowych i różnicach potencjałów ani nawet w nieruchawości biurokracji brukselskiej czy rodzimej, ale również w specyfice osobowości i charakterów. W blokadach mentalnych a nie barierach wzrostu gospodarczego.

– Dziecko chińskie chce być kosmonautą lub wynalazcą. Polskie… influancerem bądź you-touberką – ujął rzecz lapidarnie podczas jednej z dyskusji o swojej książce Robert Kuraszkiewicz. Napisał w niej również jednak: “W rankingach jakości informatyków Polacy zawsze zajmują wysokie miejsca. Daje to dobre podstawy do rozwoju polskiej gospodarki cyfrowej. Polska to kraj bogaty w talenty, ale musimy zapewnić odpowiednią infrastrukturę dla ich ekspozycji. Potwierdzeniem tej tezy jest pozycja polskiego sektora gamingowego. Jesteśmy globalnym zagłębiem tego segmentu przemysłu rozrywkowego, który  jest coraz większą konkurencją dla przemysłu filmowego” [2]. Słowiański Wiedźmin sprosta orientalnemu smokowi.

Przed ponad półwieczem inny bankowiec po godzinach pracy, Witold Gombrowicz, sformułował metr sewrski współczesnej polskości. Robert Kuraszkiewicz nie tworzy dla niego konkurencji, buduje raczej agendę naszych najżywotniejszych problemów. Ich wyliczenie samo w sobie stanowi krok naprzód.

Każda dyskusja o wyzwaniach cieszy, zwłaszcza gdy myśliciele jak Slavoj Żiżek przekonują nas, że pandemia wszystko niemal dezaktualizuje jeśli nie unieważnia, bądź jak Ivan Krastev wykazują, że straty demograficzne w naszej części Europy spowodowane drenażem mózgów i spadkiem przyrostu naturalnego da się porównać z tymi z czasów wojny.  Trudno więc nie szukać środków zaradczych. Co tym istotniejsze, że rządzący poruszają się niczym pijane dzieci we mgle. Z całą powagą pisowska ekipa obstawia zwycięstwo Mariny Le Pen w wiosennych wyborach prezydenckich we Francji.

W sytuacji, gdy najbardziej prawdopodobne wydaje się, że w ogóle nie przejdzie ona do drugiej tury z Emmanuelem Macronem, pokonana przez antyimigranckiego prawicowego radykała Erica Zemmoura, o którym da się powiedzieć, że ma wszystkie lepsze cechy dynastii Le Penów, ale pozbawiony jest ich wad, a przy tym wykazać się może, niczym nasz Szymon Hołownia, wieloletnim doświadczeniem gospodarza studia telewizyjnego. Gdy pojawiają się coraz to nowi gracze, tym bardziej warto rozważać scenariusze przyszłości, a nie tylko się nią martwić. Kuraszkiewicz dostarcza nam ich solidną dawkę.    

[1] Robert Kuraszkiewicz. Polska w nowym świecie. Wydawnictwo Nowej Konfederacji, Warszawa 2021, s. 154
[2] Kuraszkiewicz. Polska w nowym świecie… op. cit, s. 203      

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 7

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here