Mamy problem…

Prawa do transmisji meczów ekstraklasy kosztują 250 mln zł rocznie. Dwa lata, które obejmuje umowa, to pół miliarda. Skoro w międzynarodowych rozgrywkach polskie kluby odpadają z mołdawskimi, kazachskimi i luksemburskimi, zaś reprezentacja przegrywa z Senegalem i Kolumbią – można powiedzieć, że nigdy tak niewielu nie zarobiło tak wiele za… tak niewiele.

Gdyby chociaż dobrze grali… Jak kiedyś, pięknie… W 1970 r. Górnik Zabrze wystąpił w finale Pucharu Zdobywców Pucharów z Manchesterem, przez kolejne ćwierćwiecze w półfinałach gościły Legia i Widzew, w ćwierćfinałach Ruch Chorzów i Stal Mielec. Gdy w 1971 r. ratownicy po siedmiu dniach wyciągnęli spod kopalnianego zawału górnika Alojzego Piontka, pierwsze pytanie, które zadał uratowany, wcale nie dotyczyło rodziny.

Co z Górnikiem, wygrał?

Do czasu emigracji Zbigniewa Bońka do Juventusu najlepsi piłkarze trzeciej w świecie drużyny narodowej Kazimierza Górskiego i Antoniego Piechniczka oraz piątej na argentyńskim turnieju ekipy Jacka Gmocha występowali w lidze krajowej. W Zabrzu grali Włodzimierz Lubański i Jerzy Gorgoń, w Mielcu Grzegorz Lato i Henryk Kasperczak, zaś Andrzej Szarmach najpierw w pierwszym z tych miast, potem w drugim. Na zwykłe mecze przychodziło po 40 tys ludzi, piłkarze za mistrzostwo kraju dostawali łady lub jak w Górniku duże fiaty, nielicznym krezusom trafiało się bmw. Nikt się na to nie oburzał, bo w ponurej rzeczywistości PRL, jeszcze przed wyborem Polaka na Papieża i fenomenem „Solidarności” zwycięstwa piłkarzy dawały radość i dumę i stawały się okazją do tolerowanych przez władze (bo milicja i wojsko też kibicowały… swoim – GTS Wiśle i Gwardii, CWKS Legii i Śląskowi) pochodów z flagami.

Problem jak ożywić piękne wspomnienia nie wydaje się jednak dziś główną troską włodarzy futbolu. Chociaż na mistrzostwach świata w Rosji reprezentacja, złożona w większości z zawodników lig zagranicznych przegrała nawet z Senegalem, a z Kolumbią poniosła trzybramkową klęskę, kluby zaś odpadają – jak Legia – z pucharów po porażkach z Luksemburczykami i Mołdawianami, to Ekstraklasa skupiająca krajowych kopaczy (a więc mniejszość słabej zresztą reprezentacji) – ma się doskonale w jednym aspekcie: finansowym. Nieważne, że w rankingach międzynarodowych kluby polskie wyprzedzone zostały przez norweskie, choć w czasach wielkiego Górnika, Legii czy Widzewa zwykliśmy się cieszyć z wylosowania w pucharach drużyny znad fiordów jako potencjalnie łatwej do przeskoczenia.

Ekstraklasa – 16 klubów – za prawo do transmisji telewizyjnych zarobi rocznie ćwierć miliarda złotych. Zrzucą się na to NC+ oraz TVP – ta druga zyskując w zamian prawo transmisji… jednego spotkania każdej kolejki. Prezes Ekstraklasy Marcin Animucki przyznaje w wywiadzie dla Faktu24, że to rekord i ósma umowa tego typu w Europie. Gdyby tylko – tu wejść w słowo trzeba działaczowi – podobne miejsce na boisku umieli wywalczyć piłkarze co menedżerowie przy zielonym stoliku.

Żyć nie umierać – z perspektywy ekstraklasowych beneficjentów

Społeczeństwo mamy ofiarne – mówi w „Piłkarskim pokerze” Janusza Zaorskiego bohater z Białegostoku. W tym wypadku to społeczeństwo, podatnicy poprzez dotację do TVP sfinansują prawa do pokazania tego jednego meczu w tygodniu. Podatnika nikt nie pyta, nieważne czy jest kibicem.

Prezes TVP Jacek Kurski, dawny poseł PiS da tym samym zarobić swojemu dawnemu partyjnemu koledze Marcinowi Mastalerkowi, który nie tak dawno został wiceprezesem Ekstraklasy.

Rządzący moszczą się na posadach w spółkach Skarbu Państwa i mediach „narodowych”, ale również w sportowych instytucjach. W polskim związku curlingu byłego posła PiS Andrzeja Jaworskiego w fotelu prezesa zastąpił wieloletni szef Instytutu Ks. Henryka Jankowskiego Mariusz Olchowik.

Główną władzę w spółce Ekstraklasa – z całym szacunkiem dla Mastalerka, sprytnego współautora podwójnego zwycięstwa wyborczego PiS sprzed 3,5 roku – zachowuje oczywiście rutynowany prezes Marcin Animucki. Nowy zastępca da mu poczucie bezpieczeństwa w kontaktach z rządzącymi krajem. I taka będzie zapewne jego główna rola. Żyć nie umierać. W spółkach paliwowych i energetycznych, czy innych państwowych gigantach koreańskim obyczajem nazywanych czebolami, w ubezpieczeniach i bankowości wysokie pensje w zarządach wiążą się z ryzykiem, że po utarcie władzy stanie się wobec zarzutów prokuratorskich – choćby o sponsorowanie mediów obiektywnych inaczej i fundacji-krzaków, narodowych w nazwie, a socjalistycznych w treści. W Ekstraklasie takie ryzyko wydaje się znikome, zresztą gdy przed laty ministrowie sportu próbowali walki z bossami od futbolu – FIFA w obronie niezależności związku piłkarskiego wsparła tych drugich. Powtórzmy więc: żyć nie umierać. Dziś głównym problemem życiowym, z którym przyjdzie się zmierzyć młodemu wilkowi Mastalerkowi wydaje się… zazdrość i zawiść kolegów partyjnych. A to w PiS odium nie byle jakie…

Kibice wybaczą łatwiej, zresztą jak pamiętamy z „Piłkarskiego pokera”, społeczeństwo mamy ofiarne. Chociaż jego cierpliwość zna granice.

Gdy już po sukcesach ekip Górskiego i Gmocha reprezentacja olimpijska grała o awans na Igrzyska w Moskwie z ekipą jednolitej wtedy i też socjalistycznej Czechosłowacji i przegrywając u siebie jedną bramką wcale nie kwapiła się atakować – z trybun ówczesnego Stadionu Wojska Polskiego zamiast dopingu rozległo się gromkie skandowanie: – Za co my płacimy.

I o to chodzi.

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 0 / 5. ilość głosów 0

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

1 KOMENTARZ

  1. Wreszcie jest ktoś kto wyłoży w prosty sposób jak to “dobra zmiana” robi tyle dobra dla społeczeństwa za które to dobro my ponosimy koszty jednak “dobra Zmiana” musi wyłuskać wziąć pieniądze najprościej podnieść składkę ZUS i wiele innych podatków . Tylko czy to zrozumieją kibice którzy też są podatnikami. W Radomiu społeczeństwo zrozumiało że ten socjal jest “rozbuchany” i nie przyjeli oferty od kandydata PiS na prezydenta Wiceministra MON Skurkiewicza z darmową komunikacją miejską bo w imię czego podatnik ma utrzymać tą inicjatywę skoro nie korzysta z komunikacji a jemu do paliwa nikt nie dopłaca

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here