Skandalista Grzegorz B. chociaż z zawodu reżyser okazuje się statystą w pisowskim teatrze cieni.
– Będziesz pan wisiał – zwrócił się z sejmowej trybuny poseł Konfederacji Grzegorz Braun do ministra zdrowia Adama Niedzielskiego. Trudno dostrzec w tym cokolwiek innego niż groźbę karalną. Fakt, że postraszony w ten sposób urzędnik jest wyjątkowo kiepskim szefem resortu nie ma nic do rzeczy. Jednak upadek obyczajów parlamentarnych zaczął się dawno i to nie Konfederacja ze swoją jedenastoosobową reprezentacją poselską za to odpowiada. Erozja autorytetu Sejmu wpisana jest w strategię PiS.
Po wypowiedzi Brauna wicemarszałek Małgorzata Kidawa-Błońska wykluczyła go z obrad. Zaś marszałek Sejmu Elżbieta Witek złożyła do prokuratury zawiadomienie o przestępstwie. Groźby karalne uznawane za możliwe do spełnienia niosą za sobą zagrożenie kodeksowe do dwóch lat pozbawienia wolności (art 190 kk), ale procedura odpowiedzialności okaże się długa, bo autora bulwersującej wypowiedzi, jak każdego posła, chroni immunitet.
Dwie kadencje z pisowską większością, chociaż druga z nich znajduje się dopiero na półmetku, zapisały się już bezprecedensowym regresem wszystkich niemal sejmowych standardów. Zanim Braun wystąpił z groźbą śmierci wobec politycznego oponenta – warto przypomnieć, że w Polsce od 1988 r. nie wykonuje się wyroków śmierci, a w latach 90 kara ta w ogóle zniknęła z kodeksu, trudno więc będzie posłowi się wyłgać, że była to prognoza, a nie straszenie – w każdym razie zanim z trybuny poseł rzucił słowa, że minister będzie wisiał, upadały kolejne sejmowe tabu.
W gmachu na Wiejskiej wszystko niemal okazywało się możliwe:
– uchwalanie budżetu w bocznej Sali Kolumnowej, bez dopuszczenia tam opozycji i porządnego policzenia głosów. W ten sposób sprawę najważniejszej z ustaw załatwił PiS w grudniu 2016 r, kiedy to opozycja zablokowała salę obrad w reakcji na wykluczenie przez Marka Kuchcińskiego posła Michała Szczerby z PO-KO, który wcześniej z marszałka sobie zażartował, tytułując go “kochanym”;
– reasumpcja głosowań wyłącznie z tego powodu, że formacja rządząca je przegrała. Kilka tygodni temu marszałek Elżbieta Witek w ten sposób anulowała decyzję sejmowej większości o odłożeniu obrad “na po wakacjach”. Zgodnie z regulaminem reasumpcję można zarządzić wówczas, gdy wynik głosowania budzi wątpliwości, a nie z powodu poniesionej porażki. Tymczasem pretekstem okazała się domniemana pomyłka posłów koła Kukiz’15. Jednak wcześniej, gdy w Senacie niewłaściwy klawisz wcisnął Aleksander Pociej z PO-KO – nie powtarzano niczego i ustawa o europejskich funduszach na walkę z pandemią zamiast wrócić do Sejmu z poprawkami, bez nich od razu trafiła do podpisu do prezydenta, bo demokratyczna większość w izbie refleksji uznała swoją porażkę.
– obsceniczny gest Joanny Lichockiej, posłanki PiS, która po głosowaniu w sprawie przekazania dwóch miliardów złotych na rządowe radio i telewizję zamiast na leczenie chorych na raka, wystawiła palec w stronę ław opozycji, co interpretowano również w ten sposób, że drwi z osób dotkniętych chorobą nowotworową, a poszkodowanych w wyniku decyzji Sejmu. Nawet symboliczną karę orzeczoną wobec Lichockiej wkrótce anulowano. – Jaki parlament taka Cicciolina – podrwiwają w kuluarach nie znoszące jej koleżanki klubowe. Kontrowersyjna włoska deputowana, której prawdziwe nazwisko brzmiało Ilona Staller, sprawowała swój mandat w latach 80, a maniery demonstrowała podobne.
– obraźliwe przemówienie prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, który w trakcie nocnej debaty – jak to określił – “bez żadnego trybu” wdrapał się na trybunę, skąd wyzywał oponentów od “mord zdradzieckich” i “kanalii”, które miały zamordować mu brata. Chociaż wyczerpuje to znamiona pomówienia, a słów użył powszechnie uznawanych za obelżywe, konsekwencji nie było.
Im gorzej, tym dla PiS lepiej
Sam Kaczyński z pewnością nie martwi się zawinionym przez obecną większość upadkiem autorytetu Sejmu. Zmierza do osłabienia prestiżu wszystkich instytucji publicznych. Wtedy nie będą cieszyły się powszechną sympatią, jeśli nawet mu się przeciwstawią. Tak było z Trybunałem Konstytucyjnym, po którego stopniowym przejmowaniu na prezeskę powołano Julię Przyłębską przezywaną “kucharką Kaczyńskiego”, żonę ambasadora w Berlinie Andrzeja, który w latach 70 jako TW “Wolfgang” podpisał deklarację współpracy z komunistyczną służbą bezpieczeństwa.
Z perspektywy planów PiS – im gorzej więc w Sejmie, tym lepiej.
Będzie mu z czego potrącać
Niedawno partia rządząca bocznymi drzwiami, bo z pominięciem zwyczajnej drogi parlamentarno-ustawowej, na mocy rozporządzenia prezydenta Andrzeja Dudy, przeforsowała podwyżkę uposażeń posłów i senatorów. Każdy z nich pobiera teraz 12 tys zł na rękę. Będzie więc z czego Braunowi potrącać, gdy komisja regulaminowa i spraw poselskich oraz prezydium Sejmu przejdą do etapu kar finansowych…
Nie jest to jednak sprawa jednego tylko skandalisty Grzegorza Brauna. Poseł Konfederacji, chociaż z zawodu reżyser, nie okazał się twórcą tego spektaklu. Odgrywa wyłącznie rolę statysty w pisowskim teatrze cieni. Nie jest tylko jasne, czy sam o tym wie, upojony pięcioma minutami rozgłosu, jakie zafundowały mu media głównego nurtu.
Zapewne nie oburzały by się aż tak pryncypialnie, gdyby Konfederacja w niektórych sondażach nie osiągała ostatnio nawet 10 proc poparcia. Lumpenproletariacki gest Lichockiej szybko zbagatelizowały, Kaczyńskiemu jego amok także szybko zapomniano, zresztą zdarzyło się to w środku nocy, gdy dyżurni komentatorzy od dawna śpią.
Oby tylko nie przespali ostatecznego krachu polskiej demokracji, której symbolem przez ponad ćwierćwiecze pozostawał Sejm – gorszy lub lepszy, zwykle surowo przez obywateli oceniany, ale wielobarwny i kojarzący się raczej z debatą i wymianą opinii niż z życzeniem śmierci i groźbą karalną.
,, Będziesz Pan wisiał” to nie jest groźbą karalna określona w kodeksie karnym, to raczej przestroga, przepowiednia, bądź napomnienie. Chociaż w przypadku Brauna bardziej pasowałoby – ,, Będziesz się Pan smażył w piekle”. Marek Czarnecki