Przy innym wyniku bitwy warszawskiej sprzed stu lat bylibyśmy jak dziś Ukraińcy i Białorusini bardziej plemieniem niż narodem. Mieliśmy jednak pierwszy raz w historii milionową armię z poboru: wcześniej polski żołnierz wykrwawiał się dla obcych. I szczęście do znakomitego pokolenia mężów stanu, którzy wtedy jeszcze umieli się porozumieć, co po latach zniweczyły: przewrót majowy i proces brzeski, a destrukcję zwieńczyła sromotna ucieczka sanacji szosą na Zaleszczyki.

Jednak zwycięstwo pod Radzyminem i Ossowem zostało źle wykorzystane podobnie jak to na polach grunwaldzkich pięć wieków wcześniej. Walcząc o Polskę pod Kijowem a potem z konieczności pod Warszawą z bolszewicką Rosją straciliśmy Olsztyn na rzecz niby pokonanych w wielkiej wojnie weimarskich Niemiec.  Zyskaliśmy granice, których nie sposób było obronić.

Wojna powszechna ludu

Właściwy proces narodotwórczy dokonał się w armii, do której trafiał rekrut z trzech zaborów, a także w kościołach, gdzie najpierw modlono się desperacko o odwrócenie klęsk a potem w podzięce za sukcesy na frontach. Przedtem sienkiewiczowski Bartek Zwycięzca gromił Francuzów w wojnie 1870-71 bo sąsiad mu powiedział, że „to też Niemcy ino psy gorsze”, a w tym czasie pruski nauczyciel w wielkopolskiej wsi bił po twarzy jego dziecko. Inny bohater, popularnej w piwnych tawernach piosenki o żołnierzu z Ołomuńca tracił obie nogi na chwałę cesarza Franciszka Józefa, za co wręczono mu dwa obce, bo austro-węgierskie medale. Noblista Aleksander Sołżenicyn wspomina w „Roku 1914” jak carscy żołnierze różnych narodowości w tym polskiej z idiotyczną piosenką o słowiku  (Sołowiej, Sołowiej, ptasziczka…) na ustach szli pod kule niemieckich karabinów maszynowych, obsługiwanych przez rekruta, wiedzącego, o co walczy i nucącego przy tym „Deutschland, Deutschland ueber alles”.   

Latem 1920 r. wracających z punktów werbunkowych na starannie udekorowanych furmankach chłopskich synów witano kwiatami, kiełbasą i istnym morzem wódki. – A kogo komisje poborowe odrzuciły ze względu na stan zdrowia, wzrost czy drobne ułomności, ten wstydliwie przemykał do rodzinnej zagrody opłotkami – podkreśla dyrektor Instytutu Józefa Piłsudskiego prof. Wiesław Wysocki.

Gdy bolszewickie hufce szły na Warszawę, jak relacjonuje Witold Gombrowicz we „Wspomnieniach polskich” dziewczyny podchodziły na ulicy do nieznanych im młodych mężczyzn po cywilnemu z pytaniem: – A pan czemu nie w wojsku?

Przesiadującym po kawiarniach dekownikom wręczały białą różę, która na dwie dekady przed bohaterską monachijską konspiracją rodzeństwa Scholl przeciw Hitlerowi – stanowiła w mowie kwiatów symbol tchórzostwa a nie odwagi.

Nawet czternastoletni wówczas Jerzy Giedroyc zatrudnił się jako telefonista w sztabie jednej z armii, zachowały się zdjęcia dzieciaka ze słuchawkami łącznościowca na uszach: Orlęta Lwowskie, które wtedy już czczono za ich ofiarę były przecież jeszcze młodsze, gdy uciekały z domu na linię walk, bo wbrew późniejszej sanacyjnej propagandzie czasem równie niemądrej jak obecna – żaden rodzic dziecka na śmierć dobrowolnie nie wypuszczał.

Przyszły premier zaskoczony przy wywożeniu nawozu  

Zanim jednak patriotyczne uniesienie sięgnęło zenitu, pańskie wojsko zdobywające Kijów w imię niezrozumiałych dla zwykłego żołnierza koncepcji federacyjnych, wyjętych z pism romantyków sprzed stulecia, przekształcić się miało w powszechną armię. A premierem musiał zostać ludowy przywódca Wincenty Witos, bo stanowiło to jedyny sposób powstrzymania masowych dezercji chłopskich synów „do żniw”. I agitacji bolszewickiej wśród biedoty.

Rząd Witosa stanowił efekt trzeciej już z rzędu propozycji Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego. Za pierwszym razem chłopski lider odmówił, zaś za drugim jego misja tworzenia gabinetu zakończyła się niepowodzeniem.

„Piłsudski po raz trzeci zwrócił się do Witosa” – relacjonuje biografka chłopskiego premiera Małgorzata Olejniczak: „Wysłannik Naczelnika ruszył do Wierzchosławic. Witosa zastał w polu przy wywożeniu nawozu. I tym razem szef Piasta podjął wyzwanie, a sceneria tego wydarzenia jest jedną z najbardziej znanych anegdot historycznych. W nocy z 21 na 22 lipca postanowiono utworzyć rząd obrony narodowej. Składał się z przedstawicieli wszystkich stronnictw” [1]. Poza komunistami, którzy wspierając bolszewików, rychło stworzyli w zdobytym przez nich Białymstoku własną ekspozyturę.

Jak bilansował Marian Kukiel: „Gdy propaganda sowiecka głosiła, że chce polskich robotników i chłopów wyzwalać od polskich jaśnie panów, na czele rządu stali jako premier chłop Wincenty Witos, jako wicepremier weteran walki o sprawę robotniczą Ignacy Daszyński. Ministerstwo Spraw Zagranicznych objął książę Eustachy Sapieha. Zwołany Sejm przemówił głosem wiary i woli zwycięstwa” [2].

Powstrzymano chaos i panikę, chociaż nie do końca, skoro część urzędów i korpusu dyplomatycznego zdążono…  ewakuować do Poznania.

Hazard Piłsudskiego i manewr znad Wieprza

Sam Piłsudski nim opuścił stolicę by udać się do armii i przygotować rozstrzygający manewr znad Wieprza, zdecydował się na pokerową zagrywkę. Jak relacjonuje Wacław Jędrzejewicz: „12 sierpnia Piłsudski, przed swym wyjazdem na front, udał się do gmachu Prezydium Rady Ministrów gdzie zaprosił premiera Witosa, wicepremiera Daszyńskiego i Skulskiego i złożył im pismo ze swą szeroko umotywowaną dymisją ze stanowiska Naczelnika Państwa i Naczelnego Wodza upoważniając premiera do wykorzystania jej według własnego uznania” [3]. Żaden z rozmówców nie uczynił z niej użytku, wszyscy, w tym premier, późniejszy oponent i więzień Piłsudskiego oraz emigrant polityczny z jego powodu – intensywnie pracowali na rzecz ratowania Polski.      

„Arystokracja pakowała walizki, by wyjechać z kraju a Witos jeździł od powiatu do powiatu, pisał odezwy jak ta z 30 lipca: Trzeba ratować Ojczyznę. Trzeba jej oddać wszystko, majątek, krew i życie, bo ta ofiara stokroć się opłaci, gdy uratujemy państwo od niewoli i hańby”  – relacjonuje biografka premiera. „Zobowiązał się również, że rząd wniesie do Sejmu projekt ustawy o bezpłatnym nadaniu ziemi we wschodnich powiatach szczególnie zasłużonym żołnierzom. Na jej podstawie państwo miało również dostarczyć im drewna na budowę domów. Mniej zasłużonym ziemia i drewno miały być sprzedawane po niższych cenach. Piłsudski popierał ten projekt, uważając, że dzięki temu na wschodniej granicy powstanie coś w rodzaju twierdzy, strzeżonej przez tych, którzy swojej ziemi nie odstąpią. Od postawy chłopów zależał los państwa. Wśród żołnierzy Wojska Polskiego stanowili oni większość, a jak zauważają komentatorzy, byli zadziwiająco odporni na bolszewicką propagandę. Na apel swojego premiera odpowiedziały rzesze ludzi.  (..). W miastach i miasteczkach witały go tłumy ciekawych, jak wygląda ten pierwszy na świecie chłopski premier. Wojsko, władze, duchowieństwo… Witos z kilkoma członkami rządu był na polu bitwy w Radzyminie, gdzie następnego dnia – 15 sierpnia – zdecydować się miały losy II Rzeczypospolitej” [4].

Zanim to jednak nastąpiło, jak opisywał Andrzej Ostoja-Owsiany w książce „Rok 1920”: „W dniu 13 sierpnia rano marszałek Piłsudski przybył do swojej kwatery w Puławach, by bezpośrednio dowodzić operacją uderzeniową. Wojska ściągały w rejon koncentracji. Fakt, iż nasze dywizje osiągnęły na czas pozycje wyjściowe należy zaliczyć do najchlubniejszych kart oręża polskiego. (..) Żadna z tych jednostek nie była odwodową, gdyż wówczas odwodów nie mieliśmy. Były to wojska znajdujące się od miesiąca w krwawych bojach i w odwrocie. Należało nie tylko oderwać się od nieprzyjaciela, ale na czas zdążyć w rejon odległej koncentracji, przegrupować się, wchłonąć uzupełnienia i dokonać koniecznej reorganizacji”  [5]. 

Strategicznie genialna koncepcja Józefa Piłsudskiego zakładała, że losy wojny odwróci manewr wojsk znad Wieprza, ale zanim tak się rzeczywiście stało – inny żołnierz musiał utrzymać przedmoście warszawskie, stąd też bój pod Radzyminem oraz na polu pod Ossowem miał tak istotne znaczenie. Można go porównać do bitwy nad Marną, niewielką rzeką, która na 50 kilometrów od Paryża zatrzymała w I wojnie światowej ofensywę niemiecką, a sytuacja była tam już tak krytyczna, że żołnierzy na linię frontu dowożono nawet miejskimi taksówkami. Bitwa u wrót stolicy nie tylko przerwała bolszewicki pochód na Warszawę ale dostarczyła polskiemu patriotyzmowi trwałych symboli, jak bohaterska śmierć ks. Ignacego Skorupki. Jego historię doskonale znał i osobiście przeżywał kolejny męczennik ks. Jerzy Popiełuszko.

Symboliczna pozostaje też sama data 15 sierpnia 1920 r. dzień wcześniej wojska bolszewickie zbliżyły się na odległość 14 kilometrów od Warszawy. W nocy z 14 na 15 sierpnia porucznik Stefan Pogonowski atakując skromnymi siłami batalionu za cenę własnego życia zadał ciężkie starty bolszewikom w rejonie Wólki Radzymińskiej.  15 sierpnia to data śmierci kapelana Skorupki pod Ossowem. Ale nie tylko: „O  godzinie 19 zostaje odbity Radzymin. Warszawa mogła odetchnąć spokojniej. Armia rosyjska na tym odcinku przechodzi do obrony” – podsumowuje Ostoja-Owsiany, zastrzegając równocześnie: „Trzeba jednak stwierdzić wyraźnie, iż – aczkolwiek bezpośrednie zagrożenie stolicy zostało zażegnane – to powodzenia Polaków w tym dniu miały charakter lokalny” [6].  Zaplanowane przez Piłsudskiego natarcie zaczęło się rano 16 sierpnia. I tak je o jeden dzień przyspieszył. Gdyby jednak nie utrzymano szańców pod Warszawą nacierające znad Wieprza armie nie miałyby już czego bronić.

A tak – jak opisuje Jędrzejewicz – „16 sierpnia o świcie grupa uderzeniowa rozpoczęła marsz na północ, właściwie nie napotykając wroga z 57 dywizji grupy Mozyrskiej, rozciągniętej na wielkiej przestrzeni. 14 dyw. piech zajęła łatwo Garwolin i znalazła się na lewym skrzydle XVI armii sowieckiej, atakującej przyczółek warszawski od wschodu i usiłującej przejść Wisłę pod Maciejowicami. 17 sierpnia w dalszej ofensywie wojska polskie (21 dyw. górska)  zajęły Łuków i szły na Siedlce. To były już głębokie tyły XVI armii sowieckiej. 14 dyw. piech. pod wieczór biła się w Kołbieli, a inne dywizje 4 armii zajęły Białą Podlaską, Międzyrzec i Siedlce. 18 sierpnia 14 dyw. szła na Mińsk Mazowiecki, czyli na tyły III armii sowieckiej i zajęła Kałuszyn. Z przyczółka warszawskiego 15 dyw. piech. uderzyła na Mińsk (..). Pierwsza faza operacji była zakończona: wojska polskie wychodziły na tyły czterech armii Tuchaczewskiego. Piłsudski 18 sierpnia powrócił do Warszawy by wydać nowe rozkazy operacyjne dla wszystkich armii” [7].

Sam Tuchaczewski dopiero 18 sierpnia zorientował się co się dzieje i wydał rozkaz odwrotu na linię Liwca. Armie wycofywały się jednak chaotycznie, utraciwszy łączność między sobą i z kwaterą główną. Zaś  IV armia po potyczce pod Kolnem przeszła… do Prus Wschodnich i tam poddała się Niemcom.

„Bitwa warszawska zakończyła się wielkim zwycięstwem Polaków” – podsumowuje Wacław Jędrzejewicz. „ Straty bolszewików były znaczne: około 25,000 poległych i rannych, 66,000 jeńców, 231 dział, ponad tysiąc karabinów maszynowych dostało się w polskie ręce. Resztki armii Tuchaczewskiego zaczęły organizować się na linii Niemna, zatrzymując w swych rękach Grodno i dalej na wschód od Białegostoku przez puszczę Białowieską, Prużanę i na wschód od Brześcia” [8].     

Pewne znaczenie dla wyniku batalii warszawskiej miała po stronie bolszewickiej niesubordynacja dowódcy Armii Konnej, której polscy żołnierze bali się ze względu na niebywałą zdolność manewrową i przewyższające ją jeszcze okrucieństwo. Siemion Budionny uparł się zdobywać Lwów, co mu się nie udało, postawił się Michaiłowi Tuchaczewskiemu i Lwowi Trockiemu i zwlekał z nakazanym mu przegrupowaniem w rejon Włodzimierza Wołyńskiego. Wkrótce już okazało się, że formacje, które miał wspierać, znajdują się w odwrocie. Losy aktorów tego sporu okazały się biegunowo odmienne: Tuchaczewski został zamordowany w czasie wielkich czystek a Trocki na emigracji, obaj na rozkaz Józefa Stalina, zaś Budionny dożył sędziwego wieku jako marszałek Związku Radzieckiego, choć wojskową karierę zaczynał od prostego ledwie umiejącego się podpisać szeregowca armii carskiej.      

Losy zwycięzców spod Warszawy ułożyły się równie tragicznie i absurdalnie. Już w sześć lat później stanęli przeciw sobie w krwawych dniach majowego zamachu. Miary podziałów dopełniły potem aresztowanie posłów Centrolewu i proces zwany brzeskim (choć odbył się w Warszawie, ale w twierdzy brzeskiej wcześniej ich osadzono). Efekt znamy: już po śmierci twórcy polskiej niepodległości Józefa Piłsudskiego Polska okazała się – dokładnie jak chcieli tego Niemcy – niezdolnym do obrony własnej „państwem sezonowym”. Znamy te klimaty z „Króla” Szczepana Twardocha, najgłośniejszej powieści ostatnich lat, komentowanej równie żywo jak kiedyś „Przedwiośnie” Żeromskiego.

Ekonomista i myśliciel Witold Modzelewski twierdzi, że stało się tak dlatego, że Piłsudski realizował koncepcję korzystniejszą dla Niemiec niż dla Polski. Na przeciwnym biegunie sytuują się oceny eseisty Bohdana Urbankowskiego, którego zdaniem Naczelnik Państwa jako pierwszy z sukcesem połączył romantyczne inspiracje i marzenia z praktyką politycznej strategii.      

Prawie jak Grunwald

Traktat ryski z marca 1921 r. wojnę zakończył ale nie zagwarantował, że nie wybuchnie następna. Dłuższego niż dwudziestoletnie istnienia nie zapewniły Polsce również pakty o nieagresji zawarte już w latach 30 z ZSRR i Niemcami.

Daremne wysiłki Marszałka lepiej od historyków oddał literacki noblista Czesław Miłosz: Latami będzie chodzić w Belwederze. / Piłsudski nigdy nie uwierzy w trwałość. / I będzie mruczeć: „Oni nas napadną”. / Kto? I pokaże na zachód, na wschód / „Koło historii wstrzymałem na chwilę” [9].     

Bitwa warszawska – podobnie jak wcześniejsza o 510 lat grunwaldzka – pozostaje przykładem niewykorzystanego zwycięstwa.

Wcześniej zaś nieszczęście – i wroga aż pod Warszawę – ściągnęliśmy na siebie sami, próbując realizować federacyjną koncepcję Piłsudskiego, której nie chcieli pozostali potencjalni partnerzy.

Sojusznika Polski Semena Petlury nie poparło społeczeństwo ukraińskie. Zaś jego podkomendnych bardziej niż walka z bolszewikami zajmowało grabienie i mordowanie miejscowej ludności żydowskiej. Za to zresztą zginął Petlura z ręki mściciela już na emigracji w Paryżu.

Armia polska wykrwawiała się na Kresach a potem już na szańcach stolicy, co sprawiło, że nie wykorzystaliśmy   osłabienia pokonanych w wojnie światowej Niemiec dla uzyskania ziem, zamieszkałych przez ludność mówiącą po polsku, inaczej niż na Kresach i o wyższym niż tam poziomie rozwoju cywilizacyjnego.

Plebiscyt  na Warmii i Mazurach odbył się 11 lipca 1920 w momencie, gdy bolszewickie hordy szły na Warszawę – przegraliśmy go więc sromotnie, pomimo udziału w polskiej akcji agitacyjnej pisarza Stefana Żeromskiego, który odbył tam mnóstwo spotkań zanim jako korespondent wojenny pojechał na front wojny bolszewickiej, trafiając m.in. na probostwo w Wyszkowie świeżo po ucieczce stamtąd leninowskich komisarzy namaszczonych na zarządców przyszłej Polskiej Republiki Rad.

Gdzie też – jak relacjonował sam Żeromski „Ksiądz wikary, nie przerywając bynajmniej poważnego dyskursu ambasadora Jusseranda z księdzem kanonikiem Mieczkowskim zdążył szepnąć nam, przybyszom,  do ucha:

– Proszę brać, proszę śmiało. To cukier p. Marchlewskiego, zostawiony przezeń w popłochu ucieczki.

(…) Jak przez sen przypomniałem sobie postać dr-a Juliana Marchlewskiego. Pierwszy raz widziałem go niegdyś, przed wieloma laty w pracowni bibliotekarskiej Rapperswylu, w izbie na drugim piętrze, o prastarym, niskim sklepieniu, ciasnej i zapchanej mnóstwem książek, katalogów i rękopisów. Pewnego zimowego dnia przyjmowałem i obsługiwałem, jako bibliotekarz Różę Luksemburg i Juliana Marchlewskiego (..) Przypomniałem sobie ponadto, że doktor Marchlewski to jest mój szanowny wydawca” [10]. Który – dodajmy – Żeromskiemu nie zapłacił, chociaż się do tego zobowiązał, za niemiecki przykład jego powieści. Po co to przytaczać? Żeby wiedzieć, że komuniści nawet w 1920 r. nie byli kosmitami, spadającymi nagle na Polskę, ale wyrastali z konkretnych tutejszych środowisk. Ojcem chrzestnym Wandy Wasilewskiej był przecież… sam Piłsudski. Feliks Dzierżyński pochodził z polskiej szlachty.          

„Ci rodacy dla poparcia swej władzy przyprowadzili (..) na miasta przywalone brudem i zdruzgotane tyloletnią wojną – obcą armię, masę, złożoną z ludzi ciemnych, zgłodniałych, żądnych obłowienia się i sołdackiej rozpusty (..). Jakim się to stało sposobem, że (..) to tu, to tam znaleźli posłuch u naszego ludu?” – zapytuje Żeromski. „Trzeba to wyznać otwarcie i bez osłony, że lenistwo ducha Polski, cudem z martwych wskrzeszonej, ściągnęło na tego ducha batog bolszewicki. Polska żyła w lenistwie ducha, oplątana przez wszelkie gałgaństwo, paskarstwo, łapownictwo, dorobkiewiczostwo kosztem ogółu, przez jałowy biurokratyzm, dążenie do kariery i nieodpowiedzialnej władzy” – ocenia autor „Ludzi Bezdomnych” [11].             

Zaś po Olsztynem nie tylko Żeromskiemu poszło gorzej niż pod Wyszkowem.   

Skutkiem plebiscytu stało się przyłączenie do niemieckich Prus Wschodnich rozległych terenów, zamieszkałych przez ludność porozumiewającą się po polsku, a konkretniej w najpiękniejszej regionalnej odmianie polszczyzny rozsławionej przez Michała Kajkę. W wiele lat później Melchior Wańkowicz rozmawiając z córką w mazurskiej gospodzie słyszał zdumione komentarze miejscowych: „mówią po naszemu”, co opisał w „Na tropach Smętka”. Wcześniej zagłosowaliby na Polskę, gdyby ktoś im powiedział, że to ich ojczyzna a nie bezbarwne „Prusy Wschodnie” z kartki wyborczej (przebiegli Niemcy załatwili sobie, by nie umieszczono na niej nazwy państwa, które dopiero co przegrało wojnę), ale Żeromski, po przebyciu grypy hiszpanki i przeżyciu śmierci syna nie wszędzie przecież mógł dojechać.    

Urodzony na Wileńszczyźnie a wychowany na Mickiewiczu i Słowackim Piłsudski wolał walczyć o Polskę pod Kijowem niż pod Olsztynem, co zemściło się już po jego śmierci na następcach: odległa o sto kilkadziesiąt kilometrów od Warszawy granica okazała się nie do obrony, gdy na Polskę runęły żelazne dywizje. Jej odsunięcie od stolicy stwarzałoby szansę. Poza tym piśmienna bez wyjątku i przedsiębiorcza polska ludność Warmii i Mazur stanowiłaby kulturowe i demograficzne wzmocnienie dla młodego państwa, w którym mniejszości narodowe stanowiły jedną trzecią obywateli.

Zajęci obroną kraju przed bolszewikami sternicy polskiej nawy państwowej nie potrafili też pomóc jak należy II Powstaniu Śląskiemu, które wybuchło w sierpniu 1920 r. i zakończyło się ograniczonym tylko powodzeniem, jakim stało się zastąpienie niemieckiej policji mieszaną na terenach przyszłego plebiscytu.    

Paradoksalnie wydarzenia roku 1920 przesądziły więc zarówno o tym, że obroniliśmy niepodległość jak i o fakcie, że nie mogliśmy tego powtórzyć w przyszłości. Nie było to już winą bohaterów Bitwy Warszawskiej.                                      

[1] Małgorzata Olejniczak. Witos. Buchmann, Warszawa 2012, s. 64
[2] Marian Kukiel. Dzieje Polski porozbiorowej 1795-1921, Polski Uniwersytet na Obczyźnie, Londyn 1981, t. 2, s. 658
[3] Wacław Jędrzejewicz. Józef Piłsudski 1867-1935. Życiorys. Polska Fundacja Kulturalna, Londyn 1986, s. 95-96
[4] Olejniczak, op. cit, s. 65-66  
[5] Andrzej Ostoja-Owsiany. Rok 1920. Wydawnictwo im. Konstytucji 3-Maja, Warszawa 1981, s. 55
[6] ibidem, s. 54
[7] Jędrzejewicz, op, cit, s. 96-97
[8] ibidem, s. 98
[9] Czesław Miłosz. Traktat poetycki [w:] Wiersze wybrane. Państwowy Instytut Wydawniczy. Warszawa 1980, s. 69
[10] Stefan Żeromski. Na probostwie w Wyszkowie. [w:] Pisma polityczne. Polonia, Londyn 1988, s. 46-47
[11] ibidem, s, 48-49

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 4.8 / 5. ilość głosów 9

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

2 KOMENTARZE

  1. Armia polska wykrwawiała się na Kresach a potem już na szańcach stolicy, co sprawiło, że nie wykorzystaliśmy osłabienia pokonanych w wojnie światowej Niemiec dla uzyskania ziem, zamieszkałych przez ludność mówiącą po polsku, inaczej niż na Kresach i o wyższym niż tam poziomie rozwoju cywilizacyjnego.DLACZEGO ????? Bo Piłsudski,jak go Niemcy wieźli pociągiem do Warszawy, obiecał,że nie ruszy ziem niemieckich.Dlatego nie pomógł ani Wielkopolsce,ani ŚLąskowi w trzech powstaniach. Warto wspomnieć o DYMISJI Piłsudskiego i jego ucieczce przed Bitwą z Warszawy do Bobowej,do kolejnej partnerki. A BITWĘ WARSZAWSKĄ rozpracował gen. Rozwadowski przy pomocy francuskiego gen,.Weyganda i De Gaulle.Stopień MARSZAŁKA,Piłsudski, sam sobie przyznał na wniosek pijanych oficerów,których Sejm pogonił. Marszałkiem,zgodnie z prawem byli,przed wojną, tylko Francuski generał FOCH i Rydz-SMIGŁY.W PRL-u Rola Żymirski i Rokosowski. !!!! PIŁSUDSKI nie był ani oficerem ani żołnierzem.Tytuł BRYGADIERA też sobie wymyślił. No a z tym niższym poziomem rozwoju cywilizacyjnego Ukraińców to też pan przesadził,50-kilkuletni historyk. Proszę czytać pamiętniki także innych wielkich dowódców. pozdrawiam

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here