Finały w Katarze zweryfikują wielką legendę Roberta Lewandowskiego. Jednak to samo można powiedzieć o jego rywalu z “polskiej” grupy Leo Messim, który dotychczas mistrzem świata nie został. W odróżnieniu od innych fenomenalnych Argentyńczyków: Mario Kempesa (1978 r.) i Diego Maradony (1986 r.). Na katarskich boiskach mit zostanie skonfrontowany z rzeczywistością. Lewandowski ma 34 lata, Messi nawet 35. Dla obu to ostatni mundial.

Niezależnie  od  przyszłego  wyniku  reprezentacji  narodowej  i  postawy  idola,  bezsporne  pozostanie,  że  Robert  Lewandowski  wraz  z  żoną  Anną  już  zbudowali  liczącą  się,  może  nawet  bezkonkurencyjną  w  Polsce  markę. 

Firmy Anny Lewandowskiej, dawnej mistrzyni karate, dają pracę prawie dwustu osobom. Małżonka piłkarza wskazuje jednak, że nie zawsze tak się działo: “na początku mieszkaliśmy z Robertem na Wrzecionie w małym mieszkanku. Miałam 800 złotych stypendium sportowego, on trochę więcej. Składaliśmy się na jedzenie, bo inaczej nie starczyłoby nam na życie. Uwielbialiśmy serki homogenizowane. Pamiętam, kiedy Robert uszkodził miskę olejową w swoim fiacie i rozpaczał, że musi na naprawę wydać tysiąc złotych. A gdy dostał premię w klubie Znicz Pruszków, przyszedł dumny i powiedział, że polecimy do Egiptu” [1]. Kiedyś nie chciano go w warszawskiej Legii, teraz za grę Barcelona wypłaca mu rocznie 12 milionów euro na rękę.

Prawie jak zwyklaki, ale prawie czyni różnicę

Lewandowscy zaznaczają, że również dziś rozmaite problemy nie są im obce, ale znajdują na nie swoje sposoby, bliskie “zwyklakom” jak w slangu ten najliczniejszy target się określa: “(..) czasem po mniej udanym występie wsiadam wieczorem do auta, włączam muzykę i jadę przed siebie. Wtedy się wyciszasz, koncentrujesz na swoim celu (..). Lubię słuchać R&B, hip-hopu i dobrego popu. Lubię np. Justina Timberlake’a, Ushera czy Macklemore. Z polskich artystów ostatnio słucham Quebonafide” [2].  

Robert Lewandowski dodaje przy tym, że sporo czyta o stresie. Chociaż w latach 70 reprezentację chwalono za inteligentną grę, oczytani futboliści stanowili raczej wyjątek niż regułę. Za oryginała z tego powodu uchodził Bohdan Masztaler, piłkarz piątej w świecie drużyny Jacka Gmocha (1978 r.), grę w stołecznej Gwardii łączący ze studiami w Szkole Głównej Planowania i Statystyki, gdzie jego kolegami w akademickich ławach pozostawali Adam Glapiński i Grzegorz Kołodko. Zaś Stanisław Terlecki szpanował, jak się wtedy popularnie mówiło, że w zależności od nastroju bierze się za “Kubusia Puchatka” lub “Ulissesa”, chociaż z czasem przyznał, że powieść Jamesa Joyce’a uchodzącą za synonim literackiej “górnej półki” doczytał tylko do połowy. 

Małżeństwo niczym przedsiębiorstwo

W oczach Polaków wspierający się nawzajem Lewandowscy wydają się doskonale funkcjonującym przedsiębiorstwem. Dawna mistrzyni karate nie tylko układa mężowi dietę. Współtworzy jego sukcesy.

Co tym ważniejsze, że nie wszyscy wielcy zawodnicy mieli tyle szczęścia, co Robert Lewandowski. Romana Koseckiego, 69-krotnego reprezentanta Polski w latach 1988-95, gracza nie tylko Ursusa, Gwardii i Legii, ale także Atletico Madryt i FC Nantes, spytałem przed katarskim turniejem, czy nie uznaje za niesprawiedliwość faktu, że ani razu nie zagrał w finałach mundialu. 

– Taki jest futbol, taki jest sport. (..) W Mistrzostwach Świata rzeczywiście nie mieliśmy wtedy szczęścia. Trafialiśmy już w eliminacjach na niezmiernie mocne drużyny: Anglię, Holandię czy Francję. Chociaż był fajny skład i sporo piłkarzy, grających w zagranicznych klubach, które liczyły się w Europie. Teraz problem okazuje się inny. Zawodnicy jeżdżą na mundial, ale nic tam nie osiągają – odpowiedział mi Roman Kosecki [3].       

Wracamy więc do punktu wyjścia. Lewandowski który w piłce klubowej osiągnął wszystko, wygrał z Bayernem w 2020 r. Ligę Mistrzów a nawet Puchar Interkontynentalny, ostatnio zaś ma na swoim koncie – w dosłownym tych słów znaczeniu – lukratywny transfer do Barcelony, powinien zamknąć swoją wielką karierę sukcesem, odniesionym z reprezentacją. Podobnie jak on najlepsi w klubowej grze w Europie byli też: Zbigniew Boniek z Juventusem Turyn (w 1985 r.) i Józef Młynarczyk z FC Porto (1987 r.). Ale obaj przedtem wywalczyli z drużyną narodową trzecie miejsce na Mistrzostwach Świata w Hiszpanii (1982 r.). Natomiast Lewandowski cztery lata w Rosji grał tak, że międzynarodowi eksperci zaliczyli go do grona największych rozczarowań tamtego mundialu, gdy naprędce zestawiali taką listę.

Z Leo Messim spotkają się w trzecim meczu grupowym. Niby są w takiej samej sytuacji: gdyby okazało się, że to ich ostatni występ, z ukoronowania kariery nici, podobnie jak z udziału w fazie pucharowej. Różnica pozostaje jedna i zasadnicza: Argentyńczycy zaliczają się do grona faworytów turnieju, Polacy mogą co najwyżej stać się jego “czarnym koniem”. Udało nam się to w 1974 i 1982 r. W obu mundialach zajęliśmy trzecie miejsce. Jeśli historia się powtórzy, Lewandowski nie będzie już musiał zazdrościć starszym kolegom z drużyn Kazimierza Górskiego i Antoniego Piechniczka.

Jeśli do ich tradycji nawiąże obecny selekcjoner Czesław Michniewicz, najbardziej złośliwi żurnaliści sportowi – wcześniej preferujący, pomimo niepowodzeń, zagranicznych trenerów Leo Beenhakkera i Paulo Sousę – przestaną się natrząsać z “polskiej myśli szkoleniowej”. To określenie upowszechnił, ale w tonie aprobatywnym, nie lubiany przez nich Grzegorz Lato, król strzelców mistrzostw świata w 1974 r. a później w latach 2008-12 bez porównania mniej udany prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej. 

Gdy grał w Stali, a w reprezentacji ciągle grzał ławkę rezerwowych i w wieku 22 lat wziął ślub z poznaną jeszcze w szkole średniej Zdzisławą – mógł się już poczuć wyróżniony na tle rówieśników, którym kazano 30 lat czekać na własny lokal w bloku. Jak bowiem opisuje biograf Laty, Marek Bobakowski: “Młoda para dostała od fabryki dwupokojowe mieszkanie – taka była procedura w mieleckim klubie. Kiedy na świat przyszedł syn Latów, Paweł, działacze wręczyli im klucze do czteropokojowego lokalu i zorganizowali przeprowadzkę. Przysłali samochód ciężarowy i sześciu pracowników. Uwinęli się w kilka godzin. Lato był już wtedy jedną z najważniejszych osobistości w mieście, a może nawet w województwie” [4].

Dziś dom Lewandowskich na Mazurach doskonale znają internauci z niezliczonych sieciowych przekazów. Tylko z samą Anną wiąże się kilkanaście milionów wyszukiwań w necie.  Jednak Robert ubolewa: “(..) w Polsce ludzie często myślą, że muszą przepraszać za to, że mają pieniądze. Nie kupiłem też sobie ferrari po to, żeby trzymać je w garażu. Nie będę przepraszać za to, że ciężko pracowałem i doszedłem do momentu w którym jestem” [5]. Nie ukrywa, że sam inwestuje, nie zdając się w całości na doradców. Jeśli nie zna branży, stara się na jej temat poczytać jak najwięcej. “Przysiąść sobie, podliczyć, przekalkulować, czy pieniądze wydane na taki projekt by się opłaciły, jak szybko by się zwróciły” [6].

Grzegorz Lato jeszcze z tytułem króla strzelców MŚ 1974 wracał do mieszkania w mieleckim bloku. Za budowę domu wziął się dopiero dzięki trzem tysiącom dolarów premii wypłaconej przez PZPN. W PRL była to kwota ogromna, jednak Ferrari pozostawało dla niego tylko niedościgłym marzeniem. Ale to on, a nie Robert Lewandowski może poszczycić się mianem zawodnika trzeciej na świecie reprezentacji narodowej, przy czym sukces ten Lato powtórzył jeszcze w Hiszpanii (1982 r.). Przed aspirującym do miana gracza kompletnego Lewandowskim otwiera się ostatnia szansa, żeby i w tej kwestii dorównać starszym kolegom.              

[1] Trzeba czasem odpiąć wrotki. Z Anną Lewandowską rozmawia Jacek Szmidt. “Twój Styl” nr 8 sierpień 2019, s. 20    

[2] Zbudowałem pancerz. Z Robertem Lewandowskim rozmawia Szymon Krawiec. “Wprost” nr 48 z 26 listopada-2 grudnia 2018, s. 58

[3] Trzeba zdobyć medal, żeby przejść do historii. Z Romanem Koseckim rozmawia Łukasz Perzyna. “Samorządność” nr 72, listopad 2022, s. 14

[4] Marek Bobakowski. Grzegorz Lato. Wyd. Aha, Łódź 2015, s. 29

[5] Zbudowałem pancerz. Z Robertem Lewandowskim… op cit, s. 60

[6] ibidem

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 3

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here