Teraz wiadomo, po co PiS przejmuje sądy. Człowiek, który uratował znane z filmu 80 milionów dolnośląskiej Solidarności skazany został za przyjęcie domniemanych łapówek… 40 i 6 tys zł. Zbigniew Ziobro wydał triumfalne oświadczenie, czemu trudno się dziwić: wyrok na Józefa Piniora odwraca uwagę od ujawnionych przez Wojciecha Czuchnowskiego związków żony prokuratora generalnego z mafią.
Wrocławscy sędziowie każą nam wierzyć, że bohater, który zanim komuniści wprowadzili stan wojenny zorganizował wypłacenie z banku 80 milionów dolnośląskiej Solidarności – co się w innych regionach nie udało – i nie uronił z tego ani złotówki brał teraz pod stołem kwoty porównywalne z pensjami sędziów, którzy go skazali i ministra, który się z tego cieszy. Nawet jeśli to nie pierwszy wyrok na polityczne zamówienie za rządów PiS – to na razie jedyny tak jawnie absurdalny. Wrocławscy sędziowie kpią z podatników, z których pieniędzy żyją na wysokiej stopie.
Zacząć wypada od istotnego szczegółu: podsłuchiwanie przez CBA Józefa Piniora – a przynajmniej to, które wykorzystano w sądzie – zaczęło się po objęciu prezydentury przez Andrzeja Dudę. Wyrok na Józefa Piniora pokazuje, co czeka Polaków, jeśli obecna głowa ich państwa uzyska reelekcję, o którą się ubiega. Do skazania pozostało jeszcze paru wybitnych opozycjonistów sprzed 1989 roku, których działania stanowią symboliczne wyzwanie dla pozbawionego bohaterskiej biografii Jarosława Kaczyńskiego, bo opinia publiczna wie, że prezes PiS 13 grudnia 1981 r. spał do południa a przy przejmowaniu przez partię polskiego wymiaru sprawiedliwości wykorzystuje prokuratora stanu wojennego Stanisława Piotrowicza.
Legendarny przywódca Solidarności – tej historycznej, masowej i broniącej ludzi, a nie obecnej bezkrytycznie propisowskiej za rządów innego Dudy, Piotra który w stanie wojennym w mundurze LWP chronił obiekty Telewizji Polskiej, by nie przejęła ich „ekstrema” opozycji – Józef Pinior bywał już skazywany. Tyle, że za rządu Mieczysława F. Rakowskiego w 1988 r. za zorganizowanie strajku we wrocławskim Dolmelu i przepychankę z tamtejszą strażą przemysłową otrzymał wyrok w zawieszeniu. Teraz sąd wymierzył mu karę bezwzględnego pozbawienia wolności. Półtora roku, a nie rok jak wtedy. Bez zawiasów, jeśli użyć języka stałych klientów wymiaru sprawiedliwości. Do więzienia posłali sędziowie Piniora w 1984 r. za organizowanie oporu społecznego przeciw ekipie stanu wojennego. Wtedy jednak czteroletni wyrok mógł uchodzić za łagodny, skoro Ewę Kubasiewicz zaraz po 13 grudnia skazano na 10 lat. Zresztą generałowie wkrótce ogłosili amnestię. Również teraz Pinior od razu za kraty nie trafi, bo wyrok nie jest prawomocny. Co nie znaczy, że nie jest symboliczny. Ale przede wszystkim jednak – niedorzeczny.
Wyrok skazujący Piniora świadczy nie o nim tylko o sędziach, którzy go wydali.
Potwierdza również, że w ocenach polskiego wymiaru sprawiedliwości bliższy prawdy pozostaje radykalnie krytyczny wobec sędziów Janusz Sanocki niż senator Aleksander Pociej czy posłanka Kamila Gasiuk-Pihowicz. Do tej pory miarą aberracji błaznów w togach pozostawała sentencja wyroku, głoszącego, że właściciel budynku wcale nie musi odśnieżać jego dachu, szokująca w tragicznym kontekście zawalenia się śląskiej hali, co kosztowało życie kilkudziesięciu ofiar. Teraz podobnym symbolem stanie się wyrok na Piniora.
Wizerunek Piniora w opinii publicznej nie ukształtował się pod wpływem sentencji wydawanych na polityczne zamówienie wyroków, tylko słynnego filmu Waldemara Krzystka „80 milionów”, obrazującego uratowanie przez lidera pieniędzy dolnośląskiej Solidarności, co w innych regionach się nie udało, związkowe konta w bankach po 13 grudnia 1981 r. pozajmowała władza. Dzięki temu, że odważni działacze we Wrocławiu wspólne środki zdążyli wypłacić – opór przeciw stanowi wojennemu w tym regionie przybrał wyjątkowo stanowczy charakter, bo podziemne struktury miały za co funkcjonować. Nie zdefraudowano przy tym ani złotówki, uczciwość wszelkich rozliczeń potwierdził charyzmatyczny kardynał Henryk Gulbinowicz, bez którego ofiarności i wsparcia „operacja 80 milionów” nie byłaby możliwa.
Sąd, który Piniora teraz skazał – każe nam wierzyć, że wykonawca wspomnianej akcji prawie 40 lat później połaszczył się na kwoty 40 tys zł i 6 tys zł – wysokie być może dla zwykłego Polaka, ale nie dla „tłustych kotów” z wymiaru sprawiedliwości. Domniemane łapówki dawny bohater miał pobierać w zamian za przychylność dla planów budowniczych galerii handlowej w Jeleniej Górze i właścicieli kopalni bazaltu. Trudniej uwierzyć w tę historię niż w przypadkową zbieżność wyroku na Piniora z kłopotami rodziny prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry: związki jego żony z mafią dziennikarz Wojciech Czuchnowski właśnie ujawnił w „Wyborczej”.
Pinior w demokratycznej Polsce został wielokrotnie zweryfikowany przez wyborców, którzy wysłali go do Parlamentu Europejskiego i krajowego Senatu.
W sprawie Piniora zawiązała się specyficzna koalicja CBA, nawiązującej do tradycji komunistycznej Służby Bezpieczeństwa, rządowej telewizji (taśmy na Piniora emitowała do obrzydzenia) odtwarzanej na wzór czasów gdy chronił ją przed Solidarnością Piotr Duda, dyspozycyjnych prokuratorów i nadskakujących nowej władzy sędziów. A spinają ją Jarosław Kaczyński i jego otoczenie. Prezes, który jak wiadomo do odważnych w czasach PRL się nie zaliczał, cierpi z powodu braku życiorysu. 13 grudnia spałeś do południa – skandują demonstranci pod willą Kaczyńskiego. Tak rzeczywiście było, dzielny inaczej lider nie został nawet internowany, co spotkało wtedy 10 tys opozycjonistów. Wyrok na Piniora to prezent dla prezesa, niwelujący jego uzasadnione zresztą kompleksy.
Pojawia się jeszcze jeden ponury element w tej sprawie. Józef Pinior okazał się jedynym polskim politykiem, czynnie zaangażowanym w badanie sprawy tajnych więzień CIA. Jak wiadomo w Kiejkutach na Mazurach Amerykanie za wiedzą polskich władz torturowali podejrzanych o terroryzm, co stanowiło oczywiste naruszenie polskiej suwerenności, zaś o demokratycznych wartościach w tym kontekście wspominać nawet nie trzeba. Jeśli wyrok na Piniora ma być karą za jego wysiłki na rzecz ujawnienia praktyk zza ogrodzenia mazurskiego ośrodka polskiego wywiadu – mamy do czynienia z oczywistym tych wartości zagrożeniem. Oprócz Piniora innym politykom zabrakło odwagi, by sprawę tajnych więzień drążyć, podjęli ją natomiast artyści: Jerzy Skolimowski w przejmującym filmie „Essential killing” oraz Krzysztof Beśka w jednym z wątków powieści „Fabryka frajerów”. Zaś sam Pinior – nie w kontekście Kiejkut, lecz właśnie sprawy o korupcję – stał się bohaterem Marii Nurowskiej, w której „10 godzinach” prokurator z charakterem wypuszcza go na wolność, a wspierają ją w tym postaci, znane z „Mistrza i Małgorzaty” Michaiła Bułhakowa. Trudno się dziwić pisarzom, że w tej sprawie znajdują natchnienie. Pokazuje ona bowiem, która ze stron sporu sprzed ponad 30 lat rzeczywiście rządzi Polską.
Wyrok na Piniora to również zwycięstwo świata, jaki znamy z „Psów” Władysława Pasikowskiego nad tym zapamiętanym z „80 milionów” Waldemara Krzystka. Pozostaje mieć nadzieję, że nie jest ono ostateczne.