Jeśli konserwatywni z natury rolnicy stawiają ciągniki na drogach w tym samym czasie, kiedy liberalna młodzież blokuje centra miast, a nawet jak zdarzyło się w Nowym Dworze Gdańskim obie grupy protestują wspólnie – oznacza to, że miarka się przebrała. Za sprawą bezczynności, jaką wykazała wobec pandemii, władza musi gasić pożary, które sama wywołała.

Do kryzysu przyczyniła się też opozycja, głosująca w Sejmie razem z rządzącymi: najpierw za podwyżką własnych wynagrodzeń a potem z infantylnym uzasadnieniem za ustawą “prozwierzęcą”, osłabiającą polskie rolnictwo na rzecz zagranicznej konkurencji.
Skoro demokracji brakuje w parlamencie, szuka się jej na ulicach i szosach.

To kumulacja, chociaż nie w Lotto – analogię z grami losowymi nasuwa bowiem tylko przeświadczenie PiS, że władza jest wygraną na loterii, z której trzeba dla przyjemności korzystać, aż się ją do szczętu zmarnotrawi, a nie misją i zobowiązaniem wobec wyborców, które trzeba wypełnić.

Rozumiał to ostatnie już przed bez mała ćwierćwieczem Ruch Odbudowy Polski mec. Jana Olszewskiego, spisując – chociaż daleko było mu do objęcia władzy – “Umowę z Polską”, za sprawą jej autorów: ekonomisty i przedsiębiorcy Dariusza Grabowskiego, stratega Andrzeja Kieryłły czy kulturoznawcy Wojciecha Włodarczyka tworzącą zręby kontraktu ze społeczeństwem. Opartego na prostym ale i uczciwym wyliczeniu zobowiązań do wypełnienia wobec obywateli w zamian za oddane przez nich głosy, w tym wspieraniu polskiej własności i rozdaniu rolnikom ziemi po byłych PGR-ach, których to celów zaniechanie zaważyło na późniejszych konfliktach społecznych.

Dla PiS jednak właściwsze wydaje się porównanie do taktyki Władysława Gomułki, który wkrótce po wojnie oznajmiał: władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy. W dobie pandemii, by odwrócić uwagę od własnej nieudolności w kwestii zarządzania kryzysem i niezdolności do wymaganej przez sytuację nadzwyczajnej organizacji ochrony zdrowia publicznego – PiS rozniecił na własne życzenie potężne konflikty z własnym najpewniejszym zapleczem sprzed 5 lat, a więc momentu, gdy władzę obejmował: z polską wsią oraz najmłodszymi rocznikami głosujących Polaków. To ich poparcie pozwoliło na wzięcie całej puli. Wiemy, co się teraz zdarzyło.  

Rolników i hodowców PiS sprowokował miażdżącą ich gospodarstwa “piątką Kaczyńskiego”. Apolityczną zazwyczaj młodzież – kuglarskim zaostrzeniem prawa aborcyjnego z pominięciem Sejmu, za to z użyciem skompromitowanego Trybunału Konstytucyjnego, w którym zasiada były prokurator stanu wojennego Stanisław Piotrowicz a przewodniczy Julia Przyłębska, której mąż Andrzej pod kryptonimem “Wolfgang” został zarejestrowany jako donosiciel komunistycznej służby bezpieczeństwa. Dla młodych nie są to niuanse, objawiła im się cała ohyda polityki. Zaś polski rolnik nie rozumie, dlaczego chwaląca się konserwatyzmem partia przystaje na możliwość wkraczania do prywatnych gospodarstw aktywistów ekologicznych, skoro równocześnie rządzący w innych kwestiach utyskują na nie szanujące cudzej własności ani powszechnych wartości lewactwo. Zbyt często w historii do chłopskich domów wkraczał obcy urzędnik, żandarm czy policjant a później funkcjonariusz MO, ubek lub ormowiec, żeby wieś mogła to upokorzenie przełknąć.

Przebudzenie musiało nastąpić, władza, tak chętnie przez lata powołująca się na suwerena, przekonuje się, że nie wszystko jej wolno. Dla wielu z jej funkcjonariuszy to odkrycie, wystarczy przypomnieć kursy na Harvardzie za ćwierć albo nawet pół miliona złotych, fundowane im nie przez bezkształtne “państwo” ale polskiego podatnika. Czy roczne wydatki na ochronę prezesa partii rządzącej, sięgające równowartości luksusowego apartamentu w stolicy, pomimo których w chwili próby willi Jarosława Kaczyńskiego i tak –  jak żoliborskiej nocy z czwartku na piątek – musi bronić policja państwowa.  

Jak pisze Ralf Dahrendorf w książce “Nowoczesny konflikt społeczny”: “Kraje wolnego świata mają swe własne rodzaje ryzyka (..). Możemy je prawdopodobnie określić jako entropię, której źródłem jest połączenie biurokracji z demokracją. W momencie, gdy na realia administrowania ludźmi nałoży się iluzja demokratycznego uczestnictwa, wszystko staje w miejscu. W najbardziej ponurych momentach Max Weber operował teorią nieodwracalności i twierdził, że klatka niewoli jest nie do sforsowania. Jest pewne, że nie da się jej rozbić, dopóki wola ludu i jego protest nie zostaną przełożone na język zmian strategicznych i innowacji. Sama demokracja nie wystarcza, by zmienić kierunek czy kontrolować biurokrację” [1].

Autor “Nowoczesnego konfliktu społecznego” przestrzega też, że: “(..) schyłek i upadek narodów wiąże się z ich niezdolnością do utrzymania się w ruchu, niemożliwością znalezienia nowych dróg, nieumiejętnością zwiększenia szans życiowych czy to przez rozszerzenie powszechnych uprawnień, czy też przez powiększenie zasobu najrozmaitszych dóbr” [2].

Łatwo już bez Dahrendorfa znajdujemy przykłady takiego regresu: Argentyna – kiedyś niczym Kanada marzenie emigrantów, w tym naszego Witolda Gombrowicza, teraz zniszczona przez populizm i korupcję oraz ich pochodne: inflację i kryzys roku 2000; Węgry, co niegdyś nawet socjalizm miały gulaszowy, teraz zarządzane biurokratycznie; Turcja – satrapia po próbach europeizacji; Ukraina – państwo upadłe pomimo nadziei Pomarańczowej Rewolucji i Euromajdanu; wreszcie Białoruś – zapadła skansenowa dyktatura.

Kandydat Demokratów na prezydenta Stanów Zjednoczonych Joe Biden, którego o uprzedzenia wobec Polski i Polaków trudno posądzić, już nas umieszcza w gronie niektórych spośród tych kraików. To nie wina 78-letniego challengera, tylko Andrzeja Dudy, Jarosława Kaczyńskiego i Mateusza Morawieckiego, co próbowali być bardziej proamerykańscy od Donalda Trumpa, a wyszło całkiem tak, jak ich poprzednikom z Moskwą, kiedy to kolejny patron Michaił Gorbaczow przyjechał w 1988 r. do ogarniętej protestami Polski i na pytanie konserwatywnego historyka idei Marcina Króla w trakcie spotkania na Zamku Królewskim nie potwierdził już, że doktryna Leonida Breżniewa obowiązuje. Wtedy towarzysze musieli sobie poradzić sami. Zaś Trump od samozwańczych przyjaciół z Warszawy woli Władimira Putina i globalne z nim interesy, a Biden otwarcie zapowiedział, że jeśli zostanie prezydentem, zwoła konferencję międzynarodową, w trakcie której sojusznicy USA, którzy nie respektują reguł praworządności będą zmuszeni się z tego publicznie wytłumaczyć. Szokujący byłby to epilog pisowskiej doktryny wstawania z kolan.

W kraju zaś trudno się dziwić, że młodzi wychodzą na ulicę i trochę przy tym rozrabiają, jeśli w parlamencie opozycja głosuje razem z rządzącymi. 
Tak jak w Sejmie PRL mieliśmy nielicznych przyzwoitych posłów katolickich (Janusz Zabłocki nie poparł stanu wojennego a Ryszard Bender w trakcie sprawowania mandatu spotykał się z Lechem Wałęsą, gdy komuniści ogłosili go osobą prywatną) i świeckich (Gustaw Holoubek po 13 grudnia 1981 r. na znak protestu z zasiadania na Wiejskiej zrezygnował) – tak obecnie standard opozycyjności wypełnia nieliczna grupa parlamentarzystów: dziewiątka z Koalicji Obywatelskiej, która nie poparła gorszących podwyżek w przeciwieństwie do kolegów czy Koalicja Polska – PSL – Kukiz’15, wspierająca hodowców w sprawie “piątki”. KO-PO i Lewica udają naiwnych, wspierając pozorny humanitaryzm nowelizacji, nazwanej na cześć lidera partii rządzącej. Konfederacja wprawdzie głosuje przyzwoicie, ale o uczestnikach antypisowskich demonstracji (proaborcyjnych, bo w chłopskich jej posłowie… sami szli) wyraża się podobnie jak rządzący.

Zarówno pokrzywdzeni przez “piątkę” mieszkańcy wsi, których kaprys Kaczyńskiego kosztuje dziesiątki tysięcy miejsc pracy, jak młodzi, nie rozumiejący czemu opozycja wspiera rządzących mają prawo takim obrońcom demokracji i polskiej własności nie ufać. Dlatego wzięli sprawy w swoje ręce, jak na początku demokracji radził Lech Wałęsa. 
Blokady okazują się uciążliwe dla kierowców, ale innych szans wyrażenia swojej opinii rolnicy nie mieli. Młodzież na demonstracjach skanduje brzydkie wyrazy i wykonuje nieładne gesty, ale taką jakość życia publicznego utrwalili pisowscy mandatariusze: Lichocka ze swoim wulgarnym paluchem oraz Tarczyński z bluzgami wobec oponentów. Najsmutniejszy obok brutalności policji element napięć ostatnich dni – zdarzające się profanacje kościołów również znajdują źródło we wcześniejszych zachowaniach PiS, w nadużywaniu świątyni do całkiem pogańskich miesięcznic, w pandemii nawet bez obowiązkowego przecież zakładania maseczek. Ludzie to widzą i reagują. 
Znów – jak w czasach blokad dróg i targowisk przed dwudziestu i więcej laty – parlamentarni politycy zmuszeni są odrobić lekcje i zrozumieć sens społecznych protestów. Muszą również pamiętać o tych, którzy w domach pozostali, bo to oni stanowią tę wcale nie mityczną milczącą większość.   

[1] Ralf Dahrendorf. Nowoczesny konflikt społeczny. Czytelnik, Warszawa 1993, s. 149
[2] ibidem 

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 7

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here