Ministerstwo Zdrowia nie próbuje dociec, jakie są przyczyny problemu, nie proponuje rozwiązań, które by je likwidowały, nie wprowadza mechanizmów samoregulacji, które zapobiegną pojawieniu się problemu w przyszłości. Zamiast tego wprowadza bezpośrednią interwencję z poziomu „centrali” polegającą na doraźnym zniwelowaniu skutków.
Krzysztof Bukiel
lekarz, przewodniczący OZZL
Jeden z wiceministrów zdrowia ogłosił parę dni temu na Twitterze, że ministerstwo (czy może NFZ od ministerstwa zależny) wprowadza właśnie pilotaż, w ramach którego testowany będzie „nowy model finansowania żywienia podczas pobytu w szpitalu, monitorowanie jakości wyżywienia oraz wdrożenie porady dietetycznej dla Mam” I dalej pan minister pisze: „W przyszłości, po przeanalizowaniu wniosków, chcemy rozszerzyć to na wszystkie pobyty szpitalne”.
Ten wpis – pewnie wbrew intencjom jego autora – stanowi znakomitą, syntetyczną odpowiedź na pytanie: dlaczego rząd PiS-u nie zdoła naprawić publicznej ochrony zdrowia (jeżeli nie zmieni swojego dotychczasowego podejścia do problemu)?
Wprowadzenie wspomnianego pilotażu jest najprawdopodobniej odpowiedzią ministerstwa zdrowia na liczne głosy krytyki wobec jakości posiłków w polskich szpitalach (ilustrowane niekiedy wymownymi zdjęciami). Można domniemywać, że w ocenie ministerstwa odpowiedź ta jest właściwa i adekwatna do problemu, który – w ten sposób – zostanie rozwiązany.
Jest oczywiste, że wprowadzenie „nowego modelu finansowania żywienia podczas pobytu w szpitalu” oraz „monitorowanie jakości wyżywienie” będzie wymagało dalszych biurokratycznych działań. Szpital będzie musiał przecież z tego specjalnego finansowania się rozliczyć, przedstawić odpowiednie sprawozdania, może zestawienie kupowanych produktów, może listę posiłków z jadłospisu. Od czasu do czasu będzie też trzeba przeprowadzić kontrolę w szpitalu, czy posiłki są faktycznie takie, jak się je przedstawia w sprawozdaniu (to będzie pewnie owo „monitorowanie” jakości wyżywienia). Krótko mówiąc uruchomi się cały zestaw kolejnych biurokratycznych (i kosztownych) działań, które zawsze muszą wystąpić przy tego rodzaju administracyjnej, centralnej interwencji.
Omawiany pilotaż nie jest czymś niezwykłym w działaniach ministerstwa zdrowia. Wręcz przeciwnie, stanowi typowy sposób reakcji na realne problemy publicznej ochrony zdrowia. Najbardziej charakterystyczną cechą tej reakcji jest to, że nie próbuje ona dociec jakie są przyczyny danego problemu, nie proponuje rozwiązań, które by te przyczyny likwidowały, nie wprowadza mechanizmów samoregulacji, które zapobiegną pojawieniu się problemu w przyszłości. Zamiast tego ministerstwo wprowadza bezpośrednią interwencję z poziomu „centrali” polegającą na (doraźnym) zniwelowaniu skutków. Jest to klasyczny przykład tzw. ręcznego sterowania.
Podobnych przykładów jest, jak wspomniałem więcej: problem powszechnego zadłużania się szpitali rozwiązuje się nie przez likwidację mechanizmów, które do tego prowadzą, ale przez stworzenie „Funduszu Modernizacji Szpitali”, z którego ktoś w ministerstwie będzie przyznawał pieniądze; problem niskich płac w szpitalach „załatwia” się doraźnymi podwyżkami przyznawanymi przez ministra i kierowanymi do szpitali dodatkowymi strumieniami; problem kolejek na SOR-ach – biletomatami i zasadami kolejkowania chorych itp. Działania te mają jedynie doraźne znaczenie, bo chore mechanizmy, będące przyczyną wspomnianych problemów pozostają.
Taki sposób „reformowania” ochrony zdrowia przypomina „reformowanie” polskiej gospodarki w okresie PRL i – jak nietrudno zgadnąć – przyniesie podobne skutki. Czy jednak rząd PiS jest zdolny do tego aby z niego zrezygnować? Nie sądzę. Jest to bowiem droga nakreślona przez prezesa PiS, który wierzy w skuteczność państwowego interwencjonizmu we wszystkich niemal dziedzinach. Sukcesy, jakie rządzący odnieśli w działaniach na rzecz uszczelnienia podatku VAT tylko umocnią prezesa PiS w przekonaniu, że droga którą wybrał jest słuszna.
Nie sądzę aby wziął on pod uwagę, że „uszczelnianie” systemu podatkowego to jak najbardziej zadanie państwa, natomiast „układanie jadłospisu” w szpitalu zdecydowanie nie. Zła jakość posiłków w szpitalach nie wynika przecież z tego, że dyrektorzy szpitali nie wiedzą, jak te posiłki powinny wyglądać (i potrzebne są im ministerialne normy) albo z tego, że dyrektorzy są „wredni” i „chytrzy” i żałują chorym lepszego jedzenia, ale z tego, że szpitale funkcjonują w takich warunkach (stworzonych nota bene przez państwo), że brakuje im pieniędzy na wszystko: na płace, na remonty, na zakup sprzętu. Posiłki dla chorych wydają się na tej liście pozycji niedofinansowanych faktycznie nie najważniejsze.
18 października 2019 r (28 rocznica sądowej rejestracji OZZL)
Twoim zdaniem:
[democracy id=”3″]
Czytaj o służbie zdrowia:
Kolejki do lekarza specjalisty coraz dłuższe
Polacy skazani na kolejki. Ile trzeba czekać na wizytę u lekarza? Aby dostać się do specjalisty Polacy muszą czekać w kolejce średnio ok. 4 miesięcy, a na pojedyncze świadczenie gwarantowane 3,8 miesiąca. Najgorzej wygląda sytuacja w przypadku dostępu do endokrynologa, gdzie czas oczekiwania to nawet 24 miesiące. Średni czas oczekiwania na wizytę u lekarza specjalisty […]
W Polsce nadużywamy antybiotyków
Antybiotykami leczy się także zakażenia, których obraz kliniczny wskazuje, że mogą być spowodowane wirusami. Najczęściej występującymi schorzeniami, z powodu których lekarze przepisują antybiotyki, są ostre zakażenie górnych dróg oddechowych, ostre zapalenie oskrzeli i gardła, a więc choroby, które często wywoływane są przez wirusy.
Tak trzymać Panie Krzysztofie i nie dopuścić do zagłodzenia pacjentów w szpitalach przez odgórne pisowskie stawki żywieniowe (podobno kot prezesa dostaje więcej kalorii niż hospitalizowany w systemie NFZ chory)