Robert Małłek, menedżer i literat, w rozmowie Łukasza Perzyny
– Wie Pan o tym,że w bohaterze Pana pierwszej książki, “Niezwykłej kariery Nataniela Tindera”, wielu dopatrzyło się b. prezesa Orlenu Daniela Obajtka, pomimo, że rzecz dzieje się w Ameryce, a inna kluczowa postać łudząco przypomina Donalda Trumpa?
– To oczywiście powieść, więc czytelnikom pozostawiam ewentualne zestawianie bohaterów z postaciami z realnego życia. Nie o to mi chodziło, lecz o próbę pokazania w beletrystycznym stylu pewnej patologii, trawiącej życie publiczne, którą obywatelom… coraz trudniej przychodzi znosić. Powieści z kluczem nie pisałem, zresztą w recenzjach mojej książki zamieszczonych m.in. w “Opinii”, PNP 24.PL czy “Samorządności” też podobnej dosłowności nie znalazłem.
– Z tego co wiem, teraz pisze Pan kolejną książkę. I podobno już nie będzie to powieść?
– Rzeczywiście zacząłem pracę nad całością, która zalicza się tym razem do literatury faktu. Dojrzałem do tego, by w kostium żaden naszych doświadczeń nie ubierać. Od lat pracuję jako menedżer w spółkach, również tych, pozostających domeną Skarbu Państwa. Opiszę to, co widziałem przez osiem lat rządów PiS, kiedy zasiadałem we władzach Unipetrolu, Jastrzębskiej Spółki Węglowej a także byłem zastępcą dyrektora oddziału PGNiG a po wchłonięciu go przez Orlen tej właśnie spółki w Pakistanie. Na tej ostatniej placówce starałem się dbać o międzynarodowe interesy Polski, zbudowanie możliwości naszej ekspansji w najlepszym możliwym jej wymiarze, ekonomicznym. Nie ulegam antypisowskiej obsesji, pamiętam nadzieje, jakie wiązały się z obejmowaniem władzy przez to ugrupowanie, które sam w znacznej mierze podzielałem. W czasach rządów PO też pracowałem w dużych firmach, jak Stomil Poznań czy Zakłady Chemiczne Police gdzie byłem w radzie nadzorczej, zarządzałem grupą hoteli WAM. Potrafię zapewne wiele spraw porównać i zrozumieć. Dlatego też skupię się na ośmiu latach, jakie poprzedzają ważną dla Polski datę 15 października ub. r.
– Jaki tytuł nosić będzie Pana nowa książka?
– “O kilku takich, którzy chcieli ukraść Polskę”.
– Dla czytelnika stworzy to dość oczywiste skojarzenie?
– Dla mnie tytułowa kradzież nie sprowadza się nawet do tego, że dochodziło do korupcji, zaboru mienia, lewych etatów lecz szerzej: zamiaru ustanowienia systemu, w którym wybory okazałyby się niepotrzebne, z czasem, nie od razu, ze względu na finansową i instytucjonalną przewagę strony do niedawna rządzącej.
– Jednak zamiar ten się nie powiódł, jak pokazał wynik z 15 października ub. r?
– Jednak niewiele do jego urzeczywistnienia brakowało. Wspierano z kasy państwowej i ze spółek publicznych zaprzyjaźnione instytucje i media. Neutralizowano przy tym pozostałe.
– Prezes Orlenu Daniel Obajtek miał wstęp w dowolnym momencie do studia radia RMF, formalnie nie powiązanego z władzą?
– Za to RMF miało obfite reklamy Orlenu, których w tym samym czasie pozbawiono choćby konkurencyjne Radio Zet. To działało również w podobny sposób, i urzeczywistniało się nie tylko w masowym wykupie reklam w zaprzyjaźnionych środkach przekazu, jak “Sieci” czy telewizja “Republika” wbrew rachunkowi ekonomicznemu. Na pewno wpływano również na koncern Zygmunta Solorza. Gdy PiS znajdował się u władzy, informacją Polsatu kierowała Dorota Gawryluk. Kiedy władzę stracił, zmieniła się koncepcja, teraz mowa o powoływaniu stowarzyszenia czy nawet ubieganiu się przez Gawryluk o prezydenturę. Wiadomo, jak silnie powiązane z państwem pozostają inne poza telewizją firmy i inwestycje Solorza: telefonia, gdzie w grę wchodzi rozdział częstotliwości, spółki energetyczne, zamiar budowy elektrowni atomowej. Wszystko to stało się przedmiotem zabiegów niekoniecznie znanych opinii publicznej. Media Solorza przyjęły czy ściślej przejęły wielu pisowskich dziennikarzy jak red. Blajer z TVP Info wyspecjalizowany w gospodarce czy Kamila Baranowska, która z “Do Rzeczy” przeszła do Interii. Ale wspomniany układ pracuje też bardziej subtelnie, tak, że na zewnątrz nic nie widać albo co najwyżej niewiele. W dyskretny sposób oddziaływano na środowisko Krzysztofa Stanowskiego, z “Kanału sportowego”, potem “Kanału Zero”. Wiadomo, że najbardziej opłaca się zabiegać o kręgi uchodzące za niezależne. W książce opiszę, jakimi metodami to robiono.
– A jak głosi znane w biznesie powiedzenie, nie ma darmowych lunchów?
– Oczywiście, że za każdy posiłek ktoś musi zapłacić. Orlen to największa firma w naszej części Europy. Dotacje dla zaprzyjaźnionych z jego wówczas pisowskimi władzami spółek i rozmaitych inicjatyw niby wolnych ale nie gardzących konkretnym wzmocnieniem niekoniecznie jawnym, finansowano z kieszeni kierowców, tankujących paliwo.
– I kosztem jego reputacji? Z krzywdą również tych, którzy starali się pracować jak najlepiej? I często przynosiło to efekty, nie mam na myśli księgowych zysków, nie tak dawno, za rządów PiS, kolega chwalił dobrą kawę na stacjach benzynowych Orlenu?
– To kolejny dowód, jak ludzie się starali. Kiedy pracowałem w biurze w Pakistanie, w Islamabadzie, wszędzie trzeba było jeździć z uzbrojoną ochroną, bo wiadomo przecież, jaki to niespokojny kraj. Bez żadnej przesady jednak miało się poczucie, że robimy tam coś dobrego dla Polski, budujemy nowe kontakty, służące rozwojowi.
– Jednak w centrali działo się inaczej?
– Powstało państwo w państwie, w sytuacji braku nadzoru właścicielskiego takiego jaki w warunkach demokracji i kapitalizmu rozumie się pod tym pojęciem. Patologia nie znajdowała przeciwdziałania w postaci reakcji organów nadzorczych, to właśnie w swojej książce chciałbym opisać. Nadzór właścicielski wcześniej rozproszono jeśli chodzi o spółki Skarbu Państwa, skumulowano w Ministerstwie Aktywów Państwowych za rządów tam Jacka Sasina, co w praktyce oznaczało bezpośrednie sprawowanie go przez Nowogrodzką, gdzie znajduje się partyjna siedziba PiS. W książce opiszę jak to się działo.
– Postać prezesa Daniela Obajtka stała się symbolem pewnych praktyk, wiadomo, jakie sprawy się za nim ciągnęły, za rządów PiS specjalnie dla niego zmieniano prawo, żeby mógł się wybronić?
– Na pewno wiele stanowisk nie tylko w tym koncernie obsadzano ludźmi ze zszarganą przeszłością, jak się okazało dostali wolną rękę, co wcześniej wydawało się nie do wyobrażenia.
– Obajtek nie był z pewnością postacią na miarę pełnionej funkcji, ale ciekawym przypadkiem okazuje się kariera innego członka zarządu Orlenu w czasach pisowskiej władzy Janusza Szewczaka, który wcześniej występował jako ekspert w roli obrońcy majątku narodowego?
– Znam Janusza Szewczaka, był moim wykładowcą na Wydziale Prawa Uniwersytetu Warszawskiego. Podobnie jak Wojciech Jasiński, który wcześniej był prezesem Orlenu też za pisowskich rządów – Szewczak najpierw został posłem, dopiero później członkiem ścisłych władz koncernu paliwowego. Nie wiem, co się działo w jego głowie, jak sobie racjonalizował podejmowane działania, skoro wcześniej, jak Pan podkreślił, wyprzedaży majątku się sprzeciwiał. Szczególnym przejawem tego ostatniego stało się zniszczenie Lotosu, poprzez przyłączenie go do Orlenu.
– Czy to od początku była niekorzystna dla Polski transakcja?
– Koncepcja budowy koncernu elektroenergetycznego od początku wiązała się z podawaniem przez Obajtka i jego bezpośrednich podwładnych fałszywych informacji. O tym, że pisowska władza musi sprzedać udziały w Rafinerii Gdańskiej pod dyktando Komisji Europejskiej. W istocie działo się odwrotnie: to pisowscy decydenci przedstawiali to jako środki zaradcze. Stąd dopuszczenie węgierskiego MOL, kontrolowanego przez oligarchów Viktora Orbana oraz Saudi Aramco. Powiązania Orbana z Rosją pozostają znane. Z kolei na przyszłą politykę udziałowców z Arabii Saudyjskiej nie mamy wpływu, gdyby miała ulec zmianie. To szkodliwe dla polskiej własności ale i bezpieczeństwa energetycznego Polski.
– Czy wymyślił to sam Daniel Obajtek?
– Na użytek książki, którą piszę, zbadam to jak najstaranniej. Niewykluczone, że autorem wielu koncepcji pozostaje raczej doradca Adam Hofman, przed laty poseł i rzecznik PiS. Mogło dziać się tak, że przychodził z gotowymi już rozwiązaniami do prezesa Orlenu Obajtka. A ten brał na siebie najtrudniejszy segment operacji: przekonanie do nich prezesa partii Jarosława Kaczyńskiego. Wiele wskazuje na to, że w tym ostatnim dziele Obajtek pozostawał bezkonkurencyjny. Szczegóły ustaleń w książce przedstawię.
– Na pewno pojawią się w niej wątki związane ze służbami specjalnymi?
– Za rządów PiS służby zdawały sobie sprawę z parasola ochronnego, jaki pisowska władza rozpostarła nad Danielem Obajtkiem i jego układem, aż po miejsce na liście do europarlamentu dające immunitet po utracie władzy. Nie oznacza to jednak, że spec – służby danych na ten temat nie gromadziły: na użytek następców czy jako polisę ubezpieczeniową dla siebie, chociaż zdawały sobie sprawę, że – jeśli użyć ich języka – rychło do żadnej realizacji nie dojdzie.
– Mija rok od wyborów październikowych a w tej kwestii wydarzyło się niewiele. Jak ocenia Pan możliwości uzdrowienia sytuacji w Orlenie i wokół niego przez obecne kierownictwo koncernu?
– Wiadomo, że trwa audyt, o dowody trudno, poprzednicy wyczyścili szuflady ale i nowoczesne nośniki. Z obecnym szefem Orlenu Ireneuszem Fąfarą pracowałem z Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych, wtedy był tam wiceprezesem, skutecznie zaczął ściągać pieniądze z rynku, czego ci. co byli przed nim, nie umieli. Wiem też o co najmniej jednej kompetentnej osobie, która ma dołączyć od Nowego Roku do kierownictwa koncernu paliwowego. Oczywiście wypada życzyć im powodzenia, ale zarazem ma się wrażenie, że wciąż nie wszystko od nich tylko zależy. Dlatego zawziąłem się, żeby moja książka powstała. W imię przejrzystości chociażby, której wciąż za mało.