czyli cała pula bez wyborów
Prezes PiS pełnię władzy w kraju – również w Senacie, gdzie jej teraz nie ma oraz we wszystkich sejmikach poza jednym – może uzyskać bez przedterminowych wyborów. Drogą go tego jest koalicja z PSL, tyle, że plan wymaga od przyszłego sojusznika zgody na faktyczną samolikwidację, jaka spotkała wcześniej Samoobronę. PSL uzyska resort rolnictwa, dwie wyspecjalizowane agencje i współrządzić będzie w 15 z 16 województw zamiast jak dziś w ośmiu, ale w kolejnych wyborach nikt już na ludowców nie zagłosuje.
Plan Jarosława Kaczyńskiego godny jest uwagi, bo – chociaż obrazuje cyniczne podejście lidera do polityki – okazuje się pierwszym w tej dziedzinie od pięciu lat projektem bez łamania prawa i demokratycznych procedur.
Od dawna wiadomo było, że z obecnej większości sejmowej Kaczyński nie jest zadowolony. Arytmetyka pozwala na mechaniczne przyjmowanie ustaw, ale prezes PiS pertraktowanie z własnymi podwładnymi, jak Zbigniew Ziobro czy Jarosław Gowin uznaje za upokarzające. Wolałby ich wymienić, stąd powracający motyw przeprowadzenia przed terminem wyborów parlamentarnych, wedle kalendarza planowanych dopiero za trzy lata. Moment wydaje się wyjątkowo sprzyjający, bo Platforma Obywatelska właśnie skompromitowała się kolaboracją z PiS przy projekcie uposażeń poselskich, Ruch Polska 2050 Szymona Hołowni dopiero się formuje, o Nowej Solidarności Rafała Trzaskowskiego nie ćwierkają już nawet wróble na warszawskich dachach co najwyżej przegrani politycy na twitterze, zaś PSL i Lewica po klęskach w wyborach prezydenckich nawet by do kolejnego Sejmu nie weszły. Jednym słowem: jeśli nie teraz to kiedy…
Cel w postaci uzyskania pełni władzy da się jednak przeprowadzić bez operacji wyborczej.
Co więcej i w tym wypadku kluczem stanie się Mazowsze. Gdyby wybory miały się odbyć przed terminem, podział Mazowsza i związana z nim dodatkowa kampania do dwóch nowych sejmików samorządowych stałyby się poligonem i testem dla aparatu PiS. Gdyby partia nie wygrała przynajmniej w nowym województwie bez Warszawy, Kaczyński oczywiście na wybory przed terminem by nie poszedł. Były szef klubu PO Rafał Grupiński wskazuje na możliwość nadzwyczajnej mobilizacji elektoratu PSL na Mazowszu w wypadku, gdy przyjdzie walczyć o utrzymanie wpływów i osiągnięć lokalnego marszałka Adama Struzika. Nie da się więc tak łatwo przewidzieć wyniku.
Ten sam cel może PiS zrealizować w innym scenariuszu, w którym Mazowsze pozostaje kluczowe, a rezygnacja z jego podziału i dwóch dodatkowych kampanii, poprzedzających ogólnokrajową, okaże się ceną, zapłaconą Polskiemu Stronnictwu Ludowemu za dołączenie do rządu PiS. Imperium Adama Struzika przetrwa.
Ludowcy staną się koalicjantami PiS w sumie w piętnastu sejmikach, czyli na szczeblu wojewódzkim niemal podwoją swoje wpływy, które dziś zawdzięczają współpracy z PO.
PiS musi w tym wypadku oddać Ministerstwo Rolnictwa. W wariancie określanym jako poważny jego szefem zostanie Marek Sawicki. Ludowcy dostaną też do obsady dwie ogólnopolskie agencje rolnicze.
Jeśli sojusz z ludowcami udałoby się rozciągnąć na Senat, oznacza to odwrócenie tam większości: skończy się przewaga demokratów, następcę Tomasza Grodzkiego z PO wskaże PiS.
PiS ma też na wszelki wypadek plan minimum, kiedy to ministerstwo rolnictwa obejmie Jarosław Sachajko, a koalicyjne wzmocnienie da wyłącznie niewielka grupa posłów wywodzących się z Kukiz’15.Jeżeli jednak duży plan Kaczyńskiego się powiedzie, ludowcy będą mogli znów powtarzać znaną odpowiedź Waldemara Pawlaka na pytanie, kto będzie rządził Polską: koalicjant PSL.
Tyle, że ceną za to może okazać się, że już w najbliższych wyborach – w terminie lub wcześniej – PSL nie przekroczy progu pięcioprocentowego, co dotychczas udawało się ludowcom jako jedynej partii od początku przywrócenia demokracji w Polsce.
Podzielenie przez ludowców losu Samoobrony wydawałoby się oczywiste, bo to właśnie PiS nigdy nie ukrywał, że jednym z jego celów pozostaje wymazanie PSL z politycznej mapy Polski…