Najciekawsze w niedawnym sondażu wcale nie jest poparcie dla rządu Donalda Tuska ze strony zaledwie jednej trzeciej Polaków. Chociaż po zaledwie pół roku sprawowania władzy to wynik fatalny i wróżący premierowi los Tadeusza Mazowieckiego lub Jerzego Buzka. Nie dziwi też sprzeciw wobec Tuska kolejnej jednej trzeciej – bo przecież tylu wyborców zachowało pomimo utraty władzy Prawo i Sprawiedliwość. Kluczowa dla zrozumienia sytuacji, jaka nas otacza, okazuje się następna i równie liczna grupa. Jednej trzeciej naszych rodaków rząd Donalda Tuska do tego stopnia nie obchodzi, że nawet oceniać go nie chcą [1].
Zaskoczeniem ta emigracja wewnętrzna – jak mawiano w stanie wojennym – co trzeciego Polaka dla nikogo, kto śledzi bieg spraw publicznych być jednak nie powinna.
Władza ceni spokój: swój nie nasz
Z pozoru tylko Donald Tusk u steru zachowuje się jak jego poprzednik u realnej władzy Jarosław Kaczyński (którego nominaci nie stawali się nawet w fotelu szefa rządu kreatorami własnej polityki). Elektryzuje opinię publiczną, antagonizuje i polaryzuje, żeby podziały umocnić. W rzeczywistości o ile Kaczyński pokrzykiwał w sprawach tradycyjnie dla Polaków istotnych (wpływy rosyjskie i niemieckie, zakres suwerenności państwowej) chociaż czynił to w sposób operetkowy czy niczym kukiełka złośnika z dziecięcego teatrzyku, tym bardziej, że w tym samym czasie jego ludzie z premierem Mateuszem Morawieckim oddawali eurokratom kolejne szańce w zamian za iluzoryczne korzyści – to Donald Tusk doskonale wie, że absorbuje naszą uwagę tematami drugorzędnymi zarówno dla niego samego jak dla opinii publicznej. Rozliczenia z poprzednią władzą obchodzą mniejszość Polaków, a milcząca większość – dokładnie 52 proc ma je za nic [2]. Ponadto główni mistrzowie ceremonii w tym śledczym spektaklu Dariusz Joński i Michał Szczerba, chociaż niewiele wskórali, odpływają do Brukseli i Strasburga po wysokie gaże eurodeputowanych, co dowodzi niezbicie, że był to słomiany ogień.
Tuskowi wcale nie przeszkadza, że w tym samym kierunku i roli udają się jego niedawni więźniowie stanu, Michał Kamiński i Maciej Wąsik. Nie chce przecież się mścić, nawet za Amber Gold, gdzie zresztą jego syn nie wykazał się przykładną przejrzystością. Zaś w sprawie, w której obu byłych posłów a obecnych eurodeputowanych skazano, poszkodowanym był Andrzej Lepper a nie Donald Tusk.
Premier wie, że jego marketingowcy wzbudzają emocje tylko u nielicznych, ale sam nie chce przecież społeczeństwa żarliwego – jakie w imponująco obywatelskiej postaci objawiło się, dla wielu niespodziewanie 15 października – bo właśnie takie zwykle patrzy na ręce i roszczenia zgłasza. A Donald Tusk chce po prostu spokojnie rządzić. Tak, żeby nikt mu się do tej sztuki nie wtrącał.
Dopomaga mu w tym oczywisty straszak. Myślący i wrażliwi Polacy nie chcą przecież powrotu rządów PiS. A wynik niedawnych wyborów europejskich czyni taką perspektywę całkiem realną, chociaż nie wiąże się to wcale z poparciem dla Koalicji Obywatelskiej ani nawet Prawa i Sprawiedliwości, lecz wyłącznie z zastąpieniem Trzeciej Drogi przez Konfederację w roli trzeciej siły, co w przyszłości oznaczać może pełną sprawczość dotychczasowych statystów w polskiej polityce i funkcję języczka u wagi, decydującego, kto rządzi. Tylko Nowa Lewica nie ma w tym zmieniającym się układzie większego znaczenia tak jak nie miała go również przedtem. Nawet w obecnym Sejmie Włodzimierz Czarzasty ma zbyt mało posłów, żeby zawrzeć koalicję z PiS. A w przyszłym postkomunistów może zabraknąć albo jak wróżą sondaże poparcia starczy im na koło poselskie.
Tusk pokazowo lekceważy w tej sytuacji postulaty Nowej Lewicy, kiedyś aborcję na życzenie a teraz związki partnerskie. Woli jednak je blokować rękami Trzeciej Drogi a zwłaszcza jej zielonej czyli PSL-owskiej konserwatywnej części, nie mogącej sobie pozwolić na zadzieranie z proboszczami. Sam Tusk w obu sprawach własnego zdania nie ma. Wystarczy przypomnieć, jak w kwestii dopuszczalności przerywania ciąży głosowały obie jego partie. Nie ma to zresztą wielkiego znaczenia, bo przecież jeśli nawet Koalicja 15 Października niespodzianie się dogada i cokolwiek uchwali, wszystko i tak zawetuje prezydent Andrzej Duda. Zachowanie premiera wiele mówi o jego pragmatyzmie (weto i tak pewne, a zwolennicy aborcji na życzenie nie przerzucą głosów na Konfederację, żeby się na koalicji rządzącej zemścić) ale i priorytetach.
Tuskowi zależy nie na ideologii, lecz na władzy. Cała reszta to ściema, jak mawia młodsza część elektoratu z 15 października. Nawet zawiedziony, nie zwraca się on przeciw Donaldowi Tuskowi, to raczej część wyborców Szymona Hołowni przeszło teraz do Konfederacji. Rozczarowany elektorat Koalicji Obywatelskiej po prostu zostaje w domu.
Politykę pozostawia politykom, co Tuskowi odpowiada, dopóki rządzi on sam, a nie Kaczyński.
Ktoś może nawet to pochwali jako wyraz profesjonalizacji polityki w Polsce.
Polityka dla polityków? Problem w tym, że domniemani zawodowcy uprawiają ją za nasze pieniądze, za to bez korzyści dla nas.
Gdyby działo się inaczej, wyborcy z 15 października nie zagłosowaliby teraz nogami za… pozostaniem w domu. Bo przecież nie za Konfederacją, czyż nie tak?
Skoro jednak rządzący chcą mieć święty spokój, niech go najpierw zapewnią rządzonym. Niestety niedawne wydarzenia na białoruskiej granicy, zwłaszcza śmierć żołnierza Mateusza Sitka w jej obronie, pokazują, że władza nawet bezpieczeństwa – fizycznego, bo nie mowa już o poczuciu – nie jest już w stanie zaoferować ani obywatelom ani tym co nas chronią.
Karta wyborcza i karta dań czyli wszystkie piosenki inżyniera Mamonia
Tym samym Tusk, obiecujący gdy szedł po władzę spokój, obliczalność i rozwagę udowadnia, że stając na czele państwa nie gwarantuje nawet wypełniania przez nie funkcji stróża nocnego, przez jego liberalnych mistrzów uznawanej za nie tylko minimalistyczną ale i w oczywisty sposób obligatoryjną. Powraca smutne pytanie, czy państwo, które nie strzela do zabójcy własnego żołnierza na granicy ani nie potrafi go ukarać ex post obyczajem służb izraelskich – jest w stanie bez ośmieszania się jeszcze cokolwiek obywatelom obiecywać. I tak nie dotrzyma, machnie zapewne ręką rozczarowany wyborca z 15 października. Gdy mnóstwo czasu stracono, troszcząc się o dobrostan fałszywych imigrantów zamiast o bezpieczeństwo żołnierzy strzegących granicy i mieszkających nieopodal obywateli – tragedia musiała się wydarzyć.
Donald Tusk już ma zapewnione miejsce w historii jako najdłużej rządzący Polską premier: nawet jego wcześniejszy doradca Mateusz Morawiecki nie pobił tego rekordu, a po powrocie do władzy lider Koalicji Obywatelskiej zaczął jeszcze swój wynik śrubować. Niestety ten sam Tusk przejdzie również do historii jako pierwszy w polskiej demokracji premier pozwalający bezkarnie zabijać broniących granicy żołnierzy. Nawet paplanina Agnieszki Holland czy Janiny Ochojskiej tego nie zatuszuje.
Polityka dla polityków, a co dla ludzi, warto więc zapytać. Skoro mamy prawo nie czuć się bezpiecznie, społeczeństwo zechce być może jakiegoś kolejnego 15 października polityków u steru wymienić. Niekoniecznie na gorszych, pod warunkiem oczywiście, że zmieni się karta dań – przepraszam, wyborcza – i podobny werdykt nie musi oznaczać powrotu PiS.
Na razie zarówno Tusk jak Kaczyński uznają za miarodajne podejście inżyniera Mamonia z “Rejsu” Marka Piwowskiego, który, jak pamiętamy lubił te piosenki, które już słyszał. Czy się zawiodą, zobaczymy. Sekwencja kolejnych głosowań: za rok wybory prezydenckie, w dwa lata po nich lub może wcześniej parlamentarne – sprzyja procesom, prowadzącym do tego, żeby oferta, przedstawiana głosującym, wreszcie została wzbogacona. Co zresztą nader trudno przewidzieć, tak jak niewielu zakładało wysoką frekwencję 15 października a prawie nikt – że zagłosuje trzech na czterech uprawnionych do tego Polaków. Ale skoro już raz tak zrobili, to być może będą też chcieli powiedzieć: sprawdzam. I przy urnach to po swojemu pokwitować.
[1] sondaż United Surveys by IBRIS z 7-9 czerwca 2024
[2] badanie SW Research z 28-29 maja 2024