Polonia ważna nie tylko raz na cztery lata

0
108

Z Barbarą Bartel, jedynym korespondentem z Chicago akredytowanym w Sejmie i Senacie rozmawia Łukasz Perzyna 

– Po podniesionym przez środowiska polonijne, słusznie zresztą, alarmie, że liczba punktów do głosowania jest niewystarczająca i część głosów Polaków zza granicy może się zmarnować, bo nie zdąży się ich policzyć – władza przystała na zwiększenie liczebności komisji wyborczych. Jak rozumiem zwiększy to wpływ Polonii na sprawy w kraju ale nie załatwia od ręki wszystkich problemów rodaków za granicą?

– Rzeczywiście zapadła decyzja, że komisji wyborczych będzie nie 360 jak początkowo zapowiadano, lecz 402, aczkolwiek środowiska polonijne zgłaszały nieco większe zapotrzebowanie: na 431. Stanowi to jednak krok we właściwym kierunku. Wszystko, co służy ułatwieniu głosowania Polakom za granicą, zasługuje na pochwałę. Nie tylko o liczbę komisji tu chodzi ale również o informację. Niezbędne okazują się umieszczane odpowiednio wcześniej obwieszczenia z adresem siedzib. Powiadomienie, że głosuje się od godz. 7 do 21. A w Stanach Zjednoczonych ze względu na przesunięcie czasu dzień wcześniej niż w kraju – w sobotę 14 października. Propagują to konsulowie, taka jest ich rola. Widzę, że konsulaty intensywnie pracują, dostrzegam dobrą wolę. Starają się. 

– Dla osób zwłaszcza w starszym wieku niezbędna okazuje się szczegółowa informacja? I w kraju, którego prezydent przekroczył osiemdziesiątkę, oczywiście mam na myśli Joe’go Bidena, również wiekowi Polacy też mają poczucie, że należą im się porządne wiadomości dotyczące aktu głosowania?  

– Oczywiście, że tak. Polacy mają prawo z góry się dowiedzieć, że niezbędne do głosowania są ważne dokumenty. Wielu Polaków zza Oceanu  ma podwójne obywatelstwo, polskie i amerykańskie. Jeśli ich status pozostaje w tym sensie nieuregulowany, że dokument wydany wiele lat temu okazuje się nieważny, nie każdego stać na to, by przylecieć na lotnisko Chopina do Warszawy, żeby tu na miejscu swój status uregulować. A nawet jeśli znajdą się pieniądze na bilet, nie każdy ma na to czas. Oprócz aktualizacji spisów wyborców dla starszych ludzi ma znaczenie kwestia połączenia wyborów parlamentarnych z referendum, co zmusza do dodatkowego skupienia, żeby oddać ważne głosy. Kodeks wyborczy pochodzi z 2011 r. Decyzja o wyborach do Sejmu i Senatu przeprowadzanych tego samego dnia co referendum zapadła niedawno. Ważne, żeby komisje zdążyły wszystkie głosy w 24 godziny policzyć, bo jeśli to nie nastąpi – głosy Polaków z zagranicy się zmarnują, taka jest nieco bezduszna zasada.

– Politycy z kraju tym się interesowali?

– Wiem, że posłowie i senatorowie przyjeżdżają w kampanii wyborczej do Chicago i Nowego Jorku, niedawno m.in. Polaków z USA odwiedziła wicemarszałek Sejmu Małgorzata Gosiewska. Jednak to duża kampania.. i mało czasu.

– 314 tys. Polaków z zagranicy zagłosowało w poprzednich wyborach parlamentarnych w 2019 r. To wielka liczba, ale przecież Polonię zagraniczną liczy się w milionach osób i sam akt głosowania nie wyczerpuje jej problemów?

– Coraz mniejsze jest zainteresowanie Polaków w Stanach Zjednoczonych wyborami, co wiąże się z pewnym zniechęceniem. Rozczarowanie wynika z poziomu polemiki w polityce krajowej, sposobu jej uprawiania, bo nie z obojętności środowisk polonijnych przecież, często żarliwie zaangażowanych w rozmaite działania na rzecz kraju w tym akcje dobroczynne. Na pewno nie pasjonuje się polityką najmłodsza emigracja. Zmęczona rozmowami o niej. Wyjeżdżają z Polski młodzi lekarze. Amerykanie wiedzą, jak ich zachęcić. Dla nich to ludzie zaraz po studiach, znający język. I o wysokich kwalifikacjach. Ambasada amerykańska w Warszawie ogłasza program adresowany już do licealistów, którego dalszym etapem okaże się wyjazd do USA. Wiedzą, jak ściągać ludzi zdolnych. 

–  Pani zaś, pracując dla Radia Chicago, w odróżnieniu od krajowych polityków ma z Polonią kontakt stały a nie tylko raz na cztery lata?

– Rzeczywiście tak to odczuwam, a ze strony Polaków za granicą spotykam się z licznymi dowodami sympatii i uznania, które pozostaje odwzajemniać. Z wielką przyjemnością wspominam niedawny kontakt z polonijną działaczką Panią Profesor Krystyną Krzekotowską: powiadomiła mnie, że zostałam uznana za Polonijną Osobowość Roku. Nie chodzi jednak tylko o zaszczyty, chociaż przyjemność sprawia, gdy jest się docenianym, lecz o podtrzymywanie kontaktu stałego, jak Pan to ujął nie raz na cztery lata. Moje rozmowy w polskim Radiu Chicago temu służą.

– Gdzie dostrzega Pani zagrożenia?

–  Nie cieszy mnie, że coraz mniej Polaków rodzi się w Polsce, kiedy – jak przed chwilą o tym rozmawialiśmy – tak wielu z niej wyjeżdża. Towarzyszy temu masowy napływ imigrantów do Polski. Co z jego kontrolą, wiemy z okoliczności niedawnej afery wizowej. Nie trafiły do nas pieniądze z Unii Europejskiej objęte Krajowym Planem Odbudowy. Przydałyby się w pierwszym rzędzie samorządom w Polsce. Właśnie one najlepiej wiedzą jak je wydać z bezpośrednią korzyścią dla mieszkańców. Nie dostaliśmy ich jednak… jako jedyni w Europie. Za to kary płacić musimy. To niepokojące zjawisko. Zwłaszcza, że czas okazuje się na tyle niespokojny, mam na myśli sytuację na granicach i wokół, że nie sprzyja spokojnemu podsumowaniu osiągnięć ostatnich 34 lat. Wiemy, z jaką nadzieją Polacy za granicą powitali zmianę ustrojową, do której przecież również w znacznej mierze się przyczynili. W PRL emigracja pozostawała dyżurnym wrogiem odmienianym we wszystkich przypadkach w przekazie propagandy. 

– Już ćwierć wieku temu ówczesny premier Jerzy Buzek obiecywał napisanie programu, który ułatwi Polakom powrót z emigracji wraz z pieniędzmi i korzystne dla wszystkich zainwestowanie ich w Polsce. Żaden z jego następców jednak się na to nie zdobył?

–  Pamiętam ten apel, sprawił, że uznaliśmy prof. Buzka za wspaniałego człowieka. Polacy z emigracji rzeczywiście wracają, osiedlają się w dawnych Małych Ojczyznach swoich lub przodków, tam skąd wyjechali oni sami a często jeszcze ich dziadkowie. To działa na wyobraźnię i wzrusza. Nie dostrzegam jednak, żeby ktokolwiek im szczególnie powrót do kraju – z pieniędzmi, nie z pustymi rękami, skoro od tego zaczęliśmy – nadzwyczajnie jakoś ułatwiał. Warto zwrócić uwagę, czym jest polska emigracja.

– Właśnie, czym?

– Nie są to ludzie z problemami, takie ich postrzeganie może się wydać nawet dla Polaków z zagranicy obraźliwe. To są ludzie, którzy swoje życiowe problemy zwykle skutecznie rozwiązali. Dorabiali się w trudnych często warunkach, ucząc się niekiedy dopiero języka, czasem z dala od rodzin, przyjaciół i środowisk, z których wyrośli. Mówię  przede wszystkim o Polakach z Ameryki. Ich znam najlepiej, wiem, jak żywo reagują na treść moich audycji. Stany Zjednoczone są wyjątkowe. Kto ma talent, ten tam się wybije. Polacy wyjeżdżali do USA po to, żeby ciężko tam pracować i coś z tego mieć: nie po socjal, jak niektórzy imigranci do nas, bo w Ameryce go nie ma, a ściślej nie jest aż tak jak w Unii Europejskiej rozbudowany. 

– Rozmawiamy o tych, co osiągnęli sukces… I pojawia się u nich tendencja do powrotu?

– Grozi nam recesja. Złotówka jest najsłabsza wobec dolara od kilkudziesięciu lat. Polak z Ameryki tu przyjedzie, kupi dom w Konstancinie. Wielu tak już zrobiło. “Powracający z zagranicy”, jak pisało się w ogłoszeniach kilkadziesiąt lat temu, zasiedlili całe willowe osiedla. I pojawia się pytanie, co dalej. Zapewne powinny się pojawić preferencje – skoro korzysta z nich tak masowo nawet kapitał zagraniczny w Polsce – dla tych rodaków, którzy nie tylko przyjeżdżają z pieniędzmi, ale po powrocie w swojej starej Ojczyźnie tworzą nowe miejsca pracy. Inaczej wielu tych, co już wrócili, wyjedzie z powrotem. Wiem, jak źle Polacy, co po latach powrócili, reagują na wizytę w urzędzie podatkowym. Na podejrzliwość urzędnika państwowego, indagowanie o jakieś nieistotne sprawy. Czasem obcesowe, bez należytego szacunku. W Ameryce w podobny sposób skarbówka wypytuje tego, którego deklaracje podatkowe jakąś sprzeczność zawierają, kiedy pojawia się wrażenie, że ktoś kombinuje. Polacy przyjeżdżają z zagranicy z pieniędzmi i nie tylko nie stają się beneficjentami żadnych udogodnień, chociaż byłyby one z korzyścią dla gospodarki kraju, ale jeszcze mają wrażenie, że system podatkowy jest niejasny a urzędnik nieżyczliwy – lub co najmniej taką postawę przyjmuje, żeby sprawić wrażenie surowego. A przecież on państwo reprezentuje. Tę Polskę, do której ludzie po latach wracają. To musi się zmienić. Potrzeba więcej szacunku.   

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 6

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here