Warto otworzyć drzwi przed oponentami Putina – racja stanu i wyniki sondażu pozostają zaskakująco zgodne.

Więcej Polaków opowiada się za przyjmowaniem przez nas rosyjskich przeciwników Władimira Putina niż jest temu przeciwnych. 

4 listopada br. w podwarszawskiej Jabłonnie spotykają się opozycyjni wobec kremlowskiej ekipy rosyjscy demokraci. Polska od lat cieszy się wśród nich doskonałą marką. Zaś nasze społeczeństwo – jak dowodzą świeże badania opinii publicznej – nie rozciąga potępienia putinowskiej polityki agresji na podejście do zwykłych Rosjan.

Jak dowodzi bowiem październikowy sondaż firmy demoskopijnej IBRIS (dla “Rzeczpospolitej”) 48 proc z nas opowiada się za przyjęciem przez Polskę rosyjskich oponentów Putina oraz udzieleniem im pomocy. Przeciwnych temu jest 42,5 proc.

“Miękka siła” pewniejsza od zapory

Władza wznosi właśnie mur na granicy z obwodem kaliningradzkim, jednak to nam bezpośrednio bezpieczeństwa nie zapewni. Dalece bardziej zależy ono od wypełnienia przez sojuszników ich zobowiązań wobec Polski. Gorszące okazuje się to, że niektóre reklamowane przez rząd a teraz uzgodnione dostawy sprzętu wojskowego do Polski mają być zrealizowane dopiero po wielu latach, kiedy zapewne nie będą już potrzebne, bo sytuacja się zmieni.

Inwestycja w ludzi też dopiero po dekadach zaprocentuje, ale wydaje się zasadna, bo Polska swoją politykę zagraniczną i obronną opiera nie na murach ani uzbrojeniu (dotychczas z trudem sprzedawanym nawet do Malezji), lecz “miękkiej sile”. W świecie współczesnej dyplomacji “soft power” to istotna kategoria. Dowiodła tego masowa jak nigdy, przeprowadzona wysiłkiem całego społeczeństwa akcja humanitarna na rzecz wojennych uchodźców z Ukrainy. Od chwili inwazji rosyjskiej z 24 lutego br. granicę Polski przekroczyło ich 7,5 mln. Znaczna część pozostała u nas. Wbrew obawom ekspertów z profesorskimi tytułami, wcześniej prognozującymi, że liczba 3-4 mln uciekinierów oznacza próg katastrofy humanitarnej – wcale do niej nie doszło. Wspólny wysiłek Polaków sprawił, że staliśmy się przedmiotem podziwu opinii publicznej wolnego świata, co niestety jednak nie przełożyło się na sfinansowanie przez atlantyckie bądź europejskie struktury ani rządy kosztów pobytu naszych gości. A mamy do czynienia z największą akcją humanitarną i exodusem ludności od czasów powojennych jej przemieszczeń, powodowanych zmianą granic w Europie.

Za przyjmowaniem Rosjan, sprzeciwiających się putinowskiej polityce agresji, którzy z pewnością nie pojawią się u nas w porównywalnej liczbie (preferowanym przez nich kierunkiem pozostaje raczej Finlandia, skąd bliżej do Sankt-Petersburga i Moskwy) przemawiają zarówno racje humanitarne, jak strategiczne. Po pierwsze – oferujemy zastępczą ojczyznę i drugi dom tym, którzy nie mają się gdzie podziać, a którzy podzielają nasze poglądy i wartości. Po drugie – dysponująca bronią jądrową i wciąż mocarstwowa Rosja, mająca u siebie całą tablicę Mendelejewa zasobów surowcowych, z dnia na dzień nie zniknie z mapy świata. Otwarcie drogi do formowania się w Polsce ośrodków rosyjskiej myśli demokratycznej stanowi więc znaczący kapitał na przyszłość, procentujący przy przyszłej zmianie. Na tym, że staniemy się Piemontem nowej Rosji, możemy wyłącznie zyskać.

Podobną rolę – chociaż na efekty przyszło dłużej poczekać – pełniła Polska w czasie międzywojnia, jako ośrodek rosyjskiej “białej” emigracji. Jej przedstawiciele oddali bezcenne usługi polskim instytucjom rządowym.  Nie chodzi wyłącznie o słynną “dwójkę”, cenione w świecie przez fachowców służby specjalne Drugiej Rzeczypospolitej. Po przedarciu się przez front wojny polsko-bolszewickiej Dmitrij Fiłosofow pełnił funkcję nieformalnego doradcy Józefa Piłsudskiego w kwestii polityki wschodniej. W zorganizowanym przez tegoż przybysza ze Wschodu klubie dyskusyjnym “Domik w Kołomnie” bywali: Czapscy, Maria Dąbrowska oraz Julian Tuwim.  

Środowisko wydawanego nad Wisłą – w czasie gdy nad Moskwą-Rieką, Wołgą i Donem rządzili już “czerwoni” – przez Dmitrija Fiłosofowa pisma “Za Swobodu” wywarło znaczny wpływ na poglądy młodego Jerzego Giedroycia, wówczas radcy kolejno w dwóch ministerstwach oraz wydawcy “Buntu Młodych” i “Polityki”, co sam twórca paryskiej “Kultury” przyznawał we wspomnieniowych rozmowach z Krzysztofem Pomianem. Warto o tym pamiętać, gdy tak chętnie przywołuje się koncepcje kręgu z Maisons-Laffitte w sferze polityki wschodniej, tak samego Giedroycia, jak promowanego przez “Księcia” na łamach Juliusza Mieroszewskiego.

Lokalizacja “Kultury” na francuskiej ziemi i wielu polskich instytucji emigranckich na angielskiej znacząco wpłynęły na podejście Polaków do ich ówczesnych gospodarzy. Chociaż zachowania wobec nas nie zawsze okazywały się z ich strony przyjazne, co pamiętamy choćby z okrzyków “animals” (“zwierzęta”) jakimi w niespełna 30 lat po wojnie witano na Wembley piłkarzy z Polski, jakby zapominając o lotnikach z naszego kraju, którzy w czas Bitwy o Anglię uratowali brytyjskie imperium. Podobnie we Francji już przy otwieraniu granic pojawił się krzywdzący dla nas stereotyp “polskiego hydraulika” odbierającego pracę miejscowym, co okazuje się krzywdzące, zważywszy na zasługi przybyszów z Polski oraz ich potomków dla francuskiej nauki i kultury – począwszy od Marii Skłodowskiej-Curie, zresztą dla polityki również, wystarczy wymienić wieloletniego a przy tym udatnego ministra nadsekwańskiego rządu Michela Poniatowskiego pochodzącego z polskiej rodziny królewskiej. I dla sportu też, czego dowodzi kariera we francuskiej reprezentacji najlepszego piłkarza Europy w 1958 r. i syna polskiego górnika Raymonda Kopy (Kopaszewskiego).      

Posłanie Solidarności jak drogowskaz

Nie sztuka budować zapory, zwłaszcza niezdolne nas obronić skutecznie. Trudniej na pewno rozbierać mury, wzniesione w sferze ludzkiej świadomości. Polska specjalizuje się w tym od czasów wielkiego ruchu społecznego uformowanego wokół NSZZ “Solidarność”, o czym świadczy pamiętne, uchwalone przez I zjazd delegatów w hali Olivia Posłanie do Ludzi Pracy w Europie Wschodniej.

Swego czasu przez wielu krytykowane za radykalizm, stało się drogowskazem dla nowoczesnej i demokratycznej Europy, zapowiedzią pamiętnej “jesieni ludów” 1989 r. już po naszych wyborach z 4 czerwca. Chciałoby się więc powiedzieć, trawestując pamiętne słowa Ronalda Reagana do Michaiła Gorbaczowa: – Panie Morawiecki, niech Pan zburzy ten mur.

Liczne przykłady, począwszy od Aleksandra Hercena, popierającego polskie Powstanie Styczniowe (co kosztowało go utratę połowy prenumeratorów wydawanego na emigracji “Kołokoła”), a skończywszy na laureacie pokojowej Nagrody Nobla Andrieju Sacharowie, pokazują, że rosyjska tradycja demokratyczna nie jest mitem, lecz zjawiskiem wartym wzmacniania. Zapomnieli o tym polscy politycy doby transformacji, gdy przed 20 laty – a więc tuż po objęciu przez Putina władzy na Kremlu – nie znaleźli czasu, jeśli nie liczyć przedstawicieli pozaparlamentarnej już wtedy Unii Wolności, dla przybywającego do nas i reprezentującego “demokratyczną alternatywę” Grigorija Jawlinskiego.

Zamiast tego próbowano fałszywie dzielić, za przykładem zachodnich instytutów “kremlistycznych” putinowską ekipę na twardogłowych i liberałów przy budowaniu prognoz na przyszłość. Zawiodło to całkiem, skoro teraz widzimy jak zaliczony do tych drugich Siergiej Kirijenko zarządza podbitymi ziemiami Ukrainy a uznawany przez lata za “gołębia” Dmitrij Miedwiediew przoduje w antypolskich wypowiedziach ale i reszcie świata grozi bronią nuklearną. Nie od rzeczy tu przypomnieć, że przed ponad 40 laty w Polsce stan wojenny wprowadzali pod radzieckim naciskiem partyjni liberałowie, ale nie stanowi to różnicy dla rodzin górników, poległych w obronie Kopalni Wujek.    

Wszystko płynie – to nie tylko tytuł powieści Wasilija Grossmana, napisanej jeszcze w radzieckich czasach, wydanej ostatecznie w “samizdacie”, a trafnie i uczciwie opisującej dylematy społeczeństwa rosyjskiego w dobie stalinizmu. Władimir Putin nie jest ostatnim w dziejach prezydentem Rosji. Aktywnym sposobem oddziaływania na przyszłość wydaje się wsparcie jego oponentów. Skoro przystaje na to polska opinia publiczna, brak powodów, żeby przyjaznego uchylenia przed nimi drzwi zaniechać.

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 2

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here