Raport Marcina Liberadzkiego dotyczący uzbrojenia armii polskiej w kontekście wojny na Ukrainie, jaki udało nam się zdobyć, nie zawiera optymistycznych konkluzji. Chociaż autor cieszy się, że premier Mateusz Morawiecki ogłosił przekazanie Ukrainie 30 czołgów PT-91 “Twardy” oraz czternastu Leopardów. Z kolei w Davos prezydent Andrzej Duda nie taił, że już wcześniej “wysłaliśmy na Ukrainę ponad 26O naszych starych czołgów (..) To było więcej, niż na co nas było stać. Nie mieliśmy tych czołgów w naszych rezerwach. Zabraliśmy te czołgi z naszych stałych jednostek wojskowych” [1].
“W latach 2014-21 nastąpiła zauważalna wyrwa w zamówieniach uzbrojenia, nie mówiąc już o produkcji nowych typów. Po 2014 (aneksja Krymu) poprzestano na typach zakupionych w czasach rządów SLD-PSL i wcześniej (z czasów PRL) (..) anulowano zakup śmigłowców wielozadaniowych z Francji, ale zamiast zastąpić je innym typem, dopiero w 2022 zamówiono śmigłowce Augusta (..). Tak jakbyśmy sami nie wierzyli we własne ostrzeżenia, że Rosja może posunąć się dalej. Gdyby ziścił się scenariusz szybkiego rzucenia Ukrainy na kolana, najbardziej prawdopodobny w lutym ub. r, to na całej długości granicy z Białorusią i Ukrainą stalibyśmy bezbronni naprzeciw armii rosyjskiej. Tym razem się udało: więcej szczęścia niż rozumu. Ubiegłoroczne zakupy są o 3-4 lata spóźnione, ten sprzęt dopiero m a b y ć, zasadniczo efekty dozbrojenia się odczujemy w 2026 r. (przy założeniu, że dostawy przebiegną planowo)” – wykazuje autor raportu dr hab Marcin Liberadzki, wykładowca Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie oraz doradca ds. ekonomicznych Marszałka Senatu RP Tomasza Grodzkiego [2].
Na razie bezbronni, za parę lat silni
Zakontraktowane w 2020 r. 32 myśliwce F-35, z których zakupem nie wiąże się zresztą żadna umowa offsetowa, dająca miejsca pracy w rodzimym przemyśle, przylecą do Polski w latach 2026-30. Zaś 250 czołgów Abrams, załatwionych w ub. r. zostanie nam dostarczonych w latach 2025-26. Pochodzące z zasobów US Marine Corps używane Abramsy starszej wersji otrzymamy do 2025 r. Z Korei Południowej możemy się spodziewać w latach 2025-26 dostawy 180 czołgów K2 i w tym samym czasie armato-haubic K9. Od br. przez piętnaście lat otrzymywać będziemy wyrzutnie rakiet “Chunmoo”, stanowiące koreański odpowiednik systemu artylerii rakietowej HIMARS.
Zdaniem autora raportu Marcina Liberadzkiego, doradcy ds. ekonomicznych Marszałka Senatu, do 2026 r. jesteśmy więc “zasadniczo bezbronni”, dopiero potem staniemy się bardzo silni. To Ukraina, broniąc się, podarowała nam bezcenny czas. Rewanżujemy się jej, przekazując sprzęt, którego na razie nie ma nawet czym zastąpić. Jednak w kwestii wspierania sąsiada, napadniętego przez Rosję, społeczeństwo polskie wykazuje zgodność, której próżno szukać w innych sprawach a nawet w… innych sojuszniczych krajach.
Za trwałym wspieraniem Ukrainy przez państwa NATO i Unii Europejskiej nawet za cenę wyrzeczeń opowiada się 82 proc Polaków, podczas gdy zaledwie 42 proc Niemców, przy czym w landach byłej NRD odsetek ten jest jeszcze niższy (30 proc) i przeważają tam przeciwnicy pomocy (54 proc), których w całej Bundesrepublice też sporo: 39 proc. W Polsce zaś Ukraińcom nie chce pomagać w odparciu inwazji zaledwie 12 proc indagowanych przez ośrodek demoskopijny IPSOS [3].
Żeby jednak to robić skutecznie, trzeba mieć czym.
Na dostawach zarobi robotnik: ale z Korei, nie z Radomia
Zaniechania, wykazane w raporcie dra Liberadzkiego, obciążają kolejne rządy: Ewy Kopacz, Beaty Szydło oraz Mateusza Morawieckiego. Ministrami obrony byli wtedy Tomasz Siemoniak, Antoni Macierewicz i obecnie Mariusz Błaszczak. Raport Marcina Liberadzkiego nie skupia się jednak na odpowiedzialności personalnej, lecz wnioskach systemowych. Nie tyle bowiem się rozbroiliśmy, co przestaliśmy się zbroić – na czas trzech rządów, dwóch z PiS a przedtem jednego z PO. A kto nie idzie naprzód, ten się cofa, zwłaszcza w branży, w której tak szybko pojawiają się nowe generacje sprzętu.
Zamiast je nabywać, rządzący z PiS wydawali pieniądze na przekop Mierzei Wiślanej (2 mld zł) oraz przygotowania do budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego (1 mld zł), co autor raportu wypomina im bezlitośnie. “Źle alokowano środki i dopiero w 2022 r. zabrano się za skokowe odtwarzanie utraconego potencjału przemysłu zbrojeniowego z lat 70.-80. i poł. 90”. Szokuje może przywoływanie w pozytywnym kontekście stanu zbrojeniówki z czasów PRL, ale o tym będzie jeszcze mowa: raport nie czyni tego bez uzasadnienia.
Co zdumiewające, w przaśnych czasach socjalizmu produkcja i handel bronią stały akurat na wysokim poziomie.
Dopiero po zmianie ustrojowej zdegradowany został Radom, główne centrum rodzimego przemysłu zbrojeniowego, o którego los upominał się przed ostatnimi wyborami wieloletni poseł i eurodeputowany z tego właśnie okręgu a teraz organizator ruchu społecznego na rzecz odrodzenia Powszechnego Samorządu Gospodarczego i zbudowania reprezentacji polskiej klasy średniej, ekonomista i przedsiębiorca dr Dariusz Grabowski.
Niestety, cechą obecnie zawieranych umów na dostawy broni i uzbrojenia dla Polski pozostaje brak offsetu, na co zwraca uwagę dr Liberadzki. Rodzimy przemysł zbrojeniowy za ich sprawą wcale się nie odbuduje. Jeśli zarobi robotnik, to południowokoreański względnie francuski (znad Sekwany kupujemy nie tylko z opóźnieniem Augusty, o czym była już mowa, ale i satelitę ostrzegawczego).
Co ciekawe, opozycja antykomunistyczna w dobie poprzedniego ustroju potrafiła wykorzystać priorytet, jaki decydenci przyznali wysyłaniu broni… wcale nie do krajów uznawanych za postępowe. Lecz do tych, co oferowały za nią twardą walutę. Rządzący wtedy specjalnie wykształceni nie byli, ale liczyć umieli.
Jak opozycja wykorzystała handel bronią w PRL
Dzięki interesom PRL jako producenta i eksportera broni, masowo sprzedawanej wtedy nie tylko państwom socjalistycznym, ale i tym nominalnie wrogim, w latach 80 przetrwała w pracowni rzeźbiarza Zbigniewa Maleszewskiego drukarnia tłocząca egzemplarze podziemnego “Przeglądu Wiadomości Agencyjnych”. Wykorzystano fakt, że władza potrzebowała pośredników we własnym i zyskownym procederze. Jak opowiadał o tym sam artysta: “(..) mój przyjaciel Francuz, z pochodzenia Polak, zorganizował z drugim Francuzem taką agencję handlową. Handlowali bronią. I ten Francuz Henryk przyszedł do mnie (..) Henryk Wierniewski, architekt, mój młodszy kolega. Poznałem go w Paryżu. No, i tutaj zwrócił się do mnie, że ma pewne spotkania z powiedzmy dygnitarzami zagranicznymi, oczywiście wojskowymi, nie chce w hotelu sali wynajmować na te spotkania, ponieważ tam są podsłuchy, a tu będzie bez podsłuchów. Zgodziłem się. Raz w miesiącu takie spotkania się odbywały. Ale to było tak, że przyjeżdżali generałowie czy to z Korei Południowej czy z Arabii Saudyjskiej, no i nasi polscy generałowie, którzy z nimi prowadzili transakcje. I to nas uchroniło przed aresztowaniami, przed zlikwidowaniem tej drukarni, ponieważ ważniejsze były sprawy wojskowe, bo nieoficjalnie władze handlowały bronią. Czołgi ze Śląska szły całymi statkami do Arabii Saudyjskiej (..). Cała akcja trwała parę lat i agenci nas nie tykali, choć chodzili tutaj” [4]. Z Arabią Saudyjską i Koreą Płd. wtedy PRL nie utrzymywała nawet stosunków dyplomatycznych, ale rządzący wówczas generałowie zarabiali na sprzedawaniu im broni, chociaż wiedzieli, że nieuchronnie wymierzona będzie w ich postępowych sojuszników: Irak Saddama Husajna oraz KRL-D dynastii Kimów. Pieniądz nie śmierdzi, jak odkryli już starożytni. Co w tym wypadku okazało się zgodne z polską racją stanu, bo dawało pracę robotnikom i dewizy ubogiemu państwu.
Zaś wspomniany przez rzeźbiarza i gospodarza podziemnej drukarni Zbigniewa Maleszewskiego architekt Henryk Wierniewski, urodzony w Toruniu w 1937 r. a wykształcony w Paryżu, od 1958 r. na stałe za granicą, we Francji a w latach 1967-1992 w Afryce (gł. w Kongu-Zairze), już w nowej Polsce otrzymał srebrny Medal Odbudowy Polski – oficjalnie za wspieranie Muzeum Wojska Polskiego, Zamku Królewskiego oraz Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku, co mniej tu istotne, ale co ważniejsze – licencję na legalny już handel bronią produkowaną w firmie Bumar-Łabędy. Jak czytamy w publikacji o “PWA”: “Kilka lat później okazało się, że broń ta nie trafiła do deklarowanego odbiorcy, ale do Birmy a państwo to jest objęte embargiem Unii Europejskiej. H. W. został wtedy oskarżony o fałszowanie dokumentów tej transakcji i stanął przed sądem w Katowicach, nie został jednak skazany. Według dziennika “Super Express” z grudnia 2002 r. był on wieloletnim agentem wywiadu Służby Bezpieczeństwa PRL” [5]. Po co o tym wspominać, skoro rzecz działa się lat temu 20-40? Otóż zarówno dla pozbawionych szerszych horyzontów władz PRL jak demokratycznych ale szybko zmieniających się rządów zaraz po 1989, produkcja i handel bronią pozostawały istotne. Później, pomimo kolosalnych zysków, licznych miejsc pracy i możliwości offsetowych, stracono dla nich zainteresowanie. Dopiero niedawno obudziła nas w trybie alarmowym Ukraina.
W sam raz na defiladę i wojskowy festyn
Okazuje się to jednak przebudzeniem z koszmaru. Skoro poważny raport Marcina Liberadzkiego stwierdza bez ogródek, że jeszcze co najmniej przez trzy lata: “Jesteśmy zdani na łaskę sojuszników z NATO, ale przede wszystkim Ukraina broniąc się podarowała nam bezcenny czas, którego tak zabrakło II RP w 1939 r, bo Centralny Okręg Przemysłowy miał ruszyć pełną parą dopiero w l. 1941/42” [6]. Ale wtedy wojska niemieckie stały już na siedemnastym kilometrze pod Moskwą na Szosie Wołokołamskiej, a szczęśliwsi od kolegów szturmujących tę redutę żołnierze wermachtu zamiast mrozu doświadczali – w roli zdobywców – uroków Paryża.
Najsurowiej, również w kontekście groźnego historycznego porównania, brzmi konkluzja raportu Liberadzkiego: “Rząd PiS na spotkanie z historią wysłał Polskę niedozbrojoną, ale nie omieszkał zadbać, aby dostawy pojedynczych egzemplarzy czołgów K2, armato-haubic K9, używanych Abramsów i samolotów FA-50 już nastąpiły w końcu 2022 r. bądź w najbliższych tygodniach br. Przewiduję, że te egzemplarze, jeszcze raz podkreślę – niewpięte w system Wojska Polskiego, będą uczestniczyć w niekończących się paradach i piknikach, zaświadczając o “potędze” WP i “pompując” osobę wicepremiera i Ministra Obrony Narodowej [Mariusza Błaszczaka – przyp. ŁP], której wizerunek może stanowić istotne wsparcie w kampanii wyborczej” [7].
Zaświadcza o tym niestety znany już harmonogram dostaw. Francuskie satelity rozpoznania służyć będą Polsce, gdy znajdą się na orbicie, co nastąpi w 2027 r. Koreańczycy na dostawę wszystkich szkolno-bojowych samolotów FA-50 mają jeszcze pięć lat, a odpowiednika HIMARS czyli wyrzutni rakiet “Chunmoo” – to nie żart – nawet piętnaście. Putin jeśli pozostanie u władzy, będzie miał wtedy 85 lat, więcej niż teraz prezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden.
Lepiej rzecz się ma z prestiżowymi zestawami przeciwlotniczymi “Patriot”, bo osiągnięcie wstępnej gotowości operacyjnej baterii dostarczonych w ub.r. przewidziane jest na 2023/24. Z kolei system “Narew” wbrew swojskiej nazwie złożony z brytyjskich pocisków CAMM, gotowość bojową uzyska w przyszłym roku. “Tarcza Polski” jak się określa program, na który złożą się wspomniane systemy, dopiero się więc wykuwa.
Podobnie odległe okazują się terminy pełnego uzdatnienia sprzętu wytwarzanego w kraju. Rozpoczęcie seryjnej produkcji przez Hutę Stalowa Wola Bojowego Wozu Piechoty “Borsuk” rozłoży się na lata 2023-30. Borsuki mają zastąpić w naszych jednostkach zmechanizowanych poradzieckie BWP-1, z których wiele już przekazaliśmy Ukrainie.
O źródłach słabości wiele mówią opisane w raporcie perypetie czołgu – nomen omen – Twardy. Wyprodukowano go 230 sztuk w latach 1994-2003. Co więcej, w kolejnym roku “ZM Bumar-Łabędy podpisały kontrakt na dostawę tych czołgów do Malezji (48 szt.). Ale po wykonaniu kontraktu, produkcję wygaszono i Polska utraciła zdolność produkcji czołgów. Zaraz potem upadły zakłady PZL Wola, jedyny producent silników czołgowych. Brak takich zdolności boleśnie odczuwamy dzisiaj, dlatego, że ten, kto produkuje czołgi, dyktuje warunki (vide: Niemcy i USA). A bez nowych wozów Ukraina nie odwojuje utraconych ziem” [8].
O tym, że na przylot nowoczesnych samolotów bojowych do Polski i ozdobienie ich naszą piękną biało-czerwoną szachownicą przyjdzie długo poczekać, była już mowa. A co do tego czasu zrobimy? Mianem jedynych pełnowartościowych samolotów bojowych, które mogą bronić przestrzeni powietrznej Polski, dr Marcin Liberadzki określa 48 sztuk myśliwców F-16, na które kontrakt podpisano… dwadzieścia lat temu, tyle, że wtedy udało się z offsetem, co obecnie rządzącym już nie wychodzi, pomimo tak licznych prospołecznych deklaracji.
Uzupełniają tę flotę powietrzną posiadane od 1989 r. myśliwce MiG-29, wtedy nowoczesne: uzupełniliśmy ten poradziecki park maszynowy, wymieniając się z Czechami – jak w szkole znaczki za naklejki. Daliśmy im dziesięć śmigłowców Sokół, a wzięliśmy od nich jeszcze 10 tychże MiG-ów. Najzabawniejszy wydaje się transfer sprzed dziewiętnastu lat, kiedy to Niemcy za symboliczne euro za każdego przekazali nam kolejne 22 MiG-i-29 z demobilu rozwiązanej czternaście lat wcześniej Narodowej Armii Ludowej nieistniejącej już NRD. Wiadomo przecież, że myśliwiec jak wino – im starszy, tym lepszy.
Jakieś pytania? – zwykli mówić w takich razach akademiccy wykładowcy, a to przecież jeden z nich raport sporządził…
Dysproporcja pomiędzy powszechnie wyrażaną przez polskie społeczeństwo wolą pomocy Ukrainie i niechęcią do ustępowania przed agresywną polityką Rosji a realnym stanem możliwości polskiej armii stanowi wyzwanie nie tylko dla polityków, bo oni swoje szanse już przespali. Za nadrabianie wieloletnich zaniedbań zapłaci teraz polski podatnik. Oby zyskał w zamian za to poczucie zwiększonego bezpieczeństwa, a rodzimy przemysł zbrojeniowy – szansę na odbudowę. Dumni z “miękkiej siły”, jaką okazaliśmy, z empatią i poświęceniem przyjmując masowo uchodźców ukraińskich, zadbać musimy również o tę militarną, którą symbolizuje czołg o wdzięcznej nazwie Twardy…
[1] Duda w Davos… Konkret 24 z 17 stycznia 2023
[2] Marcin Liberadzki. Kto i kiedy dokonał zakupów kluczowego uzbrojenia dla Wojska Polskiego. Warszawa, 30 stycznia 2023 roku. Materiał w dyspozycji autora artykułu
[3] sondaż IPSOS dla OKO.press i TOK.FM 16-21 grudnia 2022
[4] Pod okiem służb. Jan Doktór rozmawia ze Zbigniewem Maleszewskim [w:] Przegląd Wiadomości Agencyjnych 1984-1990. Przerwana historia ilustrowanej bibuły. Praca zbiorowa pod redakcją Jana Bryłowskiego i Jana Doktóra. Wydawnictwo Dom na Wsi, Ossa 2009, s. 179
[5] Przegląd Wiadomości Agencyjnych… op. cit, s. 179
[6] Marcin Liberadzki… op.cit
[7] ibidem [8] ibidem