Paweł Kukiz niespodziewanie powraca do realnej polityki, wraz z pomysłem komisji śledczej. Gdy głosował zawsze z PiS, istniał już tylko wirtualnie: w sieciowych komentarzach pozostawał jednym z negatywnych bohaterów internautów. Trudniej przyjdzie mu zabiegać o poprawę wizerunku.
Z rachunku głosów w Sejmie nie wynika jednak, żeby nawet wolta Kukiza i jego mikroskopijnego koła miała doprowadzić do powołania komisji śledczej do spraw inwigilacji. Z dużej chmury mały deszcz.
Przed siedmiu laty rockman Paweł Kukiz zajął trzecie miejsce w wyborach prezydenckich z poparciem 21 proc głosujących. Jesienią tego samego 2015 r. – znów jako trzecia siła – wprowadził do Sejmu ponad czterdziestu posłów. Skupił wokół siebie wolnościowców i narodowców, zwolenników odbiurokratyzowania gospodarki i samorządowców, entuzjastów zmian prawa wyborczego i antyszczepionkowców. Chociaż przed laty nagrał szydliwą piosenkę “ZChN zbliża się”, potem przekonał do siebie wielu działaczy tego właśnie ugrupowania. Podobnie jak wcześniej bankowiec Andrzej Olechowski (drugi w wyborach prezydenckich z 2000 r.) czy później Szymon Hołownia (trzeci w 2020 r.) zyskiwał dodatkową popularność dzięki temu, że coś jeszcze poza uprawianiem polityki potrafi. Celebryta, piosenkarz i aktor, w tych rolach najmocniej zakorzeniony w pokoleniu rówieśników (urodził się w 1963 r.) przekonał do siebie wielu młodych wyborców. Wspierał go również jednak bohater Powstania Warszawskiego i więzień sowieckich łagrów specjalista od skutecznego zarządzania prof. Witold Kieżun. Do Sejmu rockman wprowadził m.in. Janusza Sanockiego, zapraszającego tam środowiska poszkodowanych przez wymiar sprawiedliwości – niestety już już nieżyjącego – a także stanowczego przeciwnika niszczącej polskie hodowle “piątki Kaczyńskiego”, ostatecznie utrąconej nowelizacji ustawy o ochronie zwierząt, Jarosław Sachajko. Tyle, że Kukiza cechuje również niepowtarzalna zdolność marnowania tego, co już zdobył.
Gdy się bowiem w polityce zakotwiczył, wielokrotnie zawiódł swoich zwolenników, którym swego czasu obiecywał poprawę jakości polskiej polityki, upowszechnienie referendów i zabiegi o okręgi jednomandatowe do Sejmu.
Klub Kukiz’15 rozpadał się w tempie równie zawrotnym jak w poprzedniej kadencji formacja Janusza Palikota. Pomimo to w Sejmie obecnej kadencji Kukiz się znalazł, dzięki koalicji z Polskim Stronnictwem Ludowym Władysława Kosiniak-Kamysza, który jako jedyny zbudował szersze listy z udziałem m.in. przedsiębiorców i uzyskał od wyborców bonus za koncyliacyjność poprawiając wynik z 5 proc (w 2015 r.) na 9 proc (2019). Już w Sejmie jednak sojusznicy się pokłócili. Kosiniak-Kamysz pozostał z większością klubu, Kukiz z garstką swoich stworzył koło. Na ulicy czasem witał się zdawkowo z tymi, którym jeszcze niedawno entuzjastycznie proponował start z poparciem swojej formacji.
Surowiej jeszcze oceniają go wyborcy, jak wynika z niewybrednych często komentarzy sieciowych. Kukiz po zawarciu wirtualnego raczej porozumienia programowego z PiS głosuje razem z formacją rządzącą, dając jej tym samym większość w Sejmie. Drastyczny wyraz przybrało to przy okazji niedawnej reasumpcji głosowania, kiedy to posłowie od Kukiza raz zagłosowali tak, a już w powtórce przeciwnie.
Teraz, gdy wybuchła afera z inwigilacją systemem Pegasus – Paweł Kukiz znalazł sposób na powrót z polityki wirtualnej do realnej. Stara się wraz ze swoimi, choć realnie dysponuje już tylko 3-4 szablami sejmowymi, języczkiem u wagi. Gotów jest zagłosować za powołaniem komisji śledczej pod warunkiem, że zajmie się ona nie tylko Pegasusem, którego zakup i zastosowanie nastąpiły za rządów PiS, ale także praktykami inwigilacji po 2007 r. kiedy to przez pierwszych osiem lat rządziła PO z PSL. Otwarta wydaje się nawet droga do kompromisu: wystarczy zmiana tej początkowej daty na 2005, a czas badania wspomnianych praktyk przez komisję śledczą obejmie pierwsze rządy PiS i tym samym jej powołanie stanie się do przyjęcia dla wszystkich z wyjątkiem partii obecnie rządzącej.
Perspektywa to nader obiecująca. Paru posłów partii rządzącej nie trafi w klawisze lub zakulisowo da się przekonać – były minister rolnictwa Jan K. Ardanowski już teraz pod nazwiskiem zaświadcza, że Pegasusa nie da się zamieść pod dywan – i Paweł Kukiz pomimo wyraźnego syndromu wypalenia zawodowego i braku poparcia społecznego (sondaże zwykle dają jego szczątkowej formacji 1 proc) powraca w roli trzeciej siły w polskiej polityce.
Tu jednak pojawia się problem. Wprawdzie klub PiS liczy 228 posłów, jednak wraz z nimi zwykle głosują osławiony bohater afer Łukasz Mejza pomimo odwołania go z funkcji wiceministra sportu oraz Zbigniew Ajchler. Jeśli użyć języka międzywojennych matematyków, czyni to doskonałą równowagę – 230 do 230. Co na powołanie komisji śledczej nie pozwala. Dodatkowy problem polega na tym, że przy podobnej liczbie głosów zwykle lepiej mobilizowali się posłowie PiS niż opozycji. Jednym słowem, z dużej chmury mały deszcz.
Rehabilitacja Pawła Kukiza okaże się więc najpewniej zabiegiem nieudanym. O jego ocenę wciąż trzeba pytać jego 3,1 mln wyborców z głosowania prezydenckiego sprzed siedmiu lat a nie tylko rozgorączkowanym liczeniem mandatów posłów z opozycji. Rockman i celebryta, dawny lider zespołu “Piersi”, który zagrał też w kryminale Juliusza Machulskiego “Girl guide” rolę pochodzącego z gór nauczyciela angielskiego, wplątanego w międzynarodową aferę szpiegowską, przez lata sejmowej aktywności destruował własny wizerunek. Z dnia na dzień nie da się go teraz poprawić.
Zwłaszcza, że rządzący… duszy Kukiza łatwo nie oddadzą. W czwartek po południu Marek Suski zaprezentował poselski projekt ustawy, rezerwującej 80 proc czasu antenowego w stacjach radiowych dla muzyki polskiej w prime timie. To oczywisty ukłon pod adresem Pawła Kukiza. Od dawna domagał się on podobnych regulacji. Zmienią one zasadniczo również podział tantiemów. Na biednego nie trafiło.