To w Poznaniu 28 czerwca 1956 r. rządząca krajem Polska Zjednoczona Partia Robotnicza wbrew nazwie użyła wojska, milicji i służb bezpieczeństwa przeciw robotnikom, krwawo tłumiąc ich protest.
Wydarzenia czerwcowe dały początek powojennej historii Polski, skoro fakty wcześniejsze, jak walka ze zbrojnym podziemiem czy represje stalinowskie wpisywały się jeszcze w okupacyjną narrację, a skazywanym często zarzucano kłamliwie związki z Niemcami.
Początek nowoczesnej historii Polski
Robotnicy poznańscy otworzyli nową perspektywę upominania się suwerena o swoje prawa.
Z jednej strony użyli przeciw władzy pochodzącej z marksizmu zasady, że są klasą przodującą, o czym słyszeli w radiu i na masówkach. Z drugiej – pochód, do którego sygnał dała fabryczna syrena zakładów Cegielskiego przejściowo wtedy noszących imię Stalina, poszedł tradycyjną trasą międzywojennych przemarszów robotniczych.
Celów protestu nie osiągnięto w Czerwcu ’56, ale część haseł poznańskich robotników wprowadzono w życie jeszcze w Październiku tego samego roku, kiedy to wspólne wystąpienia w całym kraju przyniosły złagodzenie represji, poszerzenie suwerenności Polski wciąż w ramach bloku radzieckiego a także uwolnienie prymasa Stefana Wyszyńskiego i wielu innych więźniów.
Czerwiec – pierwszy gwałtowny protest pracowniczy – nie okazał się ostatnim. W Grudniu ’70 na Wybrzeżu oraz w kolejnym Czerwcu ’76 w Radomiu komitety partyjne nie tylko zdobywano jak w Poznaniu ale palono, a robotnicy osiągali chociaż ograniczone cele: w pierwszym wypadku zastąpienie odpowiedzialnego za ich masakrę Władysława Gomułki przez pragmatycznego technokratę Edwarda Gierka, w drugim – cofnięcie podwyżki cen żywności, które, podobnie jak jej wcześniejsze wprowadzenie, ogłosił w telewizji ten sam premier Piotr Jaroszewicz.
Wszystkie te doświadczenia skumulowały się w fenomenie Solidarności. Kiedy obowiązywała już zasada, wypowiedziana po raz pierwszy przez Jacka Kuronia: nie palcie komitetów partyjnych, zakładajcie własne. W Sierpniu ’80 robotnicy pozostali w swoich zakładach pracy, dzięki czemu zyskali własną oficjalną reprezentację. Nie pomogło to wprawdzie w sytuacji wprowadzenia stanu wojennego w ponad rok później, ale pod koniec dekady to kolejne protesty klasy wciąż oficjalnie uznawanej za przodującą, teraz rozłożone na dwie tury w maju i sierpniu 1988 r. zmusiły władze do rozmów, które z kolei utorowały drogę do zwycięstwa Solidarności w wyborach z 4 czerwca 1989 r.
Ale początek tej drogi stanowił Poznań.
Zawierał w sobie niemal wszelkie dostępne elementy protestu. Najpierw strajk, potem demonstracje uliczne, wreszcie po drastycznym użyciu siły przez władze – powstanie zbrojne. Przeciwko robotnikom użyto aż 10 tys żołnierzy. Nikogo nie oszczędzano, wśród ofiar znalazł się zastrzelony przez UB trzynastolatek Romek Strzałkowski. Z kolei o determinacji oporu świadczy fakt, że pojedynczy robotnicy bronili się z poznańskich dachów jeszcze rano 30 czerwca 1956 r.
Jak Cyrankiewicz ręce odrąbywał
Rozstrzelano moje serce w Poznaniu – napisała po tych wydarzeniach poetka a przed laty także sekretarka Józefa Piłsudskiego, Kazimiera Iłłakowiczówna.
Jeszcze mocniej dało się zapamiętać podsumowanie poznańskiej masakry przez rządzących. Premier Józef Cyrankiewicz oznajmił w przemówieniu radiowym dzień po tragicznych wypadkach, że każdy prowokator czy szaleniec, który podniesie rękę na władzę ludową, musi wiedzieć, że mu władza tę rękę odrąbie. Jak pisze jego biograf Piotr Lipiński, te “słowa wywołały wzburzenie nie tylko w Polsce. Albert Camus na wiecu solidarnościowym w Paryżu 12 lipca 1956 roku powiedział: “Jeśli rzeczywiście będzie się stosować tę karę, jak zapewnia polski premier, wkrótce rządzić będą jednoręcy” [1].
…a robotnicy tablicę z nazwiskiem Stalina zdjęli
Ferment od dawna narastał. Gnębieni podnoszeniem norm i niekorzystnym naliczaniem stawek robotnicy Cegielskiego, którym przewodził stolarz Stanisław Matyja zawczasu przygotowali transparenty. Pozostawali też w konspiracyjnym kontakcie z innymi fabrykami. Uzgodniono, że syrena zakładów da również pozostałym sygnał do protestu. Zawyła 28 czerwca 1956 r. o godz. 6,30 rano.
Nie mówiliśmy wtedy strajk lecz protestacja – opowiadał po latach Stefanowi Bratkowskiemu Matyja [2].
Wbrew lansowanej przez komunistyczną propagandę tezie, że protest miał początkowo charakter socjalny, a elementy polityczne wnieśli później prowokatorzy – wychodzący z fabryki “cegielszczacy” zdjęli z bramy tablicę z nazwą: “Zakłady im. J. Stalina”.
Tłum gęstniał, pochód ruszył na Komitet Wojewódzki PZPR. Dołączali pracownicy innych zakładów. Robotnicy wierzyli, że ponieważ właśnie odbywały się Międzynarodowe Targi Poznańskie, świat dowie się o ich proteście. Co charakterystyczne, w imię tej samej nadziei, strajkujący robotnicy Ursusa w dwadzieścia lat później zatrzymali na stacji kolejowej ekspres międzynarodowy i rozkręcili szyny, żeby nie odjechał. Stanowiło to reakcję na odcięcie przez władze wszystkich telefonów w mieście.
Na widok samochodów z zagranicznymi rejestracjami skandowano więc w Poznaniu tyleż entuzjastycznie co niepoprawnie “viva a la France”, a może raczej toporny ubek, jeden z wielu, z których raportów pochodzą szczegóły poznańskich wydarzeń, wadliwie to zapisał. Jemu wierzyć nie musimy, za to bohaterowi historii, przywódcy cegielszczaków Matyi powinniśmy.
Lenin twarzą do ściany
Po paru godzinach demonstracji jak relacjonował Stanisław Matyja “grupa ludzi wpadła do Komitetu Wojewódzkiego (..) – po chwili otworzyły się okna i wołano: “Patrzcie, jak oni tu żyją”. Pokazywano zastawy i potrawy, szynki, wódkę i inne przysmaki. Ludzi to podnieciło, bo walczyli o chleb, o sprawiedliwe normy, o ludzkie traktowanie, a tu władza niby ludowa używa sobie wszystkiego” [3]. Znaczące, że bliźniaczo podobne doświadczenie stanie się w dwadzieścia lat później udziałem robotników Radomia, których po szturmie na partyjny komitet zbulwersuje z kolei mnogość wędlin w partyjnym bufecie, całkiem wtedy niedostępnych w sklepach.
Robotniczy zdobywcy poznańskiego komitetu partii od ośmiu lat mającej w nazwie słowo “robotnicza” popiersie Lenina wewnątrz gmachu odwrócili twarzą do ściany, “(..) zapewne dlatego, by nie patrzył na to, co się dzieje” – konkluduje Paweł Machcewicz w swojej książce o wydarzeniach 1956 roku [4].
Pierwsze ofiary śmiertelne padły, gdy do robotników strzelali ze swojej siedziby funkcjonariusze UB. Protest krwawo stłumiło wojsko, z masowym użyciem czołgów i innego ciężkiego sprzętu.
Wydarzenia poznańskie określono później mianem “czarnego czwartku”. Jednak ofiara krwi wtedy przez robotników poniesiona nie okazała się daremna. Od tego momentu bowiem komunistyczna władza już tylko się cofała, chociaż bohaterom Poznania nawet na sam pomnik poległych przyszło czekać ćwierć wieku zaś na upadek ustroju za ich śmierć odpowiedzialnego – jeszcze ponad trzydzieści lat.
[1] Piotr Lipiński. Cyrankiewicz. Wieczny premier. Wyd. Czarne, Wołowiec 2016, s. 147
[2] Stanisław Matyja. Działaliśmy jawnie i głośno [w książce zbiorowej:] Październik 1956. Pierwszy wyłom w systemie. Bunt, młodość i rozsądek. [red:] Stefan Bratkowski. Prószyński i S-ka, Warszawa 1996, s. 91
[3] ibidem, s. 93
[4] Paweł Machcewicz. Polski rok 1956. Oficyna Wydawnicza Mówią Wieki, Warszawa 1993, s. 94