Z Rafałem Grupińskim o najnowszym tomie jego wierszy rozmawia Łukasz Perzyna
– Tytuł wydaje się sugerować pewien skandal, skoro brzmi “Bogini Jezus”, a autorem wierszy jest znany polityk. Lektura jednak pokazuje, że nie tylko nie są to wiersze o instytucji Kościoła czy ulicznych protestach, ale wprost utwory zanurzone w chrześcijańskiej symbolice i tradycji. Dlaczego więc tak Pan swój tomik nazwał?
– Mam za sobą długą historię pisania wierszy, od czasu nauki w liceum w wielkopolskich Szamotułach. Większość z ówczesnych prób uznaję dziś za nieudane, chociaż już wtedy stworzyliśmy w szkolnym gronie ciekawą grupę przyjaciół, z najważniejszym z nas, Januszem Kasprem, piszących wiersze, układających muzykę do nich, założyliśmy też kabaret, do którego pisaliśmy teksty. Niedawno, na strychu rodzinnego domu we Wronkach, odnalazły się niespodziewanie zeszyty z notatkami z tamtych czasów, tzw. notatniki akademickie, które miały duży format, więc świetnie się w nich pisało i szkicowało. Przechował je mój ojciec. Pojawia się w nich, oprócz licznych notatek z lektur czy cytatów z książek, zarówno w zapiskach dziennych jak i w wierszach, motyw śmierci, fizycznie odczuwalnego zanikania i przemijania w czasie, zapadania w nicość. Wiąże się to na pewno z tradycją wiary, silnie obecnej w moim dzieciństwie i jej religijnymi rytuałami. Z tych też czasów pochodzi moje przekonanie, że wprawdzie duchowość wyznacza porządek świata, tu Słowacki miał rację, lecz w wymiarze indywidualnym, materia okazuje się silniejsza. Już wtedy pojawia się w moich wierszach “Pani od Niczego Złego”, która jako poetycki motyw i temat, towarzyszy mi od pięćdziesięciu lat. Wynika to między innymi i z tego, że śmierć w naszym języku i kulturze jest kobietą. Pozostaje rodzaju żeńskiego. W niemieckiej kulturze jest inaczej: der Todt, śmiercią rządzi pierwiastek męski. Bogini Jezus to nie żadna postać, lecz połączenie żeńskiego w naszym języku wymiaru śmierci – i nadziei, że życie wieczne istnieje, którą symbolizuje Chrystus. Jestem człowiekiem wierzącym, nigdy tego nie ukrywałem. Nie ma sprzeczności w tym, o co Pan pyta. Domyślam się, że figura Bogini Jezus może być kontrowersyjna. Tytuł zawiera w sobie dialektykę, skoro łączy śmierć… z nieśmiertelnością, a przyznajmy – żaden językowy rodzaj nie dotyka Absolutu.
– Znajduję u Pana wątek podróży do Ziemi Świętej, w polskiej literaturze utrwalony od stuleci, w Pana wierszach jeśli nie dosłowny to metaforyczny?
– Ma Pan rację, ten wątek jest ważny. Wiąże się też z jednym konkretnym pobytem w Izraelu, chyba w 1998 r, wraz z ojcem Andrzejem Koprowskim, jezuitą, potem szefem radia watykańskiego. Niedawno przeglądałem zdjęcia z tej podróży, też odnalezione w jednej z szuflad, tak jak tamte notatniki akademickie, nieco dotknięte przez czas, więc pracowicie powkładałem je w książki, żeby je rozprostować. Jednak i bez zdjęć chętnie wracam do tamtej podróży. Przewodnikiem naszym był profesor Molinari, archeolog z Rzymu i jezuita. Codziennie rano, gdy dokądś się wybieraliśmy, czytał nam przy śniadaniu fragment Ewangelii, dotyczący tego celu naszej podróży, a potem przekładał to na język wiedzy historycznej i jej archeologicznych dowodów. Mieszkaliśmy na brzegu jeziora Genezaret w willi, w pięknym miejscu, z widokiem na wzgórza Golan, które także odwiedziliśmy. Prof. Molinari pokazywał nam np. wszystko, co wiąże się ze słynnym Kazaniem na Górze. Zwiedziliśmy także m.in. niezwykle ciekawe ruiny starożytnego miasta Seforis, przy którego budowie najprawdopodobniej pracował, jako cieśla, św. Józef. Niezwykły charakter tej podróży polegał na tym, że przekonałem się, jak można przekładać cytaty z Ewangelii, przez wielu traktowane jako przenośnie, na konkrety kultury materialnej dawnego Izraela. Po latach byłem ponownie w Jerozolimie, ale już w delegacji oficjalnej, z premierem Donaldem Tuskiem, który jako historyk okazał się świetnym rozmówcą w trakcie chwil zwiedzania. Osobiście, mimo iż prowadziłem wykłady z historii kultury i z tego okresu, odzywałem się pewnie najrzadziej, ponieważ pojechał z nami prof. Władysław Bartoszewski, a również prof. Marian Turski, który opowiadał o dawnym Izraelu z takim znawstwem, że wolałem go słuchać. Z Góry Oliwnej pokazywał nam Jerozolimę i opowiadał dramatyczną historię miasta, pełną także anegdot. To niezapomniane przeżycie. Na zachowanym zdjęciu stamtąd, stoję patrząc na starą Jerozolimę z Marianem i z min. Sławkiem Nowakiem. To prawda, że podróże do Ziemi Świętej zawsze mnie inspirowały. Czytywałem apokryfy, nie tylko Ewangelię. Studiowałem dzieje sekt z początków chrześcijaństwa, w tym esseńczyków, czytałem tłumaczenia zwojów z Qumran, gdzie zresztą wciąż się mnożą odkrycia, czy gnostyckich tekstów z Nag-Hammadi… W powieści, którą teraz piszę, występuje jednak nie Jerozolima czy rzymskie Seforis, lecz św. Augustyn i Afryka Północna u schyłku Cesarstwa, w czasie, kiedy Wandalowie łupią Rzym.
– Barbarzyńcy…
– Łupią Rzym, chociaż oszczędzają przy tym wszystkich, którzy schronili się w kościołach.
– Dlaczego tak postępują?
– Wandalowie byli w większości arianami, na pewno ich przywódcy, o czym mało kto pamięta.
– Zawsze znajduje Pan jaśniejsze strony rzeczywistości, chociaż Pana tom wierszy opowiada o ostatecznych celach i prawdach, o śmierci i jej symbolice była już mowa. Chyba wierzy Pan w dialog, skoro w jednym z wierszy Żydówka Maria rozmawia z “młodym nacjonalistą z Polski”. To trudne, ale jednak rozmawiają?
– Z tego samego wiersza da się jednak odczytać, niestety, brak wiary w dialog. Jak Pan wie po lekturze, nagle zrywa się chamsin, suchy i niszczycielski pustynny wiatr. Gdy wieje, mamy najgroźniejszą porę na najbardziej niebezpiecznej, starej drodze z Jerozolimy do Jerycha, gdzie od starożytności aż do lat pięćdziesiątych ubiegłego stulecia grasowały bandy i napadały podróżnych i transporty, a miejscowi kierowcy również dziś tego szlaku po zmierzchu nie lubią.
– Ale poeci nie opisują łatwych dróg?
– Wiersze z tego tomiku przypominają, że zło, jeśli się zakorzenia w człowieku, trudne jest do wyrwania i pokonania. Jednak w sytuacjach krańcowych, a takie tworzyła np. historia ostatniej wojny, pod wpływem okrutnych doświadczeń, niekiedy dobro w człowieku zwycięża. [Przywołał Pan rozmowę Marii z nacjonalistą z mojego wiersza. Pisarce Zofii Kossak przed wojną zdarzały się wypowiedzi antysemickie, jednak w obliczu zagłady Żydów opublikowała w 1942 roku w podziemiu słynny „Protest” w obronie ginących i współtworzyła Komitet Pomocy Żydom „Żegota”.] Uznajmy przecież, że przemiana, jaka się w człowieku dokonuje, zawsze jednak możliwa, jest czymś pięknym, chociaż łatwego optymizmu zapewne Pan w moich wierszach nie znajdzie.