Datę beatyfikacji Stefana Wyszyńskiego na 12 września br. papież Franciszek ogłosił w dniu św. Wojciecha patrona Polski. Prymas Tysiąclecia zostaje błogosławionym, co oznacza uhonorowanie Kościoła ludowego, zmuszonego do walki o przetrwanie w najtrudniejszych czasach.
Gdy Wyszyński obejmował przywództwo polskiego Kościoła w 1948 r. wokół ojczyzny zacieśniały się kleszcze stalinizmu, nikt nie znał przewidywalnej skali represji, ale też nie wątpił, że nastapią. Kiedy zasłużywszy na miano Prymasa Tysiąclecia odchodził na zawsze w maju 1981 r. wprawdzie papieżem był Polak, ale właśnie dopiero co Jan Paweł II został raniony w zamachu a możliwość radzieckiej interwencji pozostawała jednym z głównych tematów światowych przekazów.
Symbolem demontażu komunistycznego imperium zła stał się Karol Wojtyła, nie na papieskim tronie ani w sali do audiencji, lecz w pielgrzymkach po całym świecie i wśród niezmierzonych tłumów, w pierwszym w dziejach papiestwa tak pełnym dynamizmu pontyfikacie. Ale to Wyszyńskiemu z jego siłą ducha przyszło przetrwać trzy lata uwięzienia przez władze (1953-56). Uwolniony z ośrodka odosobnienia poprzez przełom październikowy, za sprawą protestów robotników żerańskiej FSO i mnóstwa innych zakładów oraz wieców studentów Uniwersytetu i Politechniki – wezwał wkrótce do głosowania bez skreśleń w styczniowych wyborach 1957 r, przekonany, że to najlepsza droga do tego, by Polska uniknęła losu Węgier rozjechanych przez radzieckie czołgi. Już w parę lat później wdał się w spór z Władysławem Gomułką o przesłanie polskiego milenium: władza w rocznicy widziała tysiąclecie państwa polskiego, Kościół – chrześcijaństwa na naszych ziemiach. Doszło wtedy w 1966 r. do rozpędzanych przez władze demostracji ulicznych, peregrynujący po parafiach obraz Matki Boskiej milicja zatrzymywała, a kleryków masowo powoływano do wojska: był wśród tych rekrutów seminarzysta z Podlasia Jerzy Popiełuszko.
Wcześniej jeszcze w 1965 r. polscy biskupi wystosowali historyczny list do niemieckich: wybaczamy i prosimy o wybaczenie. Od tego dokumentu datuje się pojednanie między obydwoma narodami, w 20 lat po wojnie, chociaż ściągnął on na Wyszyńskiego niesłychaną falę propagandowych ataków. Przed siedzibą prymasa bojówkarze powiązani z oficjalnymi organizacjami skandowali: oddaj marki.
Dopiero w pięć lat później rozwinęli inicjatywę pojednania politycy. W grudniu 1970 r. tuż przed krwawymi wydarzeniami na Wybrzeżu i odejściem ze stanowiska Władysław Gomułka podpisał z kanclerzem Niemiec Willy Brandtem układ, w którym władze NRF uznały granicę na Odrze i Nysie Łużyckiej, przynależność do Polski ziem zachodnich i północnych. Stolica apostolska uczyniła to dopiero dwa lata później, długo też nie rozstrzygnięta pozostawała kwestia obsady biskupstw na ziemiach odzyskanych. Zanim nastał Papież z Polski, Rzym nie udzielał bowiem wielkiego wsparcia kardynałowi. Wyszyński w konklawe uczestniczył jako jedyny dostojnik Kościoła z Europy Wschodniej, oddawano nawet na niego pojedyncze głosy, co więcej pojawiła się jego kandydatura do pokojowego Nobla.
Wyprowadził też polski Kościół z poważnego kryzysu moralnego, bo trzeba pamiętać, że jego poprzednik w prymasowskim fotelu August Hlond opuścił ojczyznę – a więc i wiernych – wraz z władzami sanacyjnymi we wrześniu 1939 r. szosą na Zaleszczyki, a potem bawił w Watykanie i we Francji. Zaś kwestia, czy nawet pozostali na miejscu księża i biskupi umieli odpowiedzieć na pytania związane z dylematami wojny i okupacji na miarę swojego czasu należy już do filozofii i teologii a nie sfery oceny życia publicznego. Nie miał łatwo Wyszyński w pierwszych latach prymasowskiej posługi, bo władza uruchomiła ruch “księży patriotów”, pod katolickimi hasłami przedwojenny nacjonalista Bolesław Piasecki tworzył imperium PAX jako prorządowe stronnictwo a zarazem sprawny koncern gospodarczy, nawet część hierarchii skłaniała się ku dogadaniu się z władzą pomimo faktu, że pierwszy dostojnik Kościoła przebywa za murami klasztoru w Komańczy i to nie z własnej woli, lecz na mocy arbitralnej decyzji rządzących.
Pomimo osobistych z nimi doświadczeń: przymusowej izolacji w Komańczy i innych miejscach odosobnienia, rozlicznych szykan, wielokrotnej odmowy paszportu na wyjazdy do Rzymu ale też zaproszenia Ojca Świętego Pawła VI na krajowe uroczystości milenijne – podpisywał porozumienia również z komunistami, jeśli sytuacja tego wymagała. Zawierał je w kwietniu 1950 r. kiedy tym samym uratował Katolicki Uniwersytet Lubelski i w grudniu 1956 r. gdy faktycznie poparł Gomułkę podobnie zresztą jak uczyniło to wówczas Radio Wolna Europa Jana Nowaka-Jeziorańskiego. Inaczej postąpił w tym samym czasie prymas Węgier Jozsef Mindszenty, wzywający najpierw do walki a potem chroniący się w ambasadzie amerykańskiej, ale uczynił to za cenę niemal zupełnej laicyzacji swojego kraju w następnych dziesięcioleciach. Podczas gdy Polska, pomimo przynależności do bloku radzieckiego, pozostała jedynym krajem europejskim, w którym wznoszono wtedy nowe Kościoły.
Także w sierpniu 1980 r. zaapelował o rozwagę, przekonany o silnej groźbie interwencji radzieckiej. Spotykał się też z przedstawicielami władz, mediował, ujmował za represjonowanymi, często tak dyskretnie, że sami bohaterowie interwencji o nich nie wiedzieli.
Najbliższymi doradcami Wyszyńskiego pozostawali ludzie kompromisu jak intelektualista i historyk dawny partyzant Andrzej Micewski czy prof. Romuald Kukołowicz.
Przywiązany był do kultu maryjnego i masowego manifestowania wiary. Zachował wielką atencję dla religijności ludowej, najprostszych jej form, nawet odpustowych rytuałów, nie uważał ich nigdy za gorszą formę katolicyzmu. Właśnie Wyszyńskiemu przypadło w udziale przeprowadzenie Kościoła przez reformy drugiego soboru watykańskiego, ale też co znaczące, nie pojawiła się u nas żadna forma buntu przeciw wprowadzeniu języka narodowego do liturgii czy próba zachowania dotychczasowego rytu, Polska odbiegała pod tym względem od krajów zachodnich gdzie ducha Vaticanum Secundum przyjmowano opornie. To za prymasowskiej posługi Wyszyńskiego Polska stała się też krajem o największej liczbie powołań kapłańskich w Europie.
Zapamiętano jasnogórską homilię prymasa z 26 sierpnia 1980 r. zinterpretowaną na gorąco jako apel o przerwanie strajków (treść przekazu zmanipulowała zresztą telewizja państwowa), ale sens tego wystąpienia pozostawał głębszy – pamiętającemu obie wojny światowe ale i zbrojne tłumienie robotniczych protestów przez komunistyczne władze Wyszyńskiemu zależało na uniknięciu kolejnego rozlewu krwi a o realnej groźbie radzieckiej agresji szczerze był przekonany. Mowa z Częstochowy nie wyczerpuje też ówczesnej aktywności prymasa, pomimo wieku 79 lat tylko w historycznym sierpniu zdążył spotkać się – z każdym zresztą z osobna – z dwoma najważniejszymi sekretarzami z PZPR: odchodzącym już stopniowo Edwardem Gierkiem i jego przyszłym następcą Stanisławem Kanią. Skala tych rozmów pokazuje jego poczucie odpowiedzialności za Ojczyznę. Dramatyczne okoliczności spotkania z Gierkiem opisuje Andrzej Anusz w “Kościele obywatelskim”: gdy prymas przyjechał w umówione miejsce, ku zdumieniu tak jego samego jak gospodarza zastał pałacyk w Natolinie zamknięty. Zapewne podległe Kani służby, do których należało zorganizowanie rozmowy, zadbały, by nie odbyła się bez zakłóceń, próbując w ten sposób zwiększyć szanse swojego patrona. Wyszyński nie obraził się jednak, po dłuższej chwili niepewności prymas i sekretarz pojechali na spotkanie w rezerwowe miejsce do innego pałacyku w Klarysewie.
Wyszyński pojmował katolicyzm ludowy jako opokę, znajdując dla niego więcej zrozumienia niż dla poszukiwań intelektualistów z “Tygodnika Powszechnego”, “Znaku”, “Więzi” i Klubów Inteligencji Katolickiej czy dylematów młodzieży z duszpasterstw zapewne również dlatego, że sam wywodził się z wielodzietnej rodziny chłopskiej z Zuzeli na pograniczu Mazowsza i Podlasia, jego wiara domowa wiązała się z tradycyjną obrzędowością.
Późniejszy Papież Karol Wojtyła pochodził z rodziny inteligenckiej, głównym jego mentorem stał się arcybiskup krakowski Adam Sapieha, arystokrata i książę Kościoła, który w odróżnieniu od Hlonda nie tylko nie opuścił Polski w dniach klęski wrześniowej, ale gdy w kwietniu 1944 r. wprosił się do niego generalny gubernator Hans Frank daremnie go zachęcając do krucjaty antybolszewickiej – podjął niemieckiego wielkorządcę czarnym chlebem, tym, co jedli wtedy wierni.
Wojtyłę wyobrażamy sobie zwykle jako aktora konspiracyjnego Teatru Rapsodycznego odgrywającego w okupowanym Krakowie podziemne przedstawienia dramatów romantycznych, potem w kajaku ze studentami w roli ich duszpasterza, wreszcie jako filozofa, autora dramatów i poezji – zanim już jako Papież zaczął ściągać nieprzebrane tłumy, zapewne największe w dziejach co z uznaniem przyznają jego biografowie Carl Bernstein i Marco Politi. Wyszyński może się kojarzyć raczej z konsekracją kościołów, udziałem w chłopskich dożynkach, święceniem pokarmów i wizytowaniem zakonów, jednym słowem codziennym pasterskim trudem.
Zagraniczni znawcy doszukiwali się często rozdźwięków pomiędzy Karolem Wojtyłą, później już Papieżem Janem Pawłem II a Stefanem Wyszyńskim i jego następcą kard. Józefem Glempem, który wyszedł ze szkoły Prymasa Tysiąclecia w takim samym stopniu co Papież spod arcybiskupiej ręki Sapiehy. W istocie ich role się uzupełniały i nie było między nimi sprzeczności, działali na miarę swoich funkcji i predyspozycji. Dlatego Wyszyński – w połowie lat 50 żywy symbol oporu przeciwko uzurpacjom władzy komunistycznej i uosobienie kościelnego “non possumus” w ćwierć wieku później stał się wyrazicielem realizmu i mitygował gorące głowy. Ale cały czas chodziło o to samo, o los Kościoła nie dający się oddzielić od jego służby Narodowi. Budzący sumienia pamiętnym “niech zstąpi Duch Twój” na placu wtedy – nomen omen – noszącym nazwę Zwycięstwa Jan Paweł II i prymas Glemp w stanie wojennym deklarujący, że gotów jest boso iść i na kolanach błagać, żeby nie doszło do bratobójczego starcia, składają się na wspólną odpowiedzialność Kościoła rozumiejącego dylematy zmieniającego się społeczeństwa i nie odżegnującego się od przypadającej mu historycznej roli.
Przed stu laty Polska miała wyjątkowe szczęście do polityków, bo działający w jednym czasie, chociaż często zwalczający się nawzajem Józef Piłsudski, Wincenty Witos, Ignacy Daszyński, Ignacy Paderewski i Roman Dmowski przyczynili się do odzyskania niepodległości i utrzymania jej w chwili próby. Z podobnym bogactwem zdolności i charakterów mamy do czynienia w drugiej połowie XX wieku wśród ludzi polskiego Kościoła: dotyczy to zarówno Adama Sapiehy i Karola Wojtyły, jak Stefana Wyszyńskiego i Józefa Glempa a także kapelana robotników z Huty Jerzego Popiełuszki i duszpasterza studentów Ludwika Wiśniewskiego, wreszcie autora “Etyki Solidarności” Józefa Tischnera i poety Jana Twardowskiego. Wezwanie, żeby budować wspólnotę nie okazało się tylko pięknym apelem, to Kościół dał jej ożywczy impuls, podchwycony przez robotników Wybrzeża wystawiających portret Papieża w bramie stoczni czy studentów z majowych strajków 1988 r. obnoszących się z wydanymi w podziemiu homiliami Popiełuszki czy etyką Tischnera. Zapowiedź uhonorowania pamięci Prymasa Tysiąclecia – za sprawą pandemii i tak odłożona – stanowi kolejne przypomnienie tego fenomenu. Wyszyński uczył, nie tylko wierzących, żeby pojmować Polskę jak zadanie do wypełnienia, co w trudnym czasie aktualizuje się bardziej niż kiedykolwiek.