Dla wystąpienia prezydenta Stanów Zjednoczonych Joego Bidena w sprawie klęski sprzymierzonych w Afganistanie kluczowe okazują się dwie kwestie. Po pierwsze – publiczne stwierdzenie, że celem interwencji nie było ustanowienie tam demokracji lecz zlikwidowanie zagrożenia terrorystycznego. Zwłaszcza, że teraz ono powróci, gdy talibowie zajęli Kabul. Po drugie – publiczne stwierdzenie przywódcy najpotężniejszego mocarstwa świata, że informacje, jakimi dysponował, okazały się fałszywe, skoro nie spodziewał się tak szybkiego zwycięstwa fundamentalistów.

Pierwsze z tych stwierdzeń podkopuje pozycję wszystkich demokratów w Trzecim Świecie, bo pokazuje, że na skuteczną amerykańską pomoc nie mają co liczyć. Przekonali się o tym wcześniej inicjatorzy demokratycznych rewolucji w państwach arabskich. Gdy się już skończyły – Amerykanie w państwach nimi objętych postawili na wojskowe reżimy (jak marszałka Abd-al Fataha as-Sisiego w Egipcie) albo też kraje zachodnie podejmowały działania w fazie, gdy zrewoltowane arabskie republiki stały się już “państwami upadłymi” (jak Libia czy Syria), gdzie wszyscy walczyli już ze wszystkimi. Demokracji nie udało się też ustanowić w objętym bezpośrednią interwencją Iraku, gdzie Amerykanie patronowali takim dziwolągom jak demokratyczne wybory, w których lista kandydatów pozostawała… tajna.

Smutna lekcja dla Polaków

Pomimo geopolitycznej odległości obecne deklaracje Joego Bidena pozostają pouczające zwłaszcza dla polskiej politykiw wschodniej, która – szczególnie po sześciu lat rządów PiS – bezpowrotnie zatraciła suwerenny charakter i stanowi wyłącznie przedłużenie amerykańskiej i niemieckiej. Na Białoruś Polska próbowała eksportować zachodnie wzorce ustrojowe z użyciem telewizji Biełsat oraz poprzez wspieranie tamtejszych demokratów. Precedens afgański pokazuje, że w razie zaostrzenia się sytuacji, na przykład próby zbrojnego obalenia Aleksandra Łukaszenki przez jakąś frakcję dotychczasowego aparatu władzy, jak stało sie to w Rumunii w grudniu 1989 r. – państwa zachodnie ograniczą się co najwyżej do akcji humanitarnej. Zaś Polska dla realizacji geopolitycznych koncepcji Zachodu już poświęciła interesy naszej mniejszości na Białorusi oraz przedsiebiorców z kraju tam inwestujących. Jeszcze bardziej jaskrawo nieopłacalność wspólnej z mocarstwami polityki zagranicznej widać na przykładzie Ukrainy: polska pomoc utorowała tam drogę do władzy najpierw liderom Pomarańczowej Rewolucji, potem zaś Euromajdanu. Gdy już to nastąpiło, samozwańczy demokraci podjęli flirt z nacjonalistami, co pogorszyło pozycję tamtejszych Polaków i szansę na godne zadbanie o pamiątki historyczne (cmentarz Orląt Lwowskich czy pomniki ofiar rzezi wołyńskiej) oraz na sensowną i wspólną interpretację historii. Teraz nawet stadion w Tarnopolu, przed wojną polskim mieście wojewódzkim, nazywa się imieniem Romana Szuchewycza, ostatniego dowódcy mordującej Polaków Ukraińskiej Powstańczej Armii, chociaż nie był on sportowcem, a wśród wybitnych piłkarzy ukraińskich (jak Oleg Błochin czy Arkadij Szewczenko) nietrudno byłoby znaleźć godnych patronów takiego obiektu. Z kolei uparte udzielanie do końca poparcia niepopularnym, choć prozachodnim władzom Ukrainy – jak miało to miejsce w wypadku producenta tanich słodyczy Petra Poroszenki – skomplikowało nasze kontakty z jego następcą Wołodymyrem Zełenskim, który jak pamiętamy, najpierw zagrał w serialu rolę nauczyciela z prowincji, który walczy z korupcją aż zostaje prezydentem państwa, a potem z sukcesem powtórzył ją w realnej ukraińskiej polityce. 

Analogie wydają się odległe, ale dla izolacjonistycznie nastawionej chociaż z nazwy demokratycznej administracji amerykańskiej zarówno Afganistan jak Ukraina z Białorusią okazują się rosyjskimi peryferiami, gdzie Stany Zjednoczone nie objawiają swoich żywotnych interesów.         

Joe Biden jeszcze niedawno ogłaszał, że porównania Afganistanu z Wietnamem nie mają racji bytu, bo sytuacja okazuje się tam zupełnie inna. Teraz w przekazach telewizyjnych z Kabulu oglądamy dokładnie powtórkę z klimatu Sajgonu z 1975 r: ogarniętych desperacją miejscowych, czepiających się w determinacji amerykańskich statków powietrznych, w nadziei, że uda się ewakuować wraz z niedoszłymi wyzwolicielami.   

Upokarzająca ucieczka zachodnich instytucji ze zdobywanego przez talibańskich fundamentalistów Kabulu od placówek dyplomatycznych po misje humanitarne odbywa się – co oczywiste, bo rzut oka na mapę wystarczy – przy wsparciu rządów poradzieckich państw Azji Środkowej, rządzonych przez autorytarne reżimy jak Uzbekistan. Pośrednikiem w ich dobrych relacjach z Amerykanami często staje się Kreml. Oznacza to, że zaciągnięte przy tej okazji długi wdzięczności administracja waszyngtońska będzie zmuszona spłacić. Niweczy to rachuby pisowskiej dyplomacji na wspólną z najsilniejszymi państwami NATO antyputinowską politykę wschodnią. Jeśli zabrniemy zbyt daleko na kierunku białoruskim czy ukraińskim, możemy pozostać sami. 

Największe upokorzenie od czasów ajatollaha Chomeiniego

Decyzję o wycofaniu amerykańskich wojsk z Afganistanu podjął nie demokrata Joe Biden lecz jego republikański poprzednik, prezydent Donald Trump w lutym 2020 r. Dalszy bieg wydarzeń zaskoczył jednak obie administracje. Obecna nie panuje już nad chaosem. Okoliczności ucieczki z Kabulu stanowią zapewne największy cios zadany prestiżowi Ameryki od czasu kryzysu spowodowanego uwięzieniem w 1979 r. zakładników w ambasadzie w Teheranie i nieudanej próby ich odbicia z rąk fundamentalistów podjętej w kolejnym roku przez prezydenta Jimmy’ego Cartera. Jak wiemy, dwa lądujące na pustyni amerykańskie śmigłowce zderzyły się wówczas, zanim napotkano choćby jednego uzbrojonego Irańczyka i ekspedycja musiała wrócić. Zakładnicy amerykańscy odzyskali wtedy wolność dopiero gdy jesienią 1980 r. demokrata Carter przegrał wybory prezydenckie z republikaninem Ronaldem Reaganem.    

Odzyskujący teraz władzę w Afganistanie, sprawiający wrażenie wywodzących się ze średniowiecznej historii talibowie, obnażyli słabość Ameryki w podobnej skali, co wtedy udający studentów irańscy islamscy radykałowie. 

Afganistan, kraj najtrudniejszy do zdobycia

Gdy w grudniu 1979 r. do Afganistanu wkroczyły wojska radzieckie, co wzbudziło oburzenie opinii publicznej i przyczyniło do masowego bojkotu olimpiady w Moskwie (1980 r.) przez najsilniejsze kraje zachodnie w tym Stany Zjednoczone, RFN i Japonię oraz liczne państwa Trzeciego Świata – kraj nie był demokratyczny. W latach 70 obalono tam feudalną jeszcze monarchię. Rządzili lewicowi radykałowie, a dwie frakcje partii komunistycznej Chalk i Parczam (“Lud” i “Sztandar”) krwawo zwalczały się nawzajem, pacyfikując zarazem tradycjonalistyczną partyzantkę. Władzę objął ostatecznie czerwony dyktator Hafizullah Amin, zamęczywszy uprzednio rządzącego wcześniej Mohhameda Tarakiego. Spadochroniarze radzieccy po desancie zdobyli pałac prezydencki w Kabulu i zgładzili Amina. Nowym komunistycznym dyktatorem został oddany bez reszty Rosjanom Babrak Karmal. Jednak opór przeciw okupacyjnym rządom rychło przybrał postać powstania powszechnego. Mudżahedinów wsparły kraje zachodnie.

Wśród tych, którzy ruszyli im pomóc lub utrwalać prawdę o wojnie, znaleźli się również Polacy. Co uderzające – dwaj z nich zginęli z rąk nie żołnierzy radzieckich, lecz samych Afgańczyków. Emigrant Lech Zondek raniony przez powstańca podczas siłowego treningu sportów walki, odpadł później od ściany skalnej w trakcie wycofywania się w górach, bo przebita ręka nie wytrzymała wysiłku. Operatora BBC Andy’ego Skrzypkowiaka zabili partyzanci z fundamentalistycznego ugrupowania Gulbuddina Hekmatyara, gdy odmówił oddania im kamery. Przeżył za to pobyt w Afganistanie towarzyszący powstańcom Jacek Winkler. Zaś Radek Sikorski za dokumentujące okropności wojny zdjęcie nagrodzony został World Press Photo, wydał też książkę “Prochy świętych” opisującą pobyt wśród mudżahedinów.   

Wojna w Afganistanie dla świata zachodniego stała się symbolem żywiołowego ludowego oporu przeciw komunizmowi, zaś dla społeczeństwa radzieckiego – wielką traumą, przyczyniającą się do rozpadu imperium. Żołnierze radzieccy, chociaż propaganda zapewniała, że do Afganistanu wprowadzono wyłącznie “ograniczony kontyngent”, masowo wracali do kraju w trumnach. Pokazał to po latach przejmujący film Aleksieja Bałabanowa “Ładunek 200”. Dla Rosjan Afganistan stał się tym, czym wcześniej dla Amerykanów Wietnam – brudną wojną, weryfikującą sny o potędze. W tej sytuacji Michaił Gorbaczow na fali głasnosti (jawności) i pierestrojki (przebudowy) podjął decyzję o wycofaniu wojsk. Ostatni żołnierz radziecki przekroczył most graniczny na Amu-Darii w lutym 1989 r; był nim dowódca kontyngentu gen. Borys Gromow.    

Afgański paradoks polegał jednak na tym, że na zachodniej pomocy dla partyzantów najbardziej skorzystali fundamentaliści. Już po wycofaniu się Rosjan talibowie, wcześniej uczniowie szkół koranicznych, stali się najmocniejszą zbrojną formacją. Mudżahedini zdobyli Kabul w 1992 r, gdy komuniści nie mogli już liczyć na pomoc z Moskwy. Ostatni sekretarz Nadżibullah został przez talibów wykastrowany i powieszony. Pełną władzę nad Afganistanem Taliban sprawował od 1996 r.

Talibowie wyeliminowali też w zamachu bomowym popieranego przez Zachód legendarnego dowódcę antyradzieckiej partyzantki Ahmeda Szacha Massouda, stojącego na czele umiarkowanego Sojuszu Północnego, wspieranego przez kraje zachodnie. 

Afganistan pogrążył się na lata w mrokach teokracji. Rządzący Taliban zakazał nawet gry w piłkę nożną i słuchania muzyki z magnetofonu kasetowego. Zaminowany i zniszczony po kilkunastu latach wojny kraj stał się wedle statystyk najuboższym państwem na kuli ziemskiej, w którym nie istniały prawa kobiet ani żadne swobody obywatelskie.

Zarazem przybrał też charakter wylęgarni terroryzmu międzynarodowego, gdzie znajdowały bazy organizacje, atakujące świat zachodni. Po zamachu fundamentalistów islamskich na dwie wieże World Trade Center i zagładzie czterech uprowadzonych samolotów pasażerskich 11 września 2001 r, Zachód zdecydował się na interwencję zbrojną, chociaż ani jeden spośród dziewiętnastu sprawców nie pochodził z Afganistanu. Kluczową rolę w wymierzonej przeciw państwu talibów akcji odegrali Amerykanie, jednym z uczestników koalicji stała się również Polska.

Z misji w Afganistanie nie wróciło 44 Polaków. Ofiara ich życia pozostaje świętością, niezależnie od motywacji polityków, przesądzających o udziale w interwencji. Rekordowy skład polskiego kontyngentu wojskowego wynosił jednorazowo 2,6 tys osób (w latach 2010-11). Doświadczenie wojny afgańskiej stało się udziałem łącznie 33 tys żołnierzy i cywilnych pracowników MON. Amerykanów ekspedycja kosztowała 2,26 bln dol, poległo 2,3 tys ich żołnierzy.  

Siła sprzymierzonych do czasu skutkowała. Talibów zepchnięto najpierw do defensywy, w listopadzie 2001 r. odbity został Kabul. Po mozolnej walce zdobyto ufortyfikowany masyw Tora Bora. Polowanie Amerykanów na szefa Al-Kaidy Saudyjczyka Osamę bin Ladena po latach zakończyło się zastrzeleniem szefa międzynarodówki terrorystycznej w 2011 r. na terenie sąsiedniego Pakistanu, kontrolowanym przez talibów. Próby ustanowienia w Afganistanie zrębów rządów demokratycznych ani trwałego pokoju nie powiodły się jednak. Talibowie okopali się na prowincji. Teraz powracają do władzy. Podobnie jak w Wietnamie, zawarcie porozumienia pokojowego nie zapobiegło jednoznacznemu rozstrzygnięciu militarnemu. Zachodni świat demokratyczny ponosi klęskę najbardziej dotkliwą od dziesięciol

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 2

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here