Nowy rząd Mateusza Morawieckiego ma czysto teoretyczne szanse pozyskania większości w Sejmie. Symbolem tej drużyny, co pewnie dłużej niż dwa tygodnie władzy sprawować nie będzie, okazuje się bardziej niż premier, pełniący tę funkcję od sześciu lat, aktorka serialowa Dominika Chorosińska na czele resortu kultury.

Na szczęście ponowne powołanie Mariusza Błaszczaka do MON przy wszystkich do niego zastrzeżeniach (bezradność wobec obcych rakiet na polskim niebie, dymisje generałów, wykorzystanie w kampanii planów obrony) znamionuje ciągłość polityki obronnej. Wskazanie zamiast niego jakiegoś pomniejszego urzędnika stanowiłoby bowiem dla Kremla czy Mińska sygnał, że rządzący w Polsce nie panują nad sytuacją i zaproszenie do nieprzyjaznych działań, z sugestią, że pozostaną bezkarne. Nie jest to bowiem dzisiaj zwykły resort.

Zarazem nominacja Błaszczaka okazuje się pożyteczna, bo dowodzi trafnie, że ten rząd długo nie potrwa. Nie da się przecież skutecznie łączyć zarządzania klubem parlamentarnym PiS z funkcją ministra obrony, a obie role pełni dziś ulubieniec Jarosława Kaczyńskiego. Głównego – jak sam to przyznał – autora składu rządu.

Największą porażką wydaje się postawienie na czele resortu finansów Andrzeja Kosztowniaka. Wyborcy ciężko doświadczonego przez transformację Radomia nie chcieli go dłużej w roli lokalnego prezydenta. Woleli kandydata Platformy Obywatelskiej Radosława Witkowskiego. Trudno im się dziwić, skoro w mieście, w którym tyle pilnych potrzeb, najbardziej troszczył się o upamiętnienia Lecha Kaczyńskiego. Teraz miałby się zająć dbaniem o stan finansów państwa.

Zasłużyła na pewno z perspektywy własnego obozu na miejsce w składzie rządu nowa minister rozwoju Marlena Maląg, bo symbolizuje – jako wcześniejsza szefowa resortu rodziny – rozbudowane pisowskie rozdawnictwo socjalne, z 500plus i 800plus oraz 13. i 14. emeryturą na czele. 

Otwartą kompromitacją ustalających skład rządu selekcjonerów wydaje się za to wskazanie na ministra bez teki Jacka Ozdoby ośmieszającego się absurdalnymi konferencjami prasowymi, w tym osławionym briefingiem w Sejmie przeciw stygmatyzowaniu grubasów, kiedy opozycyjni posłowie (zwł. Sławomir Nitras) natrząsali się z pisowców, że upaśli się, pozostając długo u władzy. Zapewne też – skoro o Suwerennej Polsce mowa – lepszym od Marcina Warchoła następcą Zbigniewa Ziobry w resorcie sprawiedliwości okazałby się typowany wcześniej Paweł Woś.

Nie szokują za to na pewno nominacje: na szefa dyplomacji wcześniej zawiadującego polityką europejską Szymona Szynkowskiego vel Sęka ani awans do prestiżowego MSWiA Pawła Szefernakera co w załodze PiS pragnie uchodzić za wzorowego urzędnika. Podobną pozycję wyrobił sobie Alvin Gajadhur, co teraz pokieruje infrastrukturą. Jednak prochu nawet oni wszyscy razem nie wymyślą. 

Chociaż oczywiście ten rząd, jak każdy demokratycznie powołany, zasługuje na pewne minimum szacunku, co zalecić można jego najgorętszym krytykom, zwłaszcza, jeśli rychło w podobnej roli co teraz Morawiecki się sami znajdą – trudno darować sobie złośliwość, że dobry artykuł o tym gabinecie powinien być krótki. Skoro zapewne nowej ekipie Morawieckiego czy może Kaczyńskiego raczej, przyjdzie rządzić niedługo. Tylko tyle i aż tyle.

Paradoks polega na tym, że prawdziwa polityka – dziś bowiem dominuje jeszcze jej marketing – zacznie się dopiero z chwilą, kiedy Sejm odmówi kolejnemu rządowi Morawieckiego zaufania, co wydaje się nie do uniknięcia. To pierwszy od wolnych wyborów z 1991 r. które zapoczątkowały u nas pełną demokrację polski rząd, w którego powodzenie nie wierzą nawet jego twórcy.

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 5

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here