Osławione już osiem gwiazdek nie stanowiło głównego przesłania marszu z 4 czerwca ale jeśli tam nie byliśmy, tego się nie dowiemy, bo media reżimowe i platformerskie chociaż niby skłócone zgodnie wyostrzają przekaz
Źle się dzieje, że Polacy pozostają podzieleni, ale i dobrze, że wobec powagi sytuacji wokół – łatwiej niż przed paru laty wskazać wspólne dla całego społeczeństwa cele. To przeciwdziałanie następstwom pandemii, pomoc uchodźcom z Ukrainy i wzmocnienie bezpieczeństwa, konieczność walki z drożyzną i pobudzenia inicjatywy gospodarczej, tłumionej przez biurokrację.
Nie rozumieją tego rządzący ani opozycja parlamentarna, podsycający podział zwany niekiedy plemiennym. W tej sytuacji integracja wobec wspólnych celów ma sens głębszy niż jednanie i mediowanie czy nawet debata pomiędzy uczestnikami zgromadzeń o przeciwstawnych hasłach, którzy nie słuchają nawet umiarkowanych z własnych obozów a co dopiero siebie nawzajem.
4 Czerwca i 11 Listopada. Między Marszem Wolności i Marszem Niepodległości
Nie jesteśmy – wbrew zacietrzewionym publicystom “Gazety Wyborczej” i pisowskich “środków musowego przykazu”, których tytuły wstyd nawet wymieniać – wciąż wrogimi plemionami. Posługujemy się tym samym językiem. Rozumieją go już również nasi najnowsi goście: ukraińscy uchodźcy wojenni, przed którymi społeczeństwo polskie na miarę nie notowaną w najnowszych dziejach otworzyło serca i portfele.
Chociaż politycy głównego nurtu i bezkrytycznie wspierające ich media promują agresję. Na razie słowną. W nadziei, że wedle powiedzenia byłego już prezesa pisowskiej TVP Jacka Kurskiego “ciemny lud to kupi”.
Odległa na co dzień od polityki główna antena TVN łamie ramówkę i w niedzielę 4 czerwca nadaje zamiast zapowiedzianego filmu bezpośrednią relację z marszu. Dla odmiany TVP Info, chociaż to kanał informacyjny podobno, pokazuje w tym czasie nudną dyskusję.
Jakość przekazu to rzecz odrębna. Ale TVN to przecież “nasza telewizja” jak określił ją swego czasu wielki reżyser Andrzej Wajda występujący wówczas jako członek honorowego komitetu poparcia Platformy Obywatelskiej. Zaś dobór tematów i akcentów przez TVP jak oznajmiali z kolei jej pisowscy decydenci wyrównywać ma z kolei dysproporcje narosłe jakoby w poprzednich latach.
W tym klimacie, gdy pisowska większość przeforsowała ustawę o komisji do badania wpływów rosyjskich, wymierzoną w PO i Donalda Tuska, podpisaną przez prezydenta Andrzeja Dudę – posłanka Lewicy Magdalena Biejat wystąpiła z apelem, żeby gdy komisja weryfikacyjna powstanie, media nie relacjonowały jej prac.
Adresowała go do mediów demokratycznych, jak podkreśliła. Z reguły sądzi się raczej, że media demokratyczne to takie środki przekazu, które relacjonują wszystko, co istotne, a nie tylko wygodne. Szef Lewicy Włodzimierz Czarzasty stał obok i słowem się nie nie zdystansował. Pamiętamy rolę, jaką ponad dwie dekady temu odegrał w aferze Lwa Rywina. Nie dziwi, że woli milczeć.
Przekazy mediów pisowskich z Marszu Wolności 4 Czerwca stanowią lustrzane odbicie relacji sprzyjających opozycji środków przekazu z Marszu Niepodległości 11 Listopada. Wyłapuje się obraźliwe transparenty, radykalne hasła, obelżywe skandowanie. Jakby brakowało innej ekspresji przy okazji obu przemarszów.
A trafiały się przecież pomysły fajne i nie czyniące krzywdy: jak transparent “Wolny balkon” na balustradzie kamienicy w alejach Ujazdowskich. I transparent niesiony w samym marszu: “W Polsce jest miejsce dla nas wszystkich”. Nic dodać, nic ująć.
Kiedy Kali ukraść krowę
Dominuje jednak tym moralność Kalego: gdy on ukraść krowę, to dobrze, gorzej gdy ta strata przytrafi się samemu bohaterowi “W pustyni i w puszczy” Henryka Sienkiewicza.
Media pisowskie rozczulają się z uporem godnym lepszej sprawy nad jakoby sponiewieranym przez demonstrantów 4 czerwca działaczem klubów hejterskiej “Gazety Polskiej” Adamem Borowskim, przedstawiając go przy tym jako wielką postać dawnej opozycji antykomunistycznej. Po pierwsze warto przypomnieć jak te same kręgi wykorzystywały nawet rocznicę Powstania Warszawskiego czy wizytę prezydenta USA Donalda Trumpa do wygwizdywania polityków opozycji a nawet kombatantów. A jak pisowski wymiar sprawiedliwości traktował większych przecież niż pan Adaś i na wskroś autentycznych bohaterów z lat 80: Józefa Piniora i Władysława Frasyniuka?
Piniora, człowieka, który przed stanem wojennym nie tylko uratował ale przykładnie rozliczył 80 mln zł z kasy dolnośląskiej Solidarności co stało się kanwą słynnego filmu Waldemara Krzystka – skazano za domniemaną korupcję a wyrok opiera się na zeznaniach zawodowego oszusta. Frasyniuka włóczy się po sądach za domniemane znieważenie funkcjonariuszy w trakcie wcześniejszych demonstracji.
Spalona podczas jednego z niedawnych Marszów Niepodległości pracownia artysty przy warszawskim Moście Poniatowskiego – a miejsce to powinno stanowić memento, zważywszy na kontekst maja 1926, kiedy spotkali się tam dawni towarzysze z PPS Józef Piłsudski i Stanisław Wojciechowski, ale wtedy już na czele zwaśnionych oddziałów – pokazuje, do czego agresja prowadzi, jeśli na słowie się nie kończy.
Wizualny balon
Nie o to jednak chodzi tym, którzy ją podsycają. Jak stwierdzał bowiem francuski uczony Paul Virilio, rachunek okazuje się prosty: “Ekran za ekran. Dochodzi do tego, że terminal domowego osobistego komputera i monitor telewizyjny stają naprzeciw siebie w walce o dominację na rynku globalnej percepcji, rynku, którego kontrola zapoczątkuje już wkrótce nową erę, zarówno w etyce, jak i estetyce” [1]. Ta ostatnia nie zapowiada się wcale optymistycznie:
“(..) Słynny wirtualny balon rynków finansowych jest zastępowany przez wizualny balon zbiorowej fantazji, do czego dochodzi wraz ze wzrostem ryzyka eksplozji BOMBY INFORMACYJNEJ, zapowiadanej już w latach pięćdziesiątych przez samego Alberta Einsteina.
W istocie, jeśli dziś to, co irracjonalne szerzy się w kolejnych sektorach globalizacji finansowej, jutro obejmie również dziedzinę globalizacji zbiorowych wyobrażeń, gdyż zwielokrotniony efekt starej dobrej telewizji (odpowiedzialny między nimi za sprawę Rodneya Kinga, proces Simpsona i pośmiertną konsekrację księżnej Diany) zostanie jeszcze dodatkowo wzmocniony przed NADREAKTYWNY charakter globalnego nadzoru” [2].
Globalny nadzór przez francuskiego naukowca wymieniony to wcale nie science fiction: teza prof. Virilio może stanowić rozwiązanie zagadki, dlaczego mająca amerykańskiego właściciela stacja TVN zamieściła materiał szkalujący pamięć o Papieżu Janie Pawle II, za ponad połowę Polaków jak dowodzą sondaże uznany wyłącznie za propagandę polityczną.
Polityka jako rozrywka
Kinga Rusin, jak się dowiedzieli widzowie TVN, specjalnie wróciła z zagranicy po to, żeby wziąć udział w marszu 4 Czerwca. Z kolei – o czym wiemy za sprawą mediów pisowskich wspomożonych tym razem przez obrotowego jak zawsze Tomasza Lisa – znakomity aktor Andrzej Seweryn nagrał z tej okazji wyjątkowo obsceniczny monolog do późnego wnuka wprawdzie zwrócony, ale sam Cyprian Kamil Norwid zachwycony by nie był.
Filozof z Francji Jean Baudrillard zauważał: “Sfera polityczna również trwa jedynie dzięki hipotezie wiarygodności, wziąwszy pod uwagę to, że masy są podatne na działanie i przenikalne dla dyskursu, że wyrażają opinie, że istnieją poza sondażami i badaniami statystycznymi. Tylko za tę cenę klasa polityczna może nadal wierzyć w to, co mówi i jest politycznie słyszalna.
Podczas gdy sfera polityczna już od dawna służy za spektakl na ekranie życia prywatnego. Przeżuwana i trawiona tak jak rozrywka, traktowana na wpół sportowo na wpół ludycznie (spójrzmy choćby na wyścigi tandemów kandydatów do fotelu prezydenckiego w Stanach Zjednoczonych czy na wieczory wyborcze w radiu i telewizji), na wzór starych komedii obyczajowych, po części ironicznie, lecz z ogromną dozą fascynacji.
Rozgrywki wyborcze już od dawna upodobniają się w świadomości powszechnej do teleturniejów. Lud, który politycznej reprezentacji służył zawsze za alibi i statystę, mści się, upodabniając się do teatralnej sceny politycznej i jej aktorów i odgrywając jej spektakl. Lud stał się publicznością. Mecz, film albo komiks służą za model percepcji sfery publicznej. Lud dzień po dniu czerpie radość, jak z domowego kina, z oglądania przepływów własnej opinii w codziennej lekturze sondaży. Nie pociąga to za sobą jakiegokolwiek poczucia odpowiedzialności. Masy nigdy nie angażują się politycznie czy historycznie w sposób świadomy” [3].
Temu pesymistycznemu obrazowi przeczą jednak liczne wydarzenia mające miejsca w czasie, gdy francuski profesor te słowa notował: arabska wiosna czy rewolucja pomarańczowa i euromajdan na Ukrainie. Osłabiają kategoryczność twierdzeń o kresie milczącej większości, która – jak wynika z jego analizy – nie wie czego chce lub rozgląda się wyłącznie za konsumpcją.
Największa demonstracja od 1989 r. – powtarzają uczestnicy i zwolennicy niedzielnego marszu czerwcowego. Mówią prawdę: ale stanowi to raczej dowód na inercję i atomizację społeczną w czasach transformacji ustrojowej. Skoro nie znalazły przeciwwagi w masowych protestach ulicznych zjawiska tak destrukcyjne jak wyprzedaż majątku narodowego czy postępujące uniezależnianie się polityków od ich własnych wyborców: znajdujące wyraz w dyskryminującej ruchy obywatelskie, zawodowe i samorządowe ordynacji wyborczej oraz korupcjogennym i otwarcie gorszącym finansowaniu partii z kieszeni podatnika bez pytania go o zdanie w tej materii.
Od tłumów na ulicach jednak nam się nie poprawi. W Polsce wciąż mnóstwo rzeczy pozostaje do zrobienia i zorganizowania, poza demonstracjami.
[1] Paul Virilio. Bomba informacyjna. Sic! Warszawa 2006, przeł. Sławomir Królak, s. 105
[2] ibidem
[3] Jean Baudrillard. W cieniu milczącej większości. Sic! Warszawa 2006, tł. S. Królak, s. 51-52