“Koniec początku” – tak określił podpisanie Porozumień Gdańskich z 31 sierpnia 1980 r. życzliwy Polsce eseista i dziennikarz brytyjski Timothy Garton Ash [1]. Od momentu kiedy młody robotnik Jerzy Borowczak zaczął 14 sierpnia strajk w stoczni a dzień później Henryka Krzywonos postawiła swój tramwaj na rozjazdach, czyniąc protest w Trójmieście powszechnym – minęło nieco ponad dwa tygodnie a jednak cała epoka. Władza przystała na niezależne związki zawodowe, ale nie na tym miało się skończyć.
Opisywał też eseista, jak ten historyczny dzień się zaczynał: “Dziewiąta rano. Można by pomyśleć, że do Polski znowu przyjechał Papież. To samo ostre słońce, te same wielkie, przejęte i zarazem opanowane tłumy, z głośników dźwięki celebrowanej wysoko, na podwyższeniu mszy św. W istocie mszę św. odprawia tylko ks. Jankowski, ale Papież jest tutaj, na ukwieconym obrazie w bramie. Po jedenastej grupa rządowa przybywa po raz ostatni. Jagielski wciąż z zaciśniętymi wargami, wojewoda i Zbigniew Zieliński o nalanej twarzy. Raz jeszcze przechodzą między szeregami robotników stoczniowych, teraz uśmiechających się i śmiejących” [2].
Prawie nikt już zapewne nie pamięta, kim był tow. Zbigniew Zieliński, wszyscy wiedzą za to, co zdarzyło się po południu tego samego dnia. Po czwartej Lech Wałęsa podpisuje porozumienia wielkim długopisem z wizerunkiem Jana Pawła II a ze strony rządowej sygnuje je wicepremier Mieczysław Jagielski.
Nie ma zwycięzców ani zwyciężonych – podsumowuje przyszły laureat Pokojowej Nagrody Nobla za 1983 r. oraz polski prezydent w latach 1990-95. “Dogadaliśmy się jak Polak z Polakiem”.
Wcześniej, jak podkreślał Norman Davies, “w połowie sierpnia komitet strajkowy ogromnej Stoczni im. Lenina w Gdańsku odrzucił korzystne z punktu widzenia własnych żądań porozumienie, wychodząc z założenia, że przyjęcie ich oznaczałoby zdradę kolegów strajkujących gdzie indziej. Był to moment decydujący. Partyjnemu monopolowi władzy działanie robotników jak kraj długi i szeroki rzuciło wyzwanie – pod ironicznym hasłem: “Robotnicy wszystkich zakładów, łączcie się” [3].
Obserwujący wcześniej niejedną już rewolucję reportażysta światowego formatu Ryszard Kapuściński dostrzegł, jak “na Wybrzeżu robotnicy rozbili pokutujący w oficjalnych gabinetach i elitarnych salonach stereotyp r o b o l a . Robol nie dyskutuje – wykonuje plan (..) Robola obchodzi tylko jedno – ile zarobi (..). Tymczasem na Wybrzeżu, a potem w całym kraju, spoza tego oparu zadowolonego samouspokojenia wyłoniła się młoda twarz nowego pokolenia robotników – myślących, inteligentnych, świadomych swojego miejsca w społeczeństwie (..)” [4].
Jugosłowiański dysydent Milovan Dżilas uznał Porozumienia Gdańskie za najważniejsze wydarzenie we wschodniej Europie od II wojny światowej. Jak wyłuszcza znów Timothy Garton Ash, bilansując rezultaty sierpniowego strajku: “W trakcie osiemnastu dni robotnicy polscy dokonali ogromnej wyrwy w leninowskim micie, głoszącym, że klasa robotnicza dostrzega jedynie swoje bezpośrednie interesy ekonomiczne, przeznaczeniem jej jest przeto ściśle ekonomiczny ruch związkowy dopóki nie zostanie pokierowana przez partię komunistyczną. Oto role się odwróciły: partia trzymała się kurczowo problemów ekonomicznych, a robotnicy podnieśli wzrok wyżej, ku prawom człowieka i ku współdecydowaniu o polityce. Był to początek rewolucji robotniczej przeciw “robotniczemu państwu”” [5].
Moc truchleje, a pogoda nie tylko dla bogaczy
Znakomity pisarz Janusz Głowacki w swojej powieści “Moc truchleje” stanowiącej efekt pobytu wśród stoczniowców opisuje, z jakim przejęciem oglądają oni w telewizji rządowej (innej wtedy nie było) amerykański serial “Pogoda dla bogaczy” według Irwina Shawa, kibicując działaniom walczącego ze złymi ludźmi senatora Rudiego Jordache’a. Nawet w ten sposób demokracji się wtedy uczono. Robotnicy chcieli, żeby w Polsce było jak w Ameryce lub na Zachodzie: w odróżnieniu od uczestników poprzednich protestów z 1956 i 1970 r. wielu z nich poznało już tamtejsze kraje dzięki wyjazdom zarobkowym, możliwym też za sprawą liberalnej polityki paszportowej żądnej dewiz ekipy Edwarda Gierka.
Rezonans największy w świecie znalazł pierwszy z 21 strajkowych postulatów gdańskich: powołanie niezależnych samorządnych związków zawodowych. Później od tytułu strajkowego biuletynu nazwano je Solidarnością. Domagano się także uwolnienia więźniów politycznych oraz zaprzestania represji wobec wydawnictw poza cenzurą. Większość spośród 21 postulatów miało jednak charakter ekonomiczny: podnieść diety i dodatek za rozłąkę, zrównać świadczenia z tymi, którymi dysponują rodziny milicjantów. Domagano się podwyżki o 2 tys zł dla każdego i wprowadzenia kartek na mięso, w sklepach niemal niedostępne. Jednego z gdańskich postulatów nie spełniono do dzisiaj, a dotyczy powoływania na stanowiska kierownicze wedle kwalifikacji, nie przynależności partyjnej.
Nawet nie samo tylko powołanie Solidarności, pierwszej od czasów tuż powojennego Polskiego Stronnictwa Ludowego Stanisława Mikołajczyka niezależnej od władzy ale oficjalnej i świeckiej instytucji społecznej, stało się najważniejszym efektem wydarzeń Sierpnia 1980 r. – lecz pobudzenie energii Polaków i powrót poczucia wspólnoty.
Socjolog Ireneusz Krzemiński zauważa w książce “Solidarność. Projekt polskiej demokracji”:”Podpisanie porozumień w Gdańsku i Szczecinie było momentem ulgi i radości, a jednocześnie otworzyło możliwości spontanicznego, społecznego działania. Dla wielu grup i jednostek stało się świętem: w centrum zainteresowania znalazło się zbiorowe przeżycie znaczenia ugody zawartej między władzą a tymi, którzy zostali uznani za reprezentację społeczeństwa, ich zaś żądania – za symbol zbiorowej woli i wspólnej postawy większości społeczeństwa polskiego. Na przeżycie tego święta składało się kilka różnych uczuć. Po pierwsze, było to święto zwycięstwa zbiorowej woli i zbiorowego rozumu nad wolą i rozumem władzy. Władzy nie tylko wyraźnie stanowiącej społeczną mniejszość, ale też której wola i rozum od lat konsekwentnie rozwijały się bez brania pod uwagę poglądów i potrzeb społeczeństwa. Co więcej, władza lekceważyła ludzi, w praktyce zaprzeczając ich kompetencjom do decydowania o swych losach i losie społecznej całości. Po drugie więc, czczono święto odzyskania godności przez tych, którzy – jako zbiorowość – byli dotychczas jedynie przedmiotem działań władzy” [6]. Krzemiński – co nie od rzeczy dodać – to wychowawca studenckiej młodzieży, która w toku kolejnego przełomu, o czym będzie jeszcze mowa, strajkiem na Uniwersytecie Warszawskim w maju 1988 r. wsparła hutników z Krakowa, gdy nowohucki kombinat nocnym szturmem wzięły milicja i brygada antyterrorystyczna.
Niedługo po Sierpniu jednak spośród 360 tys funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej 42 tys przystąpiło do wolnych związków zawodowych. W NSZZ “Solidarność” znalazł się co trzeci z grona trzech milionów członków Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. W niej samej uaktywniły się demokratyczne “struktury poziome”. Opozycyjny wobec władzy kurs przyjęły Związek Literatów Polskich i Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich. Do pierwszej Solidarności zapisało się dziesięć milionów Polaków. Nie oznaczało to jeszcze sukcesu: przyszło z nim poczekać na sprzyjającą koniunkturę międzynarodową związaną z głasnostią i pierestrojką, wdrożonymi w ZSRR przez Michaiła Gorbaczowa od 1985 r. Jeszcze w latach 1980-81 brano pod uwagę groźbę radzieckiej inwazji na Polskę.
Pyrrusowe zwycięstwa imperium zła
Związek zawodowy autonomiczny wobec państwa komunistycznego udało się władzy zepchnąć do podziemia w czasach stanu wojennego po 13 grudnia 1981 r. O “rozwiązaniu siłowym”, którego obawiano się już w Sierpniu za rządów Edwarda Gierka i przed którego wprowadzeniem wzdragał się kolejny I sekretarz Stanisław Kania, przesądził jeszcze następny sternik PZPR – gen. Wojciech Jaruzelski. Okazało się to jednak pyrrusowym zwycięstwem komunistów. Po siedmiu kolejnych – niczym w Biblii – latach kryzysu władza zmuszona została ponownie zasiąść do rozmów, za sprawą młodego pokolenia robotników, dla którego żywa pozostawała legenda Solidarności ale obca trauma stanu wojennego, bo gdy ten wprowadzano, przyszli uczestnicy strajków z maja i sierpnia 1988 r. uczyli się jeszcze w szkołach zawodowych. Rok później w wyborach z 4 czerwca 1989 r. Komitet Obywatelski jako polityczna emanacja Związku uzyskał wszystko co możliwe do zdobycia. I nic w Polsce nie było już takie jak przedtem.
Solidarność nie odrodziła się jednak już nigdy w swojej dumnej, dziesięciomilionowej formie z lat 1980-81. Równościowe hasła nie wyblakły, ale nigdy ich nie zrealizowano. Twierdze Związku – wielkie fabryki – pozamykano w toku transformacji ustrojowej.
Kolejny przełom stał się możliwy za sprawą odrodzenia wspólnoty Polaków, zapoczątkowanego jeszcze przed Sierpniem – po wyborze krakowskiego kardynała Karola Wojtyły na Papieża w październiku 1978 r, jego pierwszej pielgrzymce do Ojczyzny już pod imieniem Jana Pawła II w czerwcu 1979 r. a także powstaniu we wrześniu tego samego roku Konfederacji Polski Niepodległej – pierwszej antykomunistycznej partii między Łabą a Władywostokiem założonej przez Leszka Moczulskiego propagującego “rewolucję bez rewolucji”.
Zaś do przetrwania wspólnotowego i wolnościowego ducha przyczyniła się w mrocznych czasach ofiara życia górników z katowickiego Wujka i Lubina, maturzysty Grzegorza Przemyka, ks. Jerzego Popiełuszki i studenta Marcina Antonowicza. Pomimo rozlicznych zbrodni władzy – opozycja nie odstąpiła nigdy od zasady walki bez stosowania przemocy, na co wpływ miała również papieska nauka społeczna. Przyczyniło się to do zwycięstwa, chociaż – zapewne wbrew wyobrażeniom z sierpniowych dni 1980 r – nie oznaczało ono wcale dobrostanu polskich robotników ani likwidacji niesionych przez komunizm społecznych niesprawiedliwości. Jednak to właśnie stoczniowcy gdańscy a w ślad za nimi cała Polska wytyczyli szlak rozwoju całemu regionowi. Gdy na pierwszym historycznym zjeździe Solidarności w hali Olivia w Gdańsku w 1981 r. uchwalano Apel do Ludzi Pracy Europy Wschodniej, wielu nazywało ten akt awanturnictwem. Dziesięć lat później nie tylko Polska stała się niepodległa, ale właśnie przestawał istnieć Związek Radziecki. Kierunek niezbędny do obalenia żelaznej kurtyny wytyczyli polscy robotnicy, w pierwszym zaś rzędzie gdańscy stoczniowcy.
[1] Timothy Garton Ash. Polska rewolucja. Solidarność 1980-81. “Res Publica”, Warszawa 1990, s. 40
[2] ibidem, s. 39
[3] Norman Davies. Serce Europy. Aneks, Londyn 1995, s. 35
[4] Ryszard Kapuściński. Notatki z Wybrzeża. “Kultura” Warszawa z 14 września 1980
[5] Ash, Polska rewolucja… op. cit, s. 41
[6] Ireneusz Krzemiński. Solidarność. Projekt polskiej demokracji. Oficyna Naukowa, Warszawa 1997, s. 44