Skoro się powiedziało “a”…

0
105

…nie  wiem,  jak  to  napisać  cyrlicą

Uznanie przez Senat Polski władz Federacji Rosyjskiej za reżim terrorystyczny – a zapewne podobną uchwałę przyjmie niebawem Sejm – powinno poskutkować otwarciem przed przeciwnikami Władimira Putina granic Polski. Logika i przyzwoitość dyktują takie rozwiązanie. Zwłaszcza, że nie przyjadą ich z pewnością miliony.

Nie wszyscy, którzy zachwalają koncepcje polityki wschodniej Jerzego Giedroycia wiedzą, skąd wzięła się tak doskonała orientacja redaktora paryskiej “Kultury” w rosyjskich sprawach. Jeszcze jako młody urzędnik ministerialny Polski międzywojennej obracał się w środowisku “białych” emigrantów. II Rzeczpospolita przyjęła ich gościnnie, chociaż pamięć o rozbiorach pozostawała wtedy bez wątpienia żywsza, niż dziś o proradzieckiej dyktaturze sprzed 1989 r. Żoną Giedroycia została Rosjanka Tatiana Szwecow. Chociaż szybko się rozwiedli, wywiózł ją z kraju w 1939 r. zapewne ratując przed najgorszym. Pracowała później jako wykładowczyni kulturoznawstwa w Londynie. 

Biali emigranci rosyjscy oddawali w międzywojniu nieocenione usługi polskim instytucjom rządowym.

Teraz – inaczej niż w czasach dyktatury bolszewickiej – kraje wolnego świata nie kwapią się niechętnych putinowskiej dyktaturze Rosjan przyjmować. O ile w wypadku państw bałtyckich rozumieć można obawy, że przybysze wzmocnią tamtejsze rosyjskojęzyczne mniejszości i tak liczące kilkadziesiąt procent populacji, a dysponujące przy tym własnymi partiami i mediami – to jeśli o Polskę chodzi podobne lęki… można sobie darować. 

Przyjęliśmy już miliony Ukraińców, przez naszą granicę przeszło ich ponad 7 milionów, wielu to pozostało, liczni pojechali dalej, ale nie potwierdziły się wcześniejsze alarmy ekspertów z profesorskimi tytułami, że liczba 3-4 mln przybyszów oznacza dla nas “próg katastrofy humanitarnej”. Nic z tych rzeczy. Jeśli pominąć epidemię ospy wietrznej w noclegowni przy Modlińskiej – nic złego się nie wydarzyło. 

Za to poza oczywistymi kategoriami przyzwoitości i humanitarnej wrażliwości, z których społeczeństwo zdało egzamin tak, że możemy stać się z siebie dumni – rzeczą dobrą i wielką naszą zdobyczą pozostaje zademonstrowanie “miękkiej siły” Polski. Na miarę naszych czasów, kiedy nie dywizje decydują o pozycji państwa na arenie dyplomatycznej. Nowocześnie rozumiane “soft power” spotkało się tu z dawnym marzeniem skamandryckiego poety Antoniego Słonimskiego o Polsce… słabej, ale zachowującej otwarte drzwi dla pokrzywdzonych. Zawartym w wierszu, napisanym w czasach równie trudnych, jak obecne.

Demokratyczni Rosjanie z pewnością nie zaleją Polski równie szeroką falą, bo zapewne więcej ich zapragnie osiąść w niedalekiej od Sankt Petersburga Finlandii niż u nas. I w innych bogatych państwach Zachodu. 

Przyjmując oponentów Putina, zapracujemy w przemyślany sposób na przyszłe strategie, nieodzowne czy pożyteczne na czas, w którym skończy się epoka trybalnej wrogości. Obecna władza w Rosji, właśnie przez polski Senat uznana za terrorystyczny reżim, upaść może w trybie równie błyskawicznym, co przed 33 laty dyktatura Nicolae Ceausescu w Rumunii. A “geniusz Karpat” wydawał się wieczny podobnie jak Władimir Władimirowicz. 

Skoro uznajemy reżim za terrorystyczny, nie ma powodu, by się uchylać od pomocy jego przeciwnikom.

Wpływ na rzeczywistość zyskać możemy – jak w czasach Rzeczypospolitej szlacheckiej – poprzez atrakcyjność naszych wzorców społecznych i kulturowych. Pozostajemy bowiem demokracją, chociaż funkcjonującą w sposób odległy od idealnego. A dla Rosjan z klasy średniej, masowo nas odwiedzających przed feralną również dla nich datą 24 lutego 2022 r. byliśmy krajem do podziwiania. Nie z tego powodu przecież, że Wawel piękniejszy jest od Kremla albo Wrocław od Wołgogradu.

Polska kultura i empatia, które zadziałały już na rzecz przełamania barier w kontaktach z Ukrainą, również z kolejnym zachodnim sąsiadem, gdzie dyktatura nie jest wieczna, sprawić mogą to, czego nie dokonają nigdy Twarde ani Rosomaki. Nie za transportery opancerzone z trudem sprzedawane do Malezji podziwia nas przecież wolny świat, tylko za powieści Olgi Tokarczuk i filmy Michała Pawlikowskiego. Ale też za olbrzymią i bezinteresowną mobilizację zwykłych ludzi na rzecz pomocy uciekinierom wojennym z Ukrainy. To nasza miękka siła. O twardej roją ci, którzy nawet obiecywanych całkiem niedawno przez siebie społeczeństwu środków z Unii Europejskiej doliczyć się dziś nie potrafią.   

Dla Polski to być może dziejowa szansa, żeby stać się Piemontem nowej, innej i lepszej Rosji.  

Gdyby po dojściu Hitlera do władzy w Niemczech Norwegia, a następnie po niemieckim najeździe na tę pierwszą, Szwecja, odmówiły swego czasu azylu przeciwnikowi nazistów Willy’emu Brandtowi – świat zostałby pozbawiony późniejszego laureata Pokojowej Nagrody Nobla, zaś Polska uznania naszych granic zachodnich na Odrze i Nysie Łużyckiej.

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 3

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here