Telewizja publiczna, dopiero od niespełna półtora roku wyzwolona z pisowskiego gorsetu – straci najbardziej na zamieszaniu wokół debat kandydatów na prezydenta. Chociaż okazała się tylko wykonawczynią pomysłu Rafała Trzaskowskiego, który nawet jemu samemu poparcia nie przysporzył. Główny cel alternatywnej debaty, jaką zorganizowała propisowska Republika stanowiło nie tyle wzmocnienie szans Karola Nawrockiego, co osłabienie pozycji TVP. Co gorsza, wzmacniać się jej wcale nie kwapią rządzący.

Opinia publiczna pozostaje podzielona w kwestii, który z kandydatów w debacie firmowanej przez trzy stacje (TVP, Polsat i TVN) wypadł najlepiej. 32 proc uważa,  że wygrał ją Trzaskowski, 28 proc – że raczej Karol Nawrocki. Z kolei 12 proc palmę pierwszeństwa przyznaje Szymonowi Hołowni zaś 11 proc Magdalenie Biejat [1].

“Superpiątek” debat i młodzi wyborcy,  co nie lubią telewizji 

Nieobecni nie mają racji, co na razie potwierdza zmiana popularności zarejestrowana w sondażu, zrealizowanym już po debatach – bo stracił sporo Sławomir Mentzen, co wybrał absencję na obu z nich. Ale jak się okazuje, spadło również poparcie dla pomysłodawcy tej większej, Trzaskowskiego. Zachował wprawdzie pozycję lidera w wyścigu, jednak liczba zwolenników gotowych na niego zagłosować stopniała po “telewizyjnym superpiątku” o prawie 5 punktów procentowych i obecnie wynosi 33,5 proc. Tyle samo,  co stracił wiceprzewodniczący Platformy Obywatelskiej, zyskał przez ostatni tydzień Nawrocki i obecnie może liczyć na głosy 25,5 proc Polaków. 

Nieobecny na obu debatach w Końskich Sławomir Mentzen stracił tyle, co inicjator jednej z nich Trzaskowski. Teraz poparłoby kandydata Konfederacji 13 proc z nas. Z kolei na Szymona Hołownię głos swój oddałoby 9 proc. Polaków (2 pkt. proc więcej niż przed tygodniem), zaś na Magdalenę Biejat – 6 proc, przy czym przez ostatni tydzień to kandydatka Lewicy zaraz po Nawrockim zyskała najwięcej, bo 4 punkty procentowe {2].      

To jednak dopiero pierwsze reakcje na “superpiątek”, a wiadomo,   że dla wielu – zwłaszcza młodych – wyborców przekaz telewizyjny wcale nie okazuje się najważniejszy.

W dzień po debatach w Końskich ale juz w centrum Warszawy przy Foksal obserwowałem – co mogło zaskakiwać – tłumy młodzieży, kierujące się na zaplanowane tam spotkanie z Adrianem Zandbergiem. Szli całą ulicą, autobusami nikt ich nie zwoził jak PiS zwolenników “obywatelskiego” Nawrockiego (znany w stolicy dowcip głosi,że to kandydat równie obywatelski jak milicja za poprzedniego ustroju) – widać też było sporą grupę niepełnosprawnych na wózkach. To elektorat szeroko pojętej Lewicy, którego nie przekonuje jej tradycyjna kandydatka Biejat, nawet po tym,  jak w Końskiem podjęła tęczową flagę,  którą Nawrocki postawił na pulpicie Trzaskowskiemu,  a kandydat partii rządzącej czym prędzej ją zdjął.

Zandberg, gdy tylko stwierdzono, że na Foksal szwankuje nagłośnienie, bez nerwów dał sztabowcom czas na niezbędne naprawy i udał się na krótki spacer po parku. Dzień wcześniej w żadnej z debat w Końskich nie uczestniczył. Przed rozpoczęciem sobotniego mityngu kandydat Razem na prezydenta Adrian Zandberg powiedział mi,  że chodzi tylko tam, dokąd został uprzednio zaproszony. Poza tym był tego dnia umówiony z urzędującym prezydentem Andrzejem Dudą, żeby namawiać go do zawetowania ustawy obniżającej składkę zdrowotną, jaką przyjęła koalicja rządowa. Wprawdzie po to samo pojechała do Dudy w poniedziałek Magdalena Biejat, jednak dla młodych zwolenników bardziej wiarygodny okazuje się Zandberg, bo o ile popierająca kandydaturę Biejat Nowa Lewica pozostaje w koalicji rządowej a tym samym teraz chce utrącić własne przedłożenie, to Razem Zandberga deklaruje się jako siła opozycyjna.

Tłumy na spotkania ściąga również objeżdżający całą Polskę, a głównie mniejsze ośrodki kandydat Konfederacji Sławomir Mentzen. Podobnie jak Zandberg i on z własnego wyboru nie uczestniczył w żadnej z debat w Końskich. Swój przekaz kieruje przede wszystkim do młodszych wyborców, którzy telewizji nie oglądają. Wolą media społecznościowe. Za wcześnie wyrokować, czy ta strategia poskutkuje, na pewno jednak bezsilni pozostają wobec Mentzena sztabowcy zarówno  Trzaskowskiego jak Nawrockiego.   Im mocniej bowiem jest atakowany na paskach 24-godzinnych ogólnopolskich stacji, tym mocniej jego zwolennicy uznają go za kandydata spoza układu: chociaż od półtora roku jest posłem, a jego partia ma nawet w Sejmie wicemarszałka Krzysztofa Bosaka, zresztą całkiem sprawnego. Żadna to więc alternatywa dla establishmentu. Jednak jak pamiętamy zarówno Lech Wałęsa jak Marian Krzaklewski potrafili swego czasu zachęcać do marszów przeciwko wspieranym przez siebie rządom.  A PSL zgłaszało nawet votum nieufności dla własnego gabinetu. I – do czasu przynajmniej – wcale na tym nie tracili.

Kiks sztabowców na rachunek telewizji publicznej 

Straci natomiast bez wątpienia na zawirowaniu wokół debat telewizja publiczna. Dopiero co – po wprowadzeniu likwidatora decyzją poprzedniego ministra kultury Bartłomieja Sienkiewicza – TVP wyrwała się spod pisowskiej dominacji. Teraz jednak, z winy demokratycznych tym razem polityków, dalej traktujących ją niczym własny folwark – stanie się kozłem ofiarnym kryzysu, jaki powstał wokół debaty.

Wywołali go sztabowcy Trzaskowskiego, długo upierający się, żeby ich pryncypał debatował wyłącznie z Nawrockim. Wbrew logice sondaży (w najbardziej miarodajnych Mentzen miał do kandydata PiS minimalną stratę, a w niektórych – mniejszych ośrodków – nawet go wyprzedzał) ale też misji telewizji publicznej, dającej debacie swoją markę. A to już nie abstrakcja,  lecz konkrety zapisane w polskim prawie.                    

Rozporządzenie Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji z 6 lipca 2011 r. stanowi, że TVP powinna zapewnić równe szanse udziału w debacie wszystkim kandydatom. Oznacza to udział w tej samej liczbie debat plus równy czas wypowiedzi. Tak więc o ile Polsat i TVN czy organizatorka alternatywnych debat w piątek i poniedziałek Republika mają prawo zapraszać do dyskusji kogo chcą, to jak zasadnie podsumowuje  Patryk Słowik – TVP jako telewizja publiczna na podobną uznaniowość pozwolić sobie nie może, bo tym samym łamie prawo [3].   

Tymczasem prawo udziału innych kandydatów w debacie trzech stacji zostało im zapewnione dopiero wtedy,  kiedy się o to upomnieli. Najostrzej domagał się tego Szymon Hołownia. Mentzen i Zandberg za to zapewne trafnie uznali, że ich zwolennicy i tak telewizji nie oglądają lub przynajmniej nie przejmują się, kogo i jak pokazuje. Kto miał rację –  przekonamy się dopiero późnym wieczorem 18 maja br, gdy pojawią   się pierwsze oszacowania exit poll.

Najbardziej niefortunne w tym wszystkim okazuje się,  że to Trzaskowski a nie TVP podjął w trybie “last minute” decyzję o dopuszczeniu innych niż Nawrocki kandydatów do debaty. Sam nic nie zyskał, o czym już wiemy z dostępnych badań opinii publicznej. Za to telewizja publiczna na całej awanturze straci. Chociaż TVP tworzą nie tylko ulegli wobec sztabowców KO zarządzający, ale przede wszystkim artyści sztuki telewizyjnej, wyznaczający w Polsce jej standardy, zwykle nieosiągalne dla stacji prywatnych.

Zaś w poniedziałek po przedwyborczym “superpiątku” zakomunikowano,  że TVN nie zmienia właściciela. Pozostanie nim amerykańskie Warner Bros. Discovery. Również w mocy pozostają jednak interwencyjne regulacje, wprowadzone przez rząd Donalda Tuska, a pozwalające na  sprzedaż największych stacji telewizyjnych, zarówno Polsatu jak TVN, wyłącznie za zgodą władzy. 

Wprowadzono je pod pretekstem ochrony nominalnie prywatnych spółek medialnych przed planowanym wrogim przejęciem, za którym stać mieliby rosyjscy oligarchowie lub ich węgierscy bądź włoscy pośrednicy. Tyle,  że własność prywatna – o czym wie każdy student pierwszego roku ekonomii – to taka, którą można swobodnie dysponować.  Wiedzą o tym doskonale aktualni włodarze TVN i Polsatu. Z tego względu uprzedzać będą oczekiwania i odgadywać myśli rządzących. 

Ale główny problem ma jednak telewizja publiczna. Bo TVP wszyscy atakują, a nikt się za nią nie ujmie.  Bez Jacka Kurskiego pozostaje głównym wrogiem środowisk pisowskich, zaś dla Koalicji Obywatelskiej “naszą telewizją” – jak kiedyś to ujął niezapomniany i wielki Andrzej Wajda, występujący wtedy nie jako reżyser lecz członek komitetu poparcia Platformy – pozostaje nieodmiennie TVN.       

[1] sondaż IBRIS z 12 kwietnia 2025 

[2] badanie United Surveys dla Wirtualnej Polski z 12 kwietnia 2025

[3] por. Patryk Słowik. Debata o debacie czyli więcej cyrku niż rozmowy wp.pl z 10 kwietnia 2025  

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 10

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here