Koncepcja aliansu strategicznego Polski, Wielkiej Brytanii i Ukrainy łączy ze sobą dwa najbardziej szkodliwe miraże polityki zagranicznej ostatnich 120 lat: egzotycznych sojuszy, które sprawiły, że straciliśmy niepodległość w 1939 r. oraz mocarstwowej polityki wschodniej, która omal nas państwowości nie pozbawiła w sierpniu 1920 r. kiedy front błyskawicznie przesunął się zza Kijowa pod Warszawę.
Związków sojuszniczych szuka się zwykle z silnymi, a w tym wypadku partnerem stać się ma państwo upadłe (Ukraina) oraz dawne mocarstwo nie potrafiące się uporać ze skutkami opuszczenia Unii Europejskiej (Wielka Brytania), bo decyzja obywateli w referendum z 2016 r. zaskoczyła jego inicjatorów.
Wspólnie z Wielką Brytanią i tak jesteśmy w gronie członków NATO więc żaden odrębny alians niczego tu nie zmieni. Za to nawiązanie go akurat w parę lat po wystąpieniu Brytyjczyków z Unii Europejskiej wystawi nas wśród państw członkowskich na podejrzenia, że… sami zamierzamy wkrótce postąpić podobnie jak Anglicy. Jeśli tego chce Prawo i Sprawiedliwość, niech głośno potwierdzi i podda ten pomysł osądowi publicznemu. Inaczej przypomina to wyprowadzanie nas z Unii bocznymi drzwiami.
Pakt trzech osłabi nas zarówno w UE (bo zawarty zostaje z dwoma państwami spoza Wspólnoty) jak w NATO (wprawdzie Ukraina tam nie należy a Wielka Brytania tak, ale trudno wymagać, by członkowie Paktu wspierali osobne wobec niego pomysły integracyjne).
Przejmiemy wcale liczne kłopoty Brytyjczyków, bogatszych bez porównania od nas, którzy do ich rozwiązania naszego wsparcia nie potrzebują – ale co gorsza wszystkie problemy Ukrainy, kraju najmocniej dziś zagrożonego wojną i rozpadem spośród wszystkich państw europejskich. Niczego dobrego to nie wróży.