Wciąż nie wiemy, czy minister zdrowia Łukasz Szumowski skutecznie pandemię zwalczy. Ale jego rodzina z pewnością na niej zarobi
Z Szumowskim problem ma nie PiS tylko wszyscy Polacy, bo na kogo mają liczyć w czasie pandemii skoro minister zdrowia i najpopularniejszy wedle sondaży polityk wiarygodność właśnie traci.
Przed miesiącem a więc już w środku epidemii rządowa Agencja Badań Medycznych powiadomiła o pozytywnej opinii w sprawie wniosku firmy BrainScan o dofinansowanie kwotą 1.042 mln zł. Dotacja z agencji ma posłużyć badaniom klinicznym, które wykrywają COVID-19, chodzi o diagnostykę zmian w płucach. Konkretnie BrainScan zajmuje się analizą tomografii komputerowej. I co z tego można spytać, wszędzie w świecie biznes medyczny doskonale zarabia a epidemia jeszcze temu sprzyja. Tyle, że w tym wypadku nie jest do biznes do końca prywatny.
Udziały w BrainScan ma LifeScience Innovations, w której wspólnikiem jest spółka Szumowski Investments, a tej z kolei udziałowcem był obecny minister zdrowia prof. Łukasz Szumowski, póki nie poszedł do rządu. I nie przepisał udziałów na żonę Annę, z którą zachowuje teraz rozdzielność majątkową. Innym udziałowcem firmy z jego nazwiskiem w nazwie jest brat ministra Marcin Szumowski. Poznaliśmy go wcześniej, gdy instruktor narciarski, z którym się przyjaźni – a zna dobrze tę postać również sam minister – trafił do resortu zdrowia z ofertą dostarczenia masek dla polskiego personelu medycznego. Na interesie tym podatnik stracił 5 mln zł ponieważ maski i inny sprzęt okazały się bezwartościowe, bo pozbawione wymaganych atestów.
Polityka prorodzinna, dyżurny slogan ekipy PiS, znajduje swoją specyficzną karykaturę w powiązaniach biznesowych ministra zdrowia i jego powinowatych.
Na biednego nie trafiło. Szumowski od początku pandemii lideruje rankingom zaufania do polityków, ostatnio z 44 proc wyprzedzając prezydenta Andrzeja Dudę [1]. Minister zdrowia z profesorskim tytułem to w jednej osobie prymus, laureat i produkt eksportowy tej ekipy. Trudno się dziwić ludziom, że deklarowali do niego zaufanie, skoro wobec innych członków rządu byłoby to bez porównania mniej zrozumiałe: tak na przykład siłowy minister spraw wewnętrznych i zwierzchnik tajnych służb dawny antykomunista Mariusz Kamiński – jak dowiedzieliśmy się w kontekście warszawskiej afery reprywatyzacyjnej – w trakcie imprezy u rodziny jej bohatera miał po spożyciu sporej ilości trunków całować w pysk psa, a konkretnie bokserkę gospodarza zabawy. Taki jest rząd PiS. Szumowski stać się miał wyjątkiem i budującym przykładem. Również dla swoich.
U Nikołaja Gogola w napisanych prawie dwieście lat temu „Martwych duszach” znajdujemy słynny cytat: – Jeden tam tylko jest porządny człowiek – prokurator. Ale i ten, prawdę mówiąc, świnia.
– W PiS-ie nie znalazł się ani jeden sprawiedliwy – podsumowuje Robert Biedroń, kandydat Lewicy na prezydenta.
Poseł Marcin Kierwiński z konkurencyjnej PO szacuje, że do brata ministra zdrowia popłynęło już 200 mln zł z pieniędzy polskiego podatnika.
Jeszcze niedawno działacze z czołówki PiS chwalili się dokonaną w porę zmianą szefa resortu. Poprzednik Szumowskiego – Konstanty Radziwiłł jeszcze w trakcie licznych protestów branżowych w służbie zdrowia wykazywał się arogancją i brakiem empatii. Na szczęście dla swoich szefów i partii nie dotrwał na stanowisku do pandemii. Teraz jest wojewodą mazowieckim.
Nie tylko na jego tle profesor wydawał się uosabiać łagodność i kompetencję.
Pierwszą rysą na jego wizerunku stała się deklaracja, że wybory mogą się odbyć również w tradycyjnej formule w komisjach i z urnami a nie tylko skrzynkami pocztowymi, chociaż sam Szumowski miał przedtem deklarować, że bez uszczerbku dla zdrowia obywateli stanie się to możliwe najwcześniej za dwa lata. Skaza ta jasno pokazała, że dla kariery polityk Szumowski gotów jest wystawić na szwank nie tylko swój prestiż lekarza – to jego sprawa i kolegów medyków – ale również bezpieczeństwo zdrowotne Polaków.
Wkrótce dowiedzieliśmy się więcej o interesach jego i rodziny.
Zaś lagodzenie kolejnych ograniczeń, wszystko jedno, czy ojcem tej polityki jest sam Jarosław Kaczyński lub premier Mateusz Morawiecki czy minister Szumowski, który daje twarz temu kursowi – wydaje się mieć źródła mniej medyczne, bardziej polityczno-społeczne. Jakby szło o wzbudzenie w ludziach lepszego nastroju przed zbliżającymi się wyborami prezydenckimi. Przecież liczba zachorowań nie spada w jednoznaczny sposób, zaś tragiczny bilans ofiar śmiertelnych przekroczył psychologiczną granicę tysiąca.
W działaniach ministra zdrowia da się zauważyć pewien fatalizm: skoro pandemia trwa, to łagodzimy ograniczenia, żeby udobruchać rozeźlonych za wcześniejsze absurdy (zakaz wstępu do lasu wykpiony przez mistrzynię olimpijską Justynę Kowalczyk) obywateli. Dramat nie mija, więc damy zarobić dostawcom sprzętu, nie poskramiamy spekulantów, preferujemy interesy koleżeńskie i rodzinne. Gospodarkę na długo zatrzymano, a tu odkuli się nieliczni, znajdujący do ministerstwa dojście i protekcje.
Szumowski miał być nadzieją PiS, stał się jego kolejnym kłopotem, mniejsza o to, bo stanowi to problem Kaczyńskiego i jego podwładnych. Dla obywateli jednak perypetie biznesowo-aferalne ministra zdrowia w czasie pandemii stanowią czytelny sygnał, że państwo, na które płacą podatki, nie obroni ich jak należy. Bo jego przedstawiciele dbają głównie o siebie i rodzinę.
[1] sondaż IBRIS dla Onetu z 29 kwietnia – 2 maja 2020