Ogłoszenie uzasadnienia wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji służy władzy: odwraca uwagę od kwestii utraty kilkunastu milionów szczepionek. Również od całego bałaganu, jaki zapisom na szczepienia towarzyszy.
Władzy nie chodzi o ochronę życia poczętego, przecież wcześniej ta sama ekipa utrącała najdalej idące projekty Kai Godek. Zaś Jarosław Kaczyński, pod wrażeniem rozmachu “protestu czarnych parasolek” wycofał się z forsowania w Sejmie antyaborcyjnych regulacji. Przerzucił później odpowiedzialność na opanowany w międzyczasie przez PiS Trybunał Konstytucyjny Julii Przyłębskiej.
Rządzący mają dziś kłopot, ale wcale nie jest nim aborcja. Ujawnienie, że Polska nie pozyskała w wyniku zaniechania urzędniczego 15 mln szczepionek, w sytuacji, gdy umówione firmy ograniczają dostawy musi obniżyć popularność władzy, która odpowiada za zdrowie publiczne w tym całość walki z pandemią koronawirusa. Jedynym propagowanym przez rządzących lekarstwem okazuje się odwrócenie uwagi. Nie da się przecież krytyki poważnie odeprzeć argumentem ministra zdrowia Adama Niedzielskiego, że dawek szczepionki jest… więcej niż Polaków. Ludzie widzą kolejki przed przychodniami i wiedzą, jak długo muszą czekać przy telefonie na wyznaczenie terminu. Wielkie zgorszenie wzbudziło też korzystanie przez przedstawicieli formacji rządzącej ze szczepień poza kolejnością.
Trybunał Konstytucyjny wyrokował w sprawie aborcji w październiku ub. r. gdy po letnim spadku zachorowań władza zdecydowała się od września otworzyć szkoły, co przyniosło ponowny wzrost masowej zapadalności na COVID-19. Wówczas intencje, żeby uruchomić emocje z aborcją związane okazały się podobne do obecnych. Celem pozostawało zamaskowanie błędów władzy.Wyrok zaostrza i tak najsurowsze poza Maltą w zjednoczonej Europie zakazy antyaborcyjne, eliminując możliwość wykonania zabiegu, gdy płód jest nieodwracalnie uszkodzony albo ciąża zagraża kobiecie. Masowe demonstracje jesienią skupiły jednak nie tylko zwolenników łagodzenia obowiązujących regulacji lub utrzymania kompromisu aborcyjnego sprzed ćwierćwiecza, wykroczyły daleko poza związaną z aborcją tematykę, stając się ogromnym, największym od ponad 30 lat odruchem sprzeciwu wobec władzy.
Teraz PiS świadomie chce kolejne manifestacje protestacyjne sprowokować – już się zresztą zaczęły – żeby Polacy dzielili się światopoglądowo nie na tle oceny sprawności władzy w przeciwdziałaniu pandemii, głównej dziś trosce obywateli, lecz wokół ocen opozycyjnej akcji ulicznej.
Chociaż sytuacja łączy dwie kwestie wymagające powagi: walkę z masową zarazą i jej następstwami oraz uregulowanie kwestii, która dla jednych wiąże się z ochroną życia dla innych zaś z godnością i prawami kobiet – to postawa władzy do zachowania takiej postawy nie zachęca. PiS nie po raz pierwszy urządza spektakl wokół kwestii pierwszorzędnej wagi i traktuje je instrumentalnie. Rytualne spotkanie z opozycją nie zatuszowało błędów popełnionych przy organizacji szczepień. Rządzący poszukali więc dla niepoznaki bodźca, który podniesie temperaturę konfliktu w sposób przez nich oczekiwany. Spór o dopuszczalne wyjątki od zakazu aborcji znakomicie się do tego nadaje.
W czasach PRL jeden z oficjalnych tygodników opublikował satyryczny rysunek, przedstawiający rozpierającego się za biurkiem urzędnika i stojącego przed nim podwładnego. Szef-biurokrata przegląda papiery, bo ten drugi przyszedł do niego ze świeżym pomysłem.
– Kartki na kartki? Przegięliście pałę, Kowalski – oznajmia niezadowolony dygnitarz.
Rzecz działa się w 1981 r, kiedy na półkach państwowych sklepów stał tylko ocet.
Dziś PiS, jak się mu wydaje, wymyślił… szczepionkę na szczepionkę.
U źródeł tkwi dokładnie ta sama logika.