Rząd postanowił wziąć się za rosnące ceny prądu. Jednak ze swoimi pomysłami dość długo się grzebał, więc mogliśmy oglądać gorączkę sejmowych obrad, które przerwały świąteczny odpoczynek parlamentarzystów. Senatorom to nawet spać nie dały, gdyż późno w nocy uchwalali nowe prawo. I to wszystko dla powstrzymania gwałtownych podwyżek cen energii.

To co wymyślono i szybko na kolanie napisano, jest bardzo skomplikowane. Przede wszystkim blokuje podstawowy mechanizm cenotwórczy, czyli Prezesa URE, taryfy pozostają na dzisiejszym poziomie. Więc i rachunki się nie zmienią, ale żeby parcie kosztów nie zniszczyło dostawców energii – obniżono akcyzę i opłatę przejściową. Ale i tego jest jak się okazuje za mało, trzeba było jeszcze zrekompensować sprzedawcom straty, gdyby pomimo obniżek ceny energii na giełdzie były wyższe niż ceny ich sprzedaży wg taryf.

I tutaj zaczynają się rejony Alicji z Krainy Czarów, pełne zaklęć i taniej magii. Specjalny fundusz ma rekompensować, czyli płacić dostawcom, sprzedającym “ze stratą”. Opisane w ustawie reguły są jednak dość elastyczne, pytanie, jak dostawcy będą się z rozliczać ze swoich „strat” i czy ten mechanizm nie spowoduje gwałtownego ich narastania. Na to wskazuje podwojenie kosztów tej operacji, która w pierwszej wersji miała kosztować około 4,5 miliarda złotych, a w ostatecznej – aż 8 miliardów. Wiadomo, z państwowymi nie będzie kłopotu, ale ci zagraniczni czy prywatni mogą robić duże problemy, łącznie z zaskarżaniem samej ustawy czy decyzji Funduszu do sądu.

Jest to oczywiście prąd wyborczy. A że jest znaczącym wydatkiem w domowym budżecie, szczególnie tych o niskich dochodach, więc jest dobrą okazją do zaprezentowania troski polityków o “szarego człowieka”.

Na koniec cały ten spektakl, głosy protestu, wyśmiewanie, załamywanie rąk… całe to zamieszanie medialno-polityczne, znalazło finał w stylu Pana Tadeuszowego “kochajmy się”. W Senacie, który gorączkowo obradował w nocy, nikt nie głosował przeciwko ustawie, jedynie 7 senatorów się wstrzymało. W Sejmie podobnie – przy dużej frekwencji (głosowało 409 posłów) – jedynie 3 było przeciwko tak gorąco krytykowanemu prawu.

No cóż, kto mógł być przeciwko niskim cenom prądu dla tegorocznych wyborców?

Tak samo jak głosują, tak też przedstawiciele OBU tych partii słabo starają się o polskie interesy w Unii Europejskiej. Fatalny dla Polski “Pakt klimatyczny” (słynne “3 razy 20”) prezydent Lech Kaczyński zaakceptował na unijnym szczycie w marcu 2017 roku. Chwalił się tym:

“Moja polityka dawała rezultaty, ale wielu się nie podobała. Musiała się nie podobać, bo my robiliśmy to, co w naszym interesie. Ale czy ja w UE nie byłem solidarny? Przecież zgodziłem się np. na politykę klimatyczną z punktu widzenia Polski ryzykowną. To był mój gest w stosunku do pani kanclerz Angeli Merkel.

Później ustalenia tego szczytu przekuto na konkrety pakietu energetyczno-klimatycznego, które z kolei Donald Tusk podpisał w grudniu 2008 r. Choć podobnie jak prezydent Kaczyński, miał prawo te decyzje zawetować. Być może nie było możliwe zablokowanie walki Unii z emisją CO2, ale z pewnością było wywalczenie klauzul, które chroniłyby interesy naszego kraju – biedniejszego od Zachodu oraz obdarzonego zasobami węgla, więc oczywiście z energetyką na nim opartą. I to było w oczywistym interesie Polski.

I na koniec rządów Platformy w październiku 2014 r. wykonano jeszcze jeden taniec polityczny (też było przed wyborami), zgadzając się na kolejne konkretne i niekorzystne dla nas wymogi energetyczne Brukseli,a w kraju ogłaszając “sukces”.

Polityka energetyczna Unii to odpowiedź na brak praktycznie wszystkich surowców energetycznych. Polska ma sytuację odmienną, mamy w obfitości węgla, elektroenergetyka i ciepłownictwo mogłyby być naszym atutem. Polska dysponuje przecież 85 procentami zasobów węgla kamiennego Unii. Dlatego to, co jest korzystne dla gospodarki Francji, Niemiec, czy szczególnie Danii, gdyż minimalizuje się import, zużycie, zwiększa bezpieczeństwo energetyczne, niekoniecznie jest korzystne dla Polski.

Z dawnej polityki konkurencyjności Polski opartej na taniej sile roboczej i taniej energii – pozostała tania praca, zaś energia nie jest wiele tańsza niż w Unii. Nie będzie zachętą do rozwoju przemysłu w Polsce, a mogła być, gdyż węgiel daje takie możliwości. Niestety, nie w modelu przyjętym przez Unię. Porażką wszystkich rządów jest, że nie potrafiliśmy wywalczyć warunków, uwzględniających nasz potencjał i nasze interesy.

Ale żeby walczyć o interesy, trzeba o tym jasno powiedzieć. Niestety żadna władza w Polsce do dziś publicznie nie przyznała, że zgoda na ustalenia szczytu w formie z 2007 r. była błędem. A nieoficjalnie polscy politycy mówią o tym dość powszechnie. Wnioski opozycji (jak ten z 2012 roku zaproponowany przez opozycyjne wówczas PiS), o wycofanie się ze szkodliwej polityki klimatycznej – są pustymi gestami, skoro później wnioskodawcy, gdy przejmują władzę – nie robią nic.

Podobnie zresztą wtedy nie przeanalizowano skutków tych przepisów, zrobiono to dopiero po 2008 roku i to na dodatek oszacował je dla polskiego rządu Bank Światowy. A to przecież jedna z globalnych instytucji, najsilniej optująca za walką z klimatem.

Jak widać polityka pustych gestów i pisanych na kolanie “ratunkowych” ustaw jest dobrze utrwalona tak wśród rządzących, jak i wśród opozycji.

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 1

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here