Tęczowi i dwulicowi

0
116

Władzy trudno przyjdzie wytłumaczyć własnym wyborcom, dlaczego podsyca zimną wojnę z zagranicą w sprawach ideologicznych (jak LGBT) a ustępuje na potęgę tam, gdzie chodzi o kwestie konkretne: ograniczenie hodowli w Polsce czy zamknięcie wszystkich kopalń do 2049 r. Stracą na tym grupy społeczne, w których PiS cieszył się największym poparciem. 

Tylko w ostatnią środę września, oprócz oficjalnej prezentacji zmienionego składu rządu Mateusza Morawieckiego, znanego zresztą wcześniej, nie brakowało dramatycznych ani nawet ponurych sygnałów i zdarzeń. W normalnych warunkach dałoby się nimi obdzielić… parę wolnych od kryzysu miesięcy.

Liczba ofiar śmiertelnych COVID-19 przekroczyła kolejną magiczną granicę – 2500 osób. Nowych dziennych zachorowań, jak ogłoszono, było ponad 1500 – to trzeci najgorszy wynik od początku pandemii.

Ulicami Warszawy przeszła demonstracja zdeterminowanych rolników, protestujących przeciw wygaszaniu w ciągu roku wszystkich farm futerkowych oraz zakazowi ubojowi rytualnego, z którego żyje 400 tys gospodarstw, czyli nawet do 2 mln osób. Manifestanci nieśli trumnę symbolizującą polskie rolnictwo. Pojawiały się hasła “Taka polityka rujnuje rolnika”. Demonstranci trzymali transparent z wyliczonymi w punktach działaniami PiS wobec wsi, gdzie słowo “hodowla” kilkakrotnie napisano nieortograficznie przez “ch”, co miało zobrazować analfabetyzm jakim wykazują się rządzący. W tłumie protestujących znalazła się liczna grupa działaczy Solidarności Rolników Indywidualnych, dotychczas sprzyjającej władzy. Podobne demonstracje w lutym ub. r. zorganizowane przez założony przez ekonomistę i przedsiębiorcę Dariusza Grabowskiego oraz admirała Marka Toczka Komitet Obrony Polskiego Rolnictwa i Hodowców Zwierząt doprowadziły w poprzedniej kadencji do utrącenia równie niekorzystnej dla wsi ustawy Krzysztofa Czabańskiego. Tym razem jednak w promowanie restrykcji zaangażował się nie szeregowy poseł, znany z niechlubnego udziału w zawłaszczaniu przez państwo mediów publicznych, lecz osobiście prezes partii rządzącej, co znalazło wyraz w potocznej nazwie ustawy o ochronie zwierząt: piątka Kaczyńskiego.

Hodowcy daremnie alarmują, że nakładane na nich zakazy służą rozkwitowi zagranicznej. w tym ukraińskiej konkurencji. Presję na likwidację polskich hodowli wywierały zachodnioeuropejskie radykalne organizacje proekologiczne. Wiele z nich pozostaje dyskretnie powiązanych z obcymi hodowcami.

Z kolei Komisja Europejska ogłosiła raport o stanie praworządności we wszystkich 27 państwach członkowskich. Polska za rządów PiS wypada w nim fatalnie. Nie chodzi tylko o stwierdzenie podporządkowania prokuratury a stopniowo również sądów partii rządzącej. Raport wykazuje, że chociaż deklarowanym celem reformy autorstwa Zbigniewa Ziobry miało być skrócenie postępowań sądowych, w czasach PiS uległy one jeszcze wydłużeniu, dotkliwemu dla obywatela. Napiętnowano również dyspozycyjność działania służb antykorupcyjnych wobec rządu w dwóch państwach UE: Polsce (CBA) i Rumunii.

Jednak jeszcze tego samego dnia, zamiast zająć się zapobieganiu zagrożeniu koronawirusem w ponownie otwartych od 1 września szkołach – ustępujący już minister edukacji Dariusz Piontkowski prezentował graffitti, wykonane przez nieznanych sprawców na frontonie gmachu resortu. Napisy, w tym “Twoje dziecko LGBT” oraz imiona dzieciaków, które popełniły samobójstwo, nawiązywały do domniemanej dyskryminacji osób o mniejszościowej orientacji seksualnej w polskich szkołach. Na odchodnym już Piontkowski swój cel osiągnął, prowokując stronę przeciwną do niemądrych deklaracji, bo posłanka Agnieszka Dziemianowicz-Bąk ogłosiła, że nocny wyczyn graficiarzy nie jest wandalizmem: to oczywista nieprawda, również dlatego, ze siedziba MEN to chroniony przez konserwatora zabytek. Budynek przetrwał wojnę.  

Bezradna wobec spraw konkretnych, władza akcentuje i podsyca konflikty ideologiczne. Nic nie kosztują, a poparcie tracą polityczni konkurenci.

Już przed wyborami do Parlamentu Europejskiego rządzący podobnie uwypuklali spór o prawa LGBT, ponieważ sojusznikiem Platformy Obywatelskiej w ramach zawiązanej wtedy Koalicji Europejskiej obok mocno akcentującej te kwestie Lewicy było również Polskie Stronnictwo Ludowe, którego wyborcy reprezentują bardziej tradycyjne przekonania. Manewr się powiódł. Koalicja wybory przegrała, PiS wygrał.  Co więcej – świadomi wewnętrznych problemów, jakich przysporzyło mu publiczne wspieranie “odmieńców”, konserwatywne obyczajowo PSL nie chciało już do kolejnych wyborów, do Sejmu iść z PO i SLD, co spowodowało również wymówienie przez Platformę koalicji Lewicy. Można więc mówić o sprowokowanej przez PiS reakcji łańcuchowej. W trakcie Marszu Wolności przed wyborami europejskimi, zorganizowanego przez PO ostentacyjnie poubierani przedstawiciele środowisk mniejszości seksualnej dumnie wepchnęli się do drugiego szeregu, tuż za partyjnymi liderami, a na próby wyznaczenia im skromniejszego miejsca odpowiadali butnie: – Zawsze szliśmy z tyłu, to dziś idziemy z przodu.

Do wyborów do Sejmu niedawni koalicjanci poszli jesienią ub. r. osobno, a zwycięzcą i to samodzielnym został powtórnie PiS. Razem ruszyli za to do Senatu, gdzie powstała demokratyczna większość, a marszałkiem został Tomasz Grodzki, wywodzący się z PO ale poparty również przez PSL, Lewicę i niezależnych.

Piątka Kaczyńskiego okaże się jednak ciężką próbą dla tego sojuszu. Wicemarszałek Sejmu Piotr Zgorzelski z PSL oznajmił, że ludowcy oczekują w Senacie wycofania zakazu uboju rytualnego, przedłużenia okresu przejściowego na likwidację farm futerkowych z roku do dziesięciu lat oraz przyjęcia zasady, że wkraczającym na teren gospodarstwa hodowlanego przedstawicielom organizacji pozarządowych (w praktyce chodzi o zielonych radykałów, przez rolników przezywanych nawet ekoterrorystami) musi towarzyszyć inspektor weterynarii. Od spełnienia tych warunków ludowcy uzależniają przetrwanie koalicji. Zapewne Lewica przyjmie inne stanowisko, a większość Platformy w Sejmie zagłosowała… za piątką Kaczyńskiego, niektórzy posłowie wierzyli zapewne szczerze, że naprawdę ochroni ona zwierzęta.

Wrzucenie przez PiS do debaty publicznej kolejnego kontrowersyjnego tematu – kwestii LGBT – z pewnością nie ułatwi porozumienia wywodzącym się z różnych tradycji koalicjantom senackim.

Nadające od dawna ton głównej narracji w polskiej polityce PiS czyni więc to świadomie. 
Służy temu również eksponowanie grubo ponad miarę listu 50 ambasadorów, ujmujących się za zagrożonymi jakoby w Polsce prawami społeczności LGBT. Stanowi on oczywisty despekt dyplomatyczny, ale paradoksalnie – PiS samo okazuje się temu winne, bo nadskakiwało zagranicznym partnerom ile wlezie zabiegając o status “najlepszego sojusznika Ameryki”, do tego stopnia, że w Warszawie zorganizowano inspirowaną przez Stany Zjednoczone konferencję międzynarodową w sprawie Iranu… bez udziału przedstawicieli tego państwa. Chociaż z Teheranem – obojętne, kto tam rządził – poprawne stosunki zachowaliśmy nawet w czasach PRL, cesarzowa Iranu została wtedy nawet wyróżniona polskim Orderem Uśmiechu. 

Charakterystyczne, że impertynencki “list 50” podpisali nie tylko Georgette Mosbacher z USA czy ambasadorowie Francji i Belgii, ale również przedstawiciele Ukrainy czy Indii, a więc krajów o niższych standardach demokracji niż polskie. Sygnatariuszami zostali nawet przedstawiciele Meksyku, Izraela i RPA, a więc państw mających bez porównania poważniejsze niż my perypetie z praworządnością, a nawet ambasador całkiem już dyktatorskiej Wenezueli.

Joe Biden, demokratyczny kandydat na prezydenta USA przy innej okazji skrytykował “strefy wolne od LGBT” w Polsce – tyle, że te ostatnie nie są u nas prawem, lecz symbolem, wykreowanym z inicjatywy konserwatywnych samorządów. W praktyce niczyich swobód tam się nie ogranicza. Zaś zapał fundamentalistycznych radnych w podejmowaniu takich uchwał zaraz ostygł, gdy przekonali się, że z ich powodu stracą środki pomocowe z Unii Europejskiej.

Rzeczowe i umiarkowane podejście do tematu prezentują również hierarchowie polskiego Kościoła. Arcybiskup Stanisław Gądecki zakazał zbierania w Wielkopolsce podpisów pod projektem promowanej przez Kaję Godek ustawy “Stop LGBT”, bo nie jest on zgodny z nauczaniem społecznym Kościoła.

Za to dla PiS ataki na Polskę jako kraj pozbawiony tolerancji wobec odmienności to znakomita okazja, by pokazowo się oburzać i zademonstrować wstawanie z kolan. Podobnie Andrzej Duda w kampanii prezydenckiej piętnował “ideologię LGBT” wtedy, gdy bał się, że doścignie go Rafał Trzaskowski.

Podobnej stanowczości w sprzeciwianiu się zagranicznym naciskom zabrakło polskim władzom przy konkretnych sprawach. Dyskryminująca polską wieś ustawa o ochronie zwierząt wymuszona została w znaczniej mierze przez międzynarodowe lobby ekologiczne, a sprzyja konkurentom polskich hodowców. Wygaszanie polskiego górnictwa – z zapowiedzią zamknięcia ostatniej kopalni do 2049 r. – odbywa się w porozumieniu z liderami sprzyjających PiS organizacji związkowych, również po myśli zagranicznych “zielonych” lobbies ale bez ogłoszenia strategii zastępowalności węgla w Polsce przez inne źródła energii. Ta sama władza jeszcze niedawno uchwalała przepisy niekorzystne dla elektrowni wiatrowych, w praktyce likwidatorskie, a potentatem w dziedzinie energii odnawialnej wcale nie jesteśmy…

Wcześniej władza, głosząca wstawanie z kolan, ustąpiła w sprawie zapisów nowelizacji ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej, penalizujących oskarżenia Polaków o współudział w Holocauście. Zmiany zaraz po ich wprowadzeniu pośpiesznie cofnięto, w czym uczestniczyli amerykańscy i izraelscy eksperci, nie tylko z katedr historii ale nawet… ze służb wywiadowczych. Za to Ukraina, która zdążyła włączyć do swoich kodeksów podobne regulacje, chroniące dobre imię masowo mordującej Polaków a także Rosjan i Żydów oraz kolaborującej z Niemcami Ukraińskiej Powstańczej Armii… zachowała je w swoim prawodawstwie.

W Polsce nie ma dziś masowej dyskryminacji osób o odmiennej orientacji seksualnej. Działają ich organizacje i kluby, a także liczne gender studies, życzliwe ich kulturowym aspiracjom. Mniejszości seksualne nie stanowią wielkiego elektoratu, ich liczbę Barbara Pietkiewicz, która przed 40 laty wykorzystując złagodzenie cenzury po Sierpniu pierwsza zaczęła pisać o “tych sprawach” szacowała na 1-2 proc społeczeństwa, najwięksi nawet entuzjaści gender mówią co najwyżej o 5 proc. Homoseksualizm nie był w Polsce penalizowany nawet w PRL, jak w tym samym czasie w Wielkiej Brytanii. Zaś na wprowadzenie małżeństw jednopłciowych a tym bardziej możliwości adoptowania dzieci przez takie pary brak u nas przyzwolenia społecznego, więc politycy wcale nie kwapią się występować z inicjatywą podobnych regulacji.

Jednak wojna o LGBT okazuje się korzystna zarówno dla radykałów z obu stron, jak liderów politycznych, bo odwraca uwagę od ich niepowodzeń i braku stanowczości w sprawach najważniejszych dla zwyczajnego Polaka, jak zapobieganie zakażeniom COVID-19 i łagodzenie gospodarczych następstw pandemii. Dlatego Jarosławowi Kaczyńskiemu, Mateuszowi Morawieckiemu oraz Andrzejowi Dudzie to zimna wojna się opłaci, z czego nie zawsze zdają sobie sprawę ich oponenci. 

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 10

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here