Porównanie polskiej polityki, a przynajmniej związanych z nią wątków śledczych, do sitcomu, okazuje się coraz bardziej zasadne.
Najpierw dowiedzieliśmy się, że nagrania polityków rządzącej wtedy PO z restauracji “Sowa i Przyjaciele” handlarz węgla Marek Falenta przekazał Rosjanom w odległym Kemerowie w Kuzbasie, wychodząc w tym celu z zakrapianej imprezy w hotelowej łaźni. W drugim odcinku okazało się, że syn b. premiera Donalda Tuska, Michał przyjąć miał łapówkę w wysokości 600 tys euro, wręczoną w reklamowej torbie marketu Biedronka, w zamian za przychylność ówczesnej władzy dla importowych węglowych interesów. Co ciekawsze, w obu wypadkach źródłem wiedzy jest ten sam człowiek, współpracownik Falenty, Marcin W.
Wiarygodność tej osoby, niewątpliwie zmierzającej do wyrobienia sobie najkorzystniejszej relacji z wymiarem sprawiedliwości, okazała się wystarczająca, żeby całe narracje zbudowali na niej kolejno: były prezydent Zjednoczonej Europy i obecny lider Platformy Obywatelskiej Donald Tusk oraz minister sprawiedliwości w pisowskim rządzie i prokurator generalny Zbigniew Ziobro.
Falstart Tuska, kontratak Katona
Pasjonujące okazuje się pytanie, kto podpowiedział Tuskowi odgrzewanie po ośmiu latach afery z nagraniami z “Sowy”, dla Platformy niewątpliwie niekorzystnej, skoro na zarejestrowanych taśmach znajdują się wulgarne i po prostu pijackie monologi prominentów PO, takich jak Bartłomiej Sienkiewicz i Radosław Sikorski. Wśród autorów utrwalonych wypowiedzi znajduje się także dawny doradca Tuska, a obecny premier rządu PiS Mateusz Morawiecki. Nie tym jednak kierował się lider Platformy, powtórnie aferę odpalając.
Nie ulega już wątpliwości, że na tym stracił: teraz sam musi się tłumaczyć, atakowana jest jego rodzina. Do odwrócenia ról przyczynił się Zbigniew Ziobro. Jeszcze niedawno walczący o przetrwanie w PiS lub myślący o powołaniu konkurencyjnego ugrupowania, czemu zresztą sondaże nie wróżyły powodzenia – powraca w roli frontmana, znanej z czasów sejmowej komisji śledczej do zbadania afery Lwa Rywina, która wprowadziła Ziobrę do politycznej pierwszej ligi. Ale gdy na Katona pozował po raz wtóry, kiedy za pierwszych rządów PiS demonstrował “dyktafon – klucz do trumny Andrzeja Leppera”, zresztą ówczesnego koalicjanta – przegrał bo przelicytował, a jego ugrupowanie straciło władzę. Afera gruntowa odebrała Ziobrze nimb skuteczności, który zawdzięczał sprawie Rywina.
Teraz publicznie przywołuje zeznania tego samego świadka, Marcina W., współpracownika Falenty w handlu wschodnim węglem, do którego wiedzy w sprawie okoliczności spotkania w Kemerowie w Zagłębiu Kuźnieckim tak wielką wagę przypisuje Tusk. Od gubernatora Amana Tułajewa, który miał nagrania zakupić, trafiły one bowiem do rosyjskich służb specjalnych, a stamtąd z powrotem do Polski, gdzie upubliczniono je, korzystając z kontaktów tych ostatnich. W opinii Tuska przyczyniło się to do utraty władzy przez PO na rzecz PiS w 2015 r.
Syn wodza i torba z Biedronki
Ziobrę interesuje jednak inne świadectwo Marcina M.: miał on zeznać, że wręczał łapówkę synowi byłego premiera Michałowi Tuskowi w zamian za przychylność ówczesnego obozu rządzącego dla planów biznesowych Falenty. Syn premiera otrzymać miał 600 tys euro, sumę już wówczas ogromną, a po obecnym kursie jeszcze bardziej imponującą. Zapakowaną w dodatku w torbę popularnej sieci “Biedronka”.
Stanowiło to rodzaj manifestacji obyczajowej pogardy, jaką dostawcy tych środków żywili dla ich beneficjenta, tytułowanego za plecami “żulem”. Zależało im tylko, aby załatwił, co trzeba.
Obie strony mają już się z czego tłumaczyć. Syna Tuska rządzący w Polsce po 2015 r. próbowali już wplątać w aferę Amber Gold, co jednak nie do końca im się udało. Trudniej przyjdzie byłemu premierowi wyjaśnić szerokiej opinii, dlaczego jest przekonany, że wspólnik Falenty łże w sprawie łapówki dla Michała T., za to mówi prawdę o okolicznościach pertraktacji w “ruskiej bani” w kuzbaskim Kemerowie.
Rolą Ziobry pozostaje złożenie dającego chociaż pozór wiarygodności wyjaśnienia, dlaczego skoro zapisy przesłuchań z wątkiem łapówki dla syna Tuska pochodzą z lat 2014-21, to upubliczniono je dopiero teraz, w trzy dni od publikacji springerowskiego “Neewsweeka” na temat spotkania w Kemerowie i zaraz po zaangażowaniu się samego Tuska w odgrzewanie afery z taśmami z Sowy, dotychczas dla jego formacji kłopotliwej, bo nie da się udowodnić, że platformerscy politycy mówią tam rzeczy eleganckie i rozsądne.
Powraca problem, kto doradził Tuskowi, by rzecz odpalić tak niefortunnie. Zaatakować i zaraz dać się zepchnąć do defensywy. Suflował mu to zapewne nie żaden “kret” rosyjski ani pisowski, ale raczej ktoś, komu zależy na nowym rozdaniu w głównej partii opozycji. Donald Tusk na razie traci na tym, co sam lekkomyślnie zaczął. Zyskuje za to wyraźnie do niedawna spisywany na straty Zbigniew Ziobro. Czerpie teraz satysfakcję z tego, że Tusk musi publicznie pokazowo oburzać się na ataki na własną rodzinę, w sytuacji gdy jeszcze niedawno to żona ministra sprawiedliwości Patrycja Kotecka znajdowała się pod stałym ostrzałem platformerskich mediów za domniemane kontakty z gangsterami. Teraz role się odwróciły. I wciąż nikt nie przebiera w środkach, bo obie strony karmią swoje twarde elektoraty i utwierdzają je w wierze. Za to sceptycy, zastanawiający się dopiero, na kogo w przyszłości zagłosować, obserwują cały spektakl z niesmakiem i pogłębiającym się niepokojem. W ustalenie prawdy obiektywnej mało kto wierzy. Ale ruska bania i torba z Biedronki z 600 tys. euro w środku już zaistniały w świadomości Polaków. Nie przyczyni się to do poprawy zdania o politykach ani frekwencji w wyborach.
Pamiętamy jednak: to nie ostatni odcinek. Sitcom trwa. Już kolejna odsłona zmienić może bilans zysków i strat.