czyli w 39 lat od 13 grudnia 1981 r.

Stan wojenny wprowadzali partyjni liberałowie, przedtem pokonali twardogłową frakcję PZPR, której na rękę była nawet interwencja radziecka. Prawem innego paradoksu – komunistyczna władza, co wcześniej zepchnęła gospodarkę na skraj przepaści, logistykę milicyjno-wojskowej operacji “przywracania porządku” przeprowadziła bezbłędnie.  

Nie odbyło się to jednak w białych rękawiczkach, jak utrzymywali rządzący, o czym świadczy przebieg wydarzeń w kopalni Wujek, gdzie podczas łamania strajku milicja 16 grudnia 1981 r. zabiła dziewięciu górników czy w Lubinie gdzie 31 sierpnia następnego roku padło trzech zabitych. Do tego tragicznego bilansu dodać trzeba liczne ofiary działań “nieznanych sprawców” a także osoby do których po odcięciu przez władzę łączności nie dojechało pogotowie.

Jednak liczba wszystkich ofiar stanu wojennego przez rok jego obowiązywania pozostaje dziesięć razy mniejsza od obecnej statystyki dziennych zgonów na COVID-19. Nie oznacza to oczywiście, że powinniśmy być wdzięczni nieżyjącym generałom Wojciechowi Jaruzelskiemu i Czesławowi Kiszczakowi za jego wprowadzenie i łagodny przebieg. Podobnie jak nie usprawiedliwiają jego autorów praktyki obecnej, pochodzącej z demokratycznych wyborów władzy, która z ich doświadczeń korzysta w kwestii inwigilacji obywateli (nachodzenie sąsiadów Jarosława Kaczyńskiego) czy sposobu traktowania demonstrantów (pałki teleskopowe w rękach cywilnych funkcjonariuszy).

Wprowadzenie stanu wojennego oznaczało dla Polski siedem straconych lat, milionową emigrację, zubożenie i zatrzymanie perspektyw kilku pokoleń, wielu z poniesionych wówczas strat nie odrobiliśmy do dzisiaj.

W 1981 r. 13 grudnia przypadał w niedzielę. Okazał się optymalną datą przeprowadzenia operacji, bo w wojsku zatrzymano dłużej rocznik, który powinien odejść do cywila a powołano już nowych poborowych, zaś bliskość Swiąt Bożego Narodzenia pozwalała zakładać, że w tym terminie opór społeczny okaże się słabszy lub przynajmniej szybciej wygaśnie. Już dzień wcześniej, w sobotę 13 grudnia jak relacjonuje Andrzej Paczkowski (“Pół wieku historii Polski…”) “od godz. 15,40 wysyłano do komend wojewódzkich MO szyfrogramy nakazujące rozpoczęcie akcji i ogłaszano stan alarmu w wyznaczonych do działania jednostkach wojskowych. Około godziny 23,30 jednostki MSW (grupy specjalne, oddziały ZOMO, jednostki antyterrorystyczne, zespoły funkcjonariuszy SB, oddziały Jednostek Nadwiślańskich) wspierane przez wojsko przystąpiły do jednoczesnej akcji. W centrach telekomunikacyjnych przerwano wszystkie połączenia krajowe i zagraniczne, obsadzono radio i telewizję” [1].

Wśród żołnierzy Ludowego Wojska Polskiego w czerwonych beretach jednostek powietrzno-desantowych chroniących gmach telewizji znajdował się obecny przewodniczący NSZZ “Solidarność” Piotr Duda. Jarosław Kaczyński – jak wypominają skandujący pod jego willą demonstranci – 13 grudnia spał do południa. Ale wielu innym władza nie pozwoliła na spokojny sen.

“Do tysięcy mieszkań wyruszyły grupy składające się z milicjantów i funkcjonariuszy SB z zadaniem wręczenia nakazu internowania i przewiezienia do odpowiedniej komendy (komisariatu) MO uprzednio wytypowanych osób” [2]. Ich listy ułożono dużo wcześniej, przyjeżdżano więc nawet po osoby, przebywające wtedy za granicą. 
“Jednostki pancerne i zmechanizowane wyruszyły w stronę węzłów komunikacyjnych, tras wylotowych, głównych skrzyżowań, gmachów rządowych, obiektów strategicznych. Także budynków ambasad. Gen. Jaruzelski, wraz z najbliższym otoczeniem, przebywał w gmachu Rady Ministrów, gdzie Wiesław Górnicki zakończył pisanie tekstu deklaracji premiera, I sekretarza, ministra obrony narodowej i przewodniczącego – jeszcze nie ujawnionej – Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego (WRON) w jednej osobie” – ironizuje Paczkowski [3]. 

Tymczasem kierownicze grono związkowców debatowało długo w noc przekonane, że władze nie poważą się na rozwiązanie siłowe, bo przecież wcześniej niektórzy członkowie Komisji Krajowej zapewniali, że jeśli tak postąpią to “bój to ich będzie ostatni” a nawet, ze w razie czego “kremlowskie kuranty zagrają Mazurka Dąbrowskiego”. Gdy lider Regionu Ziemia Łódzka NSZZ “Solidarność” Andrzej Słowik ostrzegł zebranych, że dotarły do niego wiadomości o wzmożonych ruchach wojska i milicji, z sali usłyszał – cóż za humor sytuacyjny – pamiętne:
– Nie kracz, Słowik…

Bogdan Lis, później obok Zbigniewa Bujaka, Władysława Frasyniuka i Tadeusza Jedynaka czołowy organizator solidarnościowego podziemia, w książce “Konspira” przyznaje: “(..) wielu działaczy wierzyło, że z władzą można się dogadać, że komuniści nie są tacy źli, że konflikty to wynik nieporozumienia, że nie dojdzie do użycia przemocy. Panowało u nas również poczucie własnej winy, a jeszcze odrębną sprawą była chęć posiadania komfortu psychicznego, że nic nam nie grozi. Główną słabość Solidarności, szczególnie pod koniec 1981 r. widziałbym w bufonadzie działaczy (..), ton nadawali ci, którzy potrafili głośno mówić” [4]. 

W szesnastomiesięcznym okresie legalnego działania NSZZ “Solidarność” szczyt poparcia dla niej przypadł na czas kryzysu po pobiciu działaczy związkowych w Bydgoszczy w marcu 1981 r, później już ono spadało, z powodu narastających trudności życia i niedoborów na rynku, spowodowanych również gromadzeniem żywności i artykułów pierwszej potrzeby przez władze w oczekiwaniu na moment “rozwiązania siłowego”. 
Przebieg nocy z 12 na 13 grudnia tak dalej opisuje Paczkowski: “uczestnicy obrad Komisji Krajowej “Solidarności” zaczęli opuszczać teren Stoczni. Oznaczało to, że skoncentrowane w Gdańsku siły porządkowe mogą wkroczyć do akcji nie obawiając się oporu ze strony zgromadzonych w jednym miejscu przywódców dziesięciomilionowej organizacji. I sekretarz KW PZPR w Gdańsku Tadeusz Fiszbach, otrzymał z centrali polecenie przeprowadzenia rozmowy z Wałęsą i nakłonienie go do udania się do Warszawy “na rozmowy z przedstawicielami władz państwa”” [5]. Wydarzenia nie sprzyjały jednak negocjacjom, o czym świadczy sposób potraktowania kolegów Wałęsy z kierownictwa Związku: “Krótko po godz. 1.00 ZOMO otoczyło hotele, w których nocowali członkowie władz i doradcy “Solidarności”, przystępując do zatrzymania obecnych. O godz. 3,00 Wałęsa oświadczył, że pod przymusem zgadza się na wyjazd do Warszawy. Gdy w eskorcie SB wieziono go na lotnisko, gen. Jaruzelski jechał do studia, które mieściło się w koszarach pułku łączności wojsk lotniczych, aby nagrać przemówienia dla radia i telewizji” [6].

Tymczasem, jak opisuje w “Kościele obywatelskim” Andrzej Anusz “13 grudnia 1981 o godzinie 5.30 rano do rezydencji Prymasa przy ul. Miodowej zgłosili się przedstawiciele władz: Kazimierz Barcikowski w towarzystwie gen. [Mariana] Ryby i ministra Jerzego Kuberskiego, którzy powiadomili Prymasa o wprowadzeniu stanu wojennego. Prymas Glemp należał do tych osób, które (..) zostały zawiadomione oficjalnie o wprowadzeniu stanu wojennego, zanim zaczęto emitować przemówienie gen. Wojciecha Jaruzelskiego” [7]. Gabriel Meretik ujawnił, że wcześniej Barcikowski dwukrotnie najpierw o 2,30 w nocy potem raz jeszcze, gonił Kuberskiego na Miodową, ale wysłannika kołatającego do prymasowskich bram uznano tam za natręta i nie wpuszczono [8]. 

Jeszcze tego samego dnia kard. Józef Glemp powie w Częstochowie studentom, że “mądrość to nie jest rozbijanie muru głową, bo głowa nadaje się do innych rzeczy” [9]. Po spotkaniu z doradcami, m.in. mecenasem Janem Olszewskim w kazaniu nadanym przez radiu oznajmi: “będę prosił, choćbym miał boso iść i na kolanach błagać: nie podejmujcie walko Polak przeciw Polakowi” [10].     

Wiemy już, co robili główni aktorzy wydarzeń. A statyści? “W zimną, grudniową noc żołnierze, zajmujący – pod osłoną czołgów i wozów pancernych (SKOT) – pozycje w opustoszałych o tej porze miastach zaczynali rozpalać koksowniki” [11]. Wystających na rogach ulic tych Bartków Zwycięzców z LWP szekspirolog i eseista Jan Kott porównał tamtej zimy do rzymskich prostytutek. A w filmie “80 milionów” Waldemara Krzystka jest scena, jak bohaterka słysząc chrzęst gąsienic czołgów podbiega do okna, by z ulgą stwierdzić:

– Nasze. Nie radzieckie!
We wprowadzeniu stanu wojennego uczestniczyło 70 tys żołnierzy i 30 tys funkcjonariuszy MSW. Wyprowadzono 1750 czołgów, 1400 transporterów opancerzonych i 500 wozów bojowych piechoty. Jedną czwartą tych sił rzucono na węzeł warszawski.
Przemówienie Jaruzelskiego radio nadawało od godz. 6,00 rano zaś telewizja od południa.
Godzinę milicyjną wprowadzono od 22,00 do 6 rano. Smiano się z niej zwłaszcza na wsi, gdzie milicjant zwykle był sąsiadem i często też się zasiedział przy wódeczce. Humor zresztą pojawił się od razu. Na murach pisano “junta juje”. Jaruzelskiego porównywano do chilijskiego dyktatora Augusto Pinocheta, z którym poza generalskim mundurem i tytułem łączyły go ciemne okulary. Nie brakowało też jednak grozy, pojawiały się zdementowane później pogłoski m.in. o śmierci Tadeusza Mazowieckiego albo rozstrzeliwaniu żołnierzy odmawiających wykonania rozkazu, żadna z nich później się nie potwierdziła. Ale budowały atmosferę.  

W “Raporcie o stanie wojennym” Marka Nowakowskiego starsza kobieta podchodzi do żołnierzy czatujących przy koksowniku i zwraca się do jednego z nich.
– Żal. Żal ciebie, żołnierzyku. Krew… Krew na śniegu.
– Co wy, babko – pyta zakłopotany żołnierz i czubkiem buta rozgniata śnieg.

Krew polała się parę dni później, 16 grudnia w katowickiej kopalni Wujek, gdzie górnicy skutecznie się bronili a szturmujące ZOMO użyło broni palnej z amunicją ostrą. Strajkujące fabryki zdobywano jedną po drugiej, dotknęło to Stocznię Gdańską i Hutę Katowice, siłą rozbito nawet strajk w dostojnym Instytucie Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk w warszawskim Pałacu Staszica.

Najdłużej w oporze, podziemnym jak najbardziej dosłownie, wytrwali górnicy kopalń “Ziemowit”, co na powierzchnię wyjechali w wigilię i “Piast”, którzy protest zakończyli już po Swiętach, 28 grudnia 1981 r. Finał ich protestu oznaczał ostateczną pacyfikację kraju. Jak oddawała to ballada Jana Krzysztofa Kelusa : “Wyjeżdżajcie już chłopcy do Piasta /  Pora chłopcy opuścić tę dziurę  / Baby płaczą, napiekły wam ciasta / Złota klatka wyniesie was w górę (..) Wyjeżdżajcie, już szychta skończona / Pielęgniarki i lekarz są w szatni / Porozwożą was suki po domach / Mają wszystkich, wasz szyb jest ostatni”.
Pomimo internowań, zatrzymań i aresztowań w pierwszych dniach stanu wojennego nigdy nie przestały się ukazywać liczne ulotki, nie pozrywano więzi społecznych, informacji dostarczały zagraniczne rozgłośnie, zwłaszcza Wolna Europa i Głos Ameryki, których często słuchało się zbiorowo, w rodzinnym lub sąsiedzkim gronie. Wobec odcięcia telefonów odwiedzano się nawzajem i pomagano. Społeczeństwo szukało azylu w prywatności. Znalazło to również wyraz w rekordowej liczbie urodzin w kolejnym po stanie wojennym, 1983 roku. 

Jednak Jaruzelski i Kiszczak szybko przekonali się, że na bagnetach nie da się siedzieć. Tym bardziej, że zmarnowano szansę przeprowadzenia pod osłoną nadzwyczajnych praw stanu wojennego niezbędnych reform gospodarczych, choć rządząca ekipa początkowo deklarowała takie intencje. Komisarze wojskowi w liczbie 8 tys. nie radzili sobie z realnymi problemami zakładów pracy. W całym 1982 r, roku stanu wojennego, dochód narodowy w Polsce spadł o 6 proc.  Wobec fiaska centralnie sterowanej i administrowanej gospodarki jedynym wyrazem twórczych możliwości Polaków stały się firmy polonijne z kapitałem zagranicznym, na których działalność zezwoliła władza. 

Odradzał się tej opór społeczny. Wyłoniono podziemne kierownictwo Solidarności. Rozmach opozycyjnych demonstracji z 1 i 3 maja 1982 r zaskoczył władze. Natomiast nie powiodły się podobne akcje 31 sierpnia 1982 r, co najgorsze w Lubinie znów zginęli wtedy ludzie. Kolejnym symbolem stała się w Nowej Hucie śmierć dwudziestoletniego Bogdana Włosika, zastrzelonego w październiku 1982 r. przez funkcjonariusza służby bezpieczeństwa, który zresztą – jako jedyny po zmianie władzy – został za to po latach ukarany więzieniem. W listopadzie 1982 r. zwolniono z internowania Lecha Wałęsę. Solidarność jednak została zdelegalizowana.

Stan wojenny formalnie zawieszono od Sylwestra 1982 r, a zniesiono po wizycie Papieża na 22 lipca 1983 r, komunistyczne “święto narodowe”. Spotkanie Jana Pawła II z Wałęsą w Dolinie Chochołowskiej w trakcie tej pielgrzymki oraz przyznanie jesienią pokojowej nagrody Nobla przewodniczącemu Solidarności przekreśliły plan władz, aby – jak ujmował to rzecznik rządu Jerzy Urban – uczynić z Wałęsy “osobę prywatną”. Wprawdzie dziesięciomilionowa Solidarność przeszła do historii i nigdy nie odrodziła się w dawnej formie, bo wielu działaczy, zwłaszcza zakładowych z prowincji, trapionych represjami, których nie broniło Radio Wolna Europa jak intelektualistów z Warszawy, wyjechało z kraju, ale fenomen drugiego obiegu wydawniczego objawił się rozkwitem nielegalnych publikacji, książek i gazetek, trafiających w sumie do miliona Polaków. Procesy opozycjonistów, zwłaszcza dwóch kolejnych kierownictw KPN (1982 i 1986, w obu sądzony był Leszek Moczulski) i związkowców kontynuujących działania w podziemiu nie zastraszały społeczeństwa, które pozostawało bardziej zniechęcone niż sterroryzowane. Władza, pod naciskiem Zachodu i Kościoła, ogłaszała więc kolejne amnestie: największa z nich, we wrześniu 1986 r. reklamowana była jako wypuszczenie wszystkich więźniów politycznych.    Stan wojenny wprowadzali bowiem partyjni liberałowie, z Jaruzelskim na czele, w 1970 r. zaangażowanym w odsunięcie Władysława Gomułki po grudniowej masakrze stoczniowców na Wybrzeżu i zastąpienie go biegle mówiącym po francusku Edwardem Gierkiem. Czołowymi twarzami tej ekipy byli dziennikarze: wieloletni naczelny “Polityki” Mieczysław Rakowski oraz cięty felietonista Jerzy Urban. Więcej do powiedzenia mieli jednak generałowie: Czesław Kiszczak, kierujący MSW, Florian Siwicki zawiadujący Ministerstwem Obrony Narodowej oraz stojący na czele Urzędu Rady Ministrów Michał Janiszewski. Odsunęli frakcję partyjnego betonu, spoglądającą na wschód, jak Stefan Olszowski, Tadeusz Grabski czy pozostający przedmiotem licznych anegdot Albin Siwak.
Społeczeństwo jednak niewiele z tego liberalizmu władzy miało. Postrzegało sytuację przez pryzmat masowych braków w zaopatrzeniu, które sztukowano pomocą humanitarną z Zachodu idącą przez parafie. Wiele restrykcji stanu wojennego utrzymano, pomimo jego formalnego zniesienia. Stało się to przyczyną masowej emigracji z Polski, głównie osób fachowych i dobrze wykształconych, najchętniej do RFN. W latach 80 wyjechało ok. miliona osób.   

Nadzieje przywróciły dopiero majowe strajki z 1988 r, zorganizowane przez młode pokolenie robotników i studentów dla których zarówno pierwsza Solidarność jak stan wojenny pozostawały bardziej mitem niż osobistym doświadczeniem. Druga fala tych protestów zmusiła władze do podjęcia rozmów w Magdalence i przy Okrągłym Stole zakończonych uzgodnionymi wyborami z 4 czerwca 1989 r, po których komuniści oddali władzę. Straconego czasu nie dało się już jednak nadrobić. Za użycie siły przez generałów, nawet jeśli wspierali ich partyjni intelektualiści, Polska zapłaciła cenę wieloletniej cywilizacyjnej zapaści.         

[1] Andrzej Paczkowski. Pół wieku dziejów Polski 1939-1989. Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1995, s. 513
[2] ibidem      
[3] ibidem, s. 513-514
[4] Maciej Łopiński, Marcin Moskit, Mariusz Wilk. Konspira. Rzecz o podziemnej Solidarności. Editions Spotkania, Paryż 1985, s. 19  
[5] Paczkowski, op. cit, s. 514
[6] ibidem
[7] Andrzej Anusz. Kościół obywatelski. Akces, Warszawa 2020, s. 354
[8] Gabriel Meretik. Noc Generała. Alfa, Warszawa 1989, s. 85 
[9] Anusz, op.cit, s. 355
[10] ibidem, s. 357[11] Paczkowski, op. cit, s. 514

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 5

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here