Ryski traktat pokojowy, zawarty 18 marca 1921 r. z Rosją Radziecką zapewnił Polsce osiemnaście lat pokoju i sankcjonował efekty zwycięstw odniesionych w poprzednim roku na szańcach Warszawy i nad Niemnem. Chociaż granicę wytyczono tak jak chcieli polscy negocjatorzy, za kordonem pozostało ponad milion Polaków, z których wielu padło później ofiarą stalinowskich represji.

Zakończył wojnę, która rozgorzała samorzutnie w miarę zajmowania kolejnych terenów przez oddziały polskie i bolszewickie, ale nad Wisłą w sierpniu 1920 r. przerodziła się w walkę o niepodległość, gdy wróg miał już plan przejścia “po trupie Polski do rewolucji światowej” (jak zapowiadał Michaił Tuchaczewski) oraz zaniesienia rewolucji na bagnetach Armii Czerwonej do Niemiec (tak cel wojny określił Włodzimierz Ilicz Lenin).

Gdy latem 1920 r. zachodnie demokracje cieszyły się już pokojowym świętem Igrzysk Olimpijskich w Antwerpii (przy czym Niemcy wykluczono z zawodów “za zbrodnie wojenne”), Polska znów musiała bronić zbrojnie świeżo uzyskanej niepodległości. Przyniosła nam ją pierwsza wojna światowa dzięki czynowi zbrojnemu Legionów, geniuszowi strategicznemu Józefa Piłsudskiego oraz talentom dyplomatycznym Ignacego Paderewskiego i Romana Dmowskiego a wreszcie zdolności trybunów ludowych Ignacego Daszyńskiego i Wincentego Witosa do ukierunkowania energii mas na pracę państwową. Ale też działania wojenne trwały dla naszych przodków dwa i pół roku dłużej niż dla zwycięzców globalnego konfliktu.

Prof. Witold Modzelewski ma rację, gdy wykazuje, że w przededniu wyprawy kijowskiej, której niepowodzenie ściągnęło bolszewickie dywizje pod Warszawę leninowska strona konfliktu w rokowaniach oferowała polskiej więcej nawet niż uzyskaliśmy w Rydze. Zaś konieczność obrony Warszawy przesądziła o polskiej przegranej w plebiscycie na Warmii i Mazurach (11 lipca 1920 r. a więc nieco ponad miesiąc przed apogeum bitwy nad Wisłą). Walcząc o Kijów straciliśmy Olsztyn. Przesądziło to o niemożności skutecznej obrony kraju we wrześniu 1939 r. Pogorszyliśmy też sobie sytuację na Śląsku przed plebiscytem, gdzie drugie powstanie wybuchło również latem 1920 r. a głosowano w marcu następnego roku. 

Teren rozmów był neutralny, Łotwa wtedy już niepodległa. Rozejm, ale jeszcze nie pokój, zawarto 12 października 1920 r, co stanowiło efekt polskiego zwycięstwa w późniejszej niż warszawska bitwie niemeńskiej w trzeciej dekadzie września. Jak ocenia Paweł Zaremba w “Historii Dwudziestolecia”: “Gdyby delegacja bolszewicka w Rydze tego dnia rozejmu nie podpisała, armia polska mogła była maszerować dalej na wschód aż do momentu, gdy wydłużona komunikacja i rozrzucenie w przestrzeni nie odebrałoby jej zdolności manewrowej. Wówczas też dopiero strona rosyjska mogłaby odtworzyć skuteczną obronę, może już za bramą smoleńską, gdy o kierunek moskiewski by chodziło. Było mało szans, by mogło to nastąpić przed zimą, co wyraźnie stwierdzono na kilku kolejnych posiedzeniach Rady Komisarzy Ludowych na podstawie brutalnego w swej szczerości referatu [Lwa] Trockiego, któremu [Włodzimierz Ilicz] Lenin zlecił ocenę położenia” [1].   

Jak to ujmuje z kolei Stanisław Mackiewicz-Cat: “Po bitwie sierpniowej armia polska odniosła szereg sukcesów, wypędzając bolszewików z obszarów wschodnich. Czy mogła iść dalej? Faktem jest, że Piłsudski czuł się zwyciężony przez opinię publiczną, że Sejm był przeciwny dalszej wojnie, że opinia polska powszechnie bała się nowej wyprawy kijowskiej, że w dalszej wojnie z bolszewikami nie mógł Piłsudski liczyć nawet na poparcie lewicy, która na pewno by mu go odmówiła” [2]. 

Zawarcie rozejmu okazało się nieodzowne również z powodu dogadywania się bolszewików z Niemcami wtedy już grożącego – niczym w drugiej połowie września 1939 r. – wojną na dwa fronty. Nieoficjalny przedstawiciel leninowski w Berlinie Kopp porozumiewał się z ministrem spraw zagranicznych Rzeszy Walterem Simonsem. Jak potwierdza Paweł Zaremba, “w praktyce generał Seeckt przygotowywał okupację wojskową całego Pomorza i Poznańskiego” [3].  

Ale też trzeba było zawrzeć najpierw rozejm, później pokój z powodu ogromu zniszczeń i ofiar. Polska nie mogła wykrwawiać się w niekończącej się wojnie. Zwłaszcza, że możliwe cele dawno osiągnęto.

Wilno zostało zajęte 9 października 1920 r, drogą fikcyjnego – na użytek mocarstw zachodnich – puczu gen. Lucjana Żeligowskiego. Polacy wiedzieli, że zbuntował się na rozkaz Piłsudskiego. Zdjęło to z nas odpowiedzialność dyplomatyczną. Dopiero w maju 1922 r. wileński Sejm Orzekający podjął uchwałę inkoropracyjną.
Tymczasem w Rydze rozejm już zawarto i rozmawiano o trwałym pokoju.
Bolszewicy gotowi byli przystać na dowolną granicę aż do Berezyny “pod warunkiem obniżenia do 30 milionów rubli udziału w zapasach złota przechowywanych w dawnym Państwowym Banku Cesarstwa Rosyjskiego” [4]. Co się dalej działo z tym złotem, o tym jeszcze będzie mowa. Za to przewodniczący bolszewickiej delegacji Adolf Joffe zaproponował, żeby Polacy wzięli sobie Mińsk ale spotkał się z odmową Stanisława Grabskiego. 

Narodowi demokraci obawiali się bowiem wzmocnienia żywiołu białoruskiego i ukraińskiego w Polsce i dla tego celu poświęcili pozostającą za kordonem ludność polską.
Henryk Grabowski, przedstawiajacy się jako prawnuk Tadeusza Reytana pisał wówczas do Stanisława Grabskiego: “Wyrzeknie się Polska tego kraju bez zapewnienia mu nawet prawa wypowiedzenia się, co było w każdym razie Jej świętym obowiązkiem, bez wysłuchania jego woli (..). Stanisławie Grabski! Odpowiedzialność za haniebny pokój, który narzuciłeś Polsce pada na Ciebie (..). Bądź przeklęty imieniem tych wyzutych ze swojego mienia uczestników powstań!” [5]. 

Linie rozejmowa i graniczna pokrywały się niemal z granicą drugiego rozbioru. Dla pokoju trzeba było poświęcić sojuszników ukraińskich (Semen Petlura za Zbruczem walczył samotnie po czym udał się na emigrację, część jego internowanych u nas żołnierzy Piłsudski ceremonialnie przeprosił, bo też… tyle mógł dla nich zrobić). Polska uznała nie tylko Rosję radziecką ale republiki ukraińską i białoruską. 

Stanisław Mackiewicz-Cat następstwa pokoju ryskiego ujmował tyleż błyskotliwie co z sarkazmem: “Ten traktat pokojowy przewidywał odszkodowanie dla Polski w złocie, którego bolszewicy nigdy nie zapłacili i na którego zabezpieczenie Polska nie żądała żadnego zastawu, choć mogła to uczynić. Sowiety reprezentował Joffe. Delegacja polska była wyłoniona przez Sejm – przewodniczącym był Jan Dąbski, ludowiec, członkami – przedstawiciele wszystkich klubów sejmowych, którzy poczuli w sobie geniusz polityczny, ale niewątpliwie najsilniejszą wśród nich indywidualnością był prof. Stanisław Grabski. Na niego też spada odpowiedzialność czy zasługa, że traktat pokojowy z Rosją był przekreśleniem możliwości polityki Piłsudskiego na przyszłość, że był nowym zwycięstwem Dmowskiego (..). Polska otrzymała tyle Ukraińców i Białorusinów ile mogła ich strawić – oto było zwycięstwo programu Dmowskiego i Grabskiego” [6].

Główny bolszewicki negocjator z Rygi Adolf Joffe w 1927 r, ciężko chory – gdy Józef Stalin odmówił mu jako przedstawicielowi rozgromionej lewicowej opozycji trockistowskiej zgody na wyjazd na leczenie zagraniczne – popełnił samobójstwo.    

Granice wschodnie Polski uznały zwycięskie w wojnie światowej mocarstwa zachodnie dopiero w 1923 r. Jeszcze w trakcie wojny nie mogliśmy liczyć na tych twórców nowego wersalskiego ładu europejskiego. W skład Polski Dwudziestolecia weszły te ziemie, które sami sobie wywalczyliśmy i wynegocjowaliśmy, nikt inny za nas tego nie zrobił.

[1] Paweł Zaremba. Historia Dwudziestolecia (1919-39). Wydawnictwo Przyszłość, Warszawa 1983, t. 1, s. 210  
[2] Stanisław Mackiewicz-Cat. Historia Polski od 11 listopada 1918 r. do 17 września 1939 r. Pokolenie, Warszawa 1986, cz. I, s. 132 
[3] Paweł Zaremba, Historia Dwudziestolecia… op. cit, t. 1, s. 211 
[4] ibidem, t. 1, s. 215
[5] Henryk Grabowski. List do Pana Profesora Stanisława Grabskiego. Warszawa, 13 kwietnia 1921 r, archiwum prywatne 
[6] Mackiewicz-Cat, Historia Polski… op. cit, cz. I, s. 135

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 6

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here