Stwierdzenie, że wysłuchanie publiczne w sprawie zmiany prawa dotyczącego przerywania ciąży zostało zakłócone, jak utrzymują niektóre media głównego nurtu, nie oddaje tego, co w czwartek 16 maja działo się w sejmowej Sali Kolumnowej i głównym hallu przed nią. Prościej da się rzecz ująć, że składało się ono… z samych zakłóceń.
Jeśli wcześniej marszałek Szymon Hołownia uzasadniał odłożenie debaty, powołania komisji badającej wszystkie projekty, a zatem i wysłuchania, na czas po wyborach samorządowych rozbuchanymi po obu stronach emocjami – teraz już po ich terminie przekonaliśmy się, że obawy nie tylko okazały się zasadne ale żywiołowa ekspresja zupełnie nie zależy od kalendarza politycznego. W Polsce o aborcję kłócić się można w każdym terminie. Tym bardziej, że mamy przecież kolejną kampanię – przed eurowyborami 9 czerwca.
Kiedy obie strony krzyczą, zamiast mówić
Najpierw rozległy się gromkie pokrzykiwania, z obu stron, nad czym nikt zapanować nie potrafił, potem z sali wyszły zwolenniczki liberalizacji prawa antyaborcyjnego. Już przed salą zamiast dogrywki debaty mieliśmy do czynienia, przy obecności włączonych kamer telewizyjnych, ze wzajemnym przepychaniem się, wyrywaniem przygotowanych zawczasu mini-banerów (jedne zachwalały prawo wyboru, inne prawo do życia) i obrażaniem oponentów.
Nie był to już nawet spektakl dla nielicznej zresztą publiczności 24-godzinnych stacji telewizyjnych, tylko tumult.
Głównych sił politycznych w Polsce nie cechuje konsekwencja w sprawie zasad, dotyczących przerywania ciąży. Premier Donald Tusk teraz opowiada się za wolnym wyborem, ale przez poprzednie siedem lat sprawowania władzy (2007-14) nie zadbał o zbudowanie sejmowej większości wokół liberalizacji ustawy. Z kolei prezes PiS Jarosław Kaczyński oficjalnie optuje za ochroną życia, jednak w okresie pierwszych rządów swojej partii (2005-7) wypchnął z klubu parlamentarnego zwolenników rozszerzenia zakazu aborcji z ówczesnym marszałkiem Sejmu Markiem Jurkiem na czele a także posłami Marianem Piłką i Arturem Zawiszą.
Obecnie sprawująca władzę koalicja 15 października nie pozostaje jednolita w tej kwestii, bo Trzecia Droga nie skłania się ku aborcji na życzenie, propagując referendum. To dawna koncepcja Unii Pracy z początków transformacji ustrojowej. Do głosowania powszechnego wtedy jednak nie doszło, przed ponad 30 laty zawarto tzw. kompromis aborcyjny, zakazujący przerywania ciąży poza określonymi wyjątkami (gdy jest wynikiem przestępstwa, zagraża życiu lub zdrowiu matki bądź płód okazuje się niezdolny do życia). Zrezygnowano natomiast wówczas z karania kobiet.
Nawet ten kruchy kompromis został zburzony przez PiS za czasów jego drugich rządów w kraju. Bocznymi drzwiami, na mocy decyzji przejętego przez partię Kaczyńskiego Trybunału Konstytucyjnego – rozszerzono zakaz aborcji, zmuszając tym samym kobiety do rodzenia nieuleczalnie chorych dzieci. Środowiska kobiece nazwały tę zmianę okrutną, w debacie pojawiły się liczne głosy, że prawo nikogo nie może zmuszać do heroizmu.
W obecnej zaś sytuacji prym wiodą radykałowie. Widać to po obu stronach.
Kłócą się ze sobą publicznie zwolenniczka bezwzględnego zakazu aborcji Kaja Godek i Marta Lempart ze Strajku Kobiet, wyrastającego z jesiennych demonstracji 2020 r. przeciw zaostrzeniu prawa przez pisowski Trybunał Konstytucyjny. Środowiska skrajne bez reszty zdominowały dyskusję i przekształciły ją we wzajemne przekrzykiwanie.
Przebiera to rozmaite dziwaczne formy, skoro Polska Agencja Prasowa wysłała do relacjonowania żurnalistkę, która wcześniej była mężczyzną, a obecne znajduje się w trakcie zmiany płci. Gdy zadała pytanie działaczce ruchu obrony życia, usłyszała w odpowiedzi, że ta się nią brzydzi. Wszystko przed kamerami telewizyjnymi.
Dokładnie piętro wyżej, gdy to wszystko się działo w Sali Kolumnowej i przed nią, kontynuują strajk głodowy rolnicy, przeciwstawiający się “zielonemu ładowi” i niedostatecznej ich zdaniem ochronie polskich producentów przez rząd i resort przed napływem nie spełniającej norm unijnych ani krajowych ale za to tańszej żywności z zagranicy.
To sąsiedztwo dobitnie pokazało, że kwestia przerywania ciąży nie jest jedynym ani najbardziej dziś bulwersującym Polaków problemem społecznym.
Społeczny problem i polityczny wehikuł
W praktyce odnieść można raczej wrażenie, że to Konfederacja i Nowa Lewica – szczególnie aktywne, pierwsza we wspieraniu zwolenników zakazu aborcji, druga aktywistów na rzecz jej dopuszczenia – walczą ze sobą o czwarte miejsce w zbliżających się wyborach do Parlamentu Europejskiego, bo w sondażach różnica między nimi pozostaje nikła.
Nie jest z pewnością tak, że w kwestii ram prawnych określających zakres dopuszczalności przerywania ciąży nie da się wypracować wspólnych rozwiązań. Faktem pozostaje tylko, że nie potrafi ich wypracować obecna klasa polityczna. Ale też ich nie szuka, skupia się na pozyskiwaniu ułamków poparcia w badaniach opinii publicznej, jakie w jej przekonaniu zyskać można na podsycaniu napięcia wokół tradycyjnie od dziesięcioleci dzielącej Polaków kwestii.