Ucieczka do przodu
Zatrzymanie Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika przez policjantów, ich byłych podwładnych, w Pałacu Prezydenckim, akurat kiedy stamtąd wyjechał na spotkanie ze Swietłaną Cichonauską do Belwederu jego gospodarz Andrzej Duda, jasno pokazuje intencje Donalda Tuska. Premier ocenił, że nie da się prezydentowi szantażować wyborami przed terminem i sam zmierza w tym kierunku, żeby się odbyły.
Osłabiony po wyniku poprzedniego głosowania powszechnego z 15 października PiS, który pomimo osiągnięcia najlepszego rezultatu nie ma już premiera, ministrów ani wpływów w mediach państwowych, od których po ośmiu latach monopolu został odcięty poprzez wprowadzenie tam likwidatorów – miałby teraz kolejne wybory przegrać. Potwierdzają ten tok rozumowania sondaże, wedle których zaledwie 25 procent Polaków uznaje, że Jarosław Kaczyński powinien nadal kierować swoją partią. A na Prawo i Sprawiedliwość 15 października głos oddało 35 proc z nas.
Z drugiej strony tylko 41 proc poparcia dla poprzedniego radykalnego ruchu nowej władzy – likwidacji TVP, Polskiego Radia i PAP – pokazuje, że co czwarty wyborca “koalicji 15 października” tak stanowczych metod, wzbudzających przy tym wątpliwości prawne, nie aprobuje.
Donald Tusk jak się wydaje zważył to wszystko i zmierzył po czym postanowił, że nie zamierza być premierem Republiki Weimarskiej. Tylko przywódcą wzbudzającym respekt.
Posłanie za kraty Kamińskiego i Wąsika przecina możliwość dogadania się z prezydentem Andrzejem Dudą, bo to jego decyzja ułaskawienia ich obu w trakcie toczącego się postępowania sądowego uznana została przez rządzących za pozbawioną podstaw. I obaj pisowcy prominenci zostali aresztowani na jego terenie, co nabiera charakteru demonstracji. Pałac Prezydencki nie stał się azylem dla tych, co zmontowali fałszywą aferę, mającą pogrążyć Andrzeja Leppera: w chwili, gdy intryga powstawała, koalicjanta i wicepremiera pisowskiego rządu.
Teraz Tusk uznał, że kolejne tumulty w Sejmie, związane ze sporem o ważność mandatów Kamińskiego i Wąsika i tak mogą uniemożliwić uchwalenie na czas budżetu. Dałoby to Dudzie pretekst do rozwiązania parlamentu. Tusk zakłada, że zamiast się tego bać – lepiej wyjść zagrożeniu naprzeciw.
Zyska z pewnością poparcie zwolenników twardego rozliczenia nie ośmiu nawet ale dziesięciu lat władztwa pisowskiej ekipy – afera gruntowa, za którą Kamiński i Wąsik zostali skazani, miała miejsce w pierwszym dwuleciu rządów PiS, 2005-7, którym kres położyła nietrafna decyzja Kaczyńskiego o pójściu na wybory przed terminem. Tusk, teraz podejmując faktycznie podobną, musi liczyć się z utratą części umiarkowanych wyborców. A to ich głosy przesądziły o zbudowaniu po 15 października nowej demokratycznej większości.
Z pewnością można było sobie wyobrazić inną drogę. Amnestii dla polityków “ancien regime’u” mogłaby towarzyszyć abolicja podatkowa dla obywateli, uzasadniona choćby bezdusznością dotychczasowego systemu i skutkami pandemii dla gospodarki: w tym wypadku zwykli ludzie skłonni byliby zaakceptować wyrozumiałość wobec oddających władzę i nie gorszyłaby ona tak jak bezkarność komunistów po 1989 roku. Alternatywą dla obecnej już nie podjazdowej ale otwartej zimnej wojny z prezydentem Dudą stać się mogła koabitacja, czego zapowiedź mieliśmy przy okazji spotkania w związku z naruszeniem obszaru powietrznego Polski przez rosyjską rakietę między Świętami a Nowym Rokiem. Wszystko to już jednak przeszłość. Z miękkimi wariantami rozwoju sytuacji można się pożegnać. Zaczyna się próba sił. Za obecnie rządzącymi przemawia wynik wyborczy z października i głębokie potrzaskanie ich nie umiejących przegrywać oponentów. Zaś Kamiński z Wąsikiem aniołami nie są i do roli męczenników czy więźniów politycznych nie najlepiej się nadają. Tym bardziej, że pozprawnych metod nie używali przeciw Tuskowi ani jego ówczesnej partii Platformie Obywatelskiej lecz zastępcy własnego szefa Kaczyńskiego, co nadaje represyjnym działaniom obecnie rządzących pewien walor czy raczej pozór bezinteresowności.